wtorek, 28 września 2010

Spotkanie z Gen Aleksandrem Arkuszyńskim-Maj.

W najbliższą środę o 17.00 - 29 września  w sali widowiskowej na ulicy Tuwima 34 odbędzie się spotkanie z gen. Aleksandrem Arkuszyńskim-Maj, autorem książki "1945 - moja dalsza walka, wyzwolenie, ale czy niepodległość''. Współautor książki o 25 pułku piechoty AK, dowódca oddziału, który rozbił we więzieniu  struktury Urzędu Bezpieczeństwa w Pabianicach. Odznaczony Virtuti Militari i 3 Krzyżami Walecznych.
Zapraszamy.

poniedziałek, 27 września 2010

Łodzianie w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych część II

Przez cały PRL niszczona była pamięć na temat żołnierzy NSZ’u niestety również dzisiaj niektórzy jeszcze posługują się tą czarną zakłamaną legendą wymyśloną, aby niszczyć podziemie niepodległościowe. Naszym zadaniem więc powinno być odkłamywanie historii i z wdzięczności dla ludzi, którzy poświęcali się dla Polski, musimy dbać o ich dobre imię
jak i przekazywać wiedzę o żołnierzach NSZ kolejnym pokoleniom.

  Moraczewski Jan (1889 – 1987), ps. „Król”, kapitan WP, podpułkownik NSZ

           Urodził się 15 listopada 1889 r. w Łodzi. Do gimnazjum uczęszczał w Sieradzu i Częstochowie. Uczeń Szkoły Mechaniczno-Technicznej Wawelberga w Warszawie. W latach 1916-1918 służył w Polskiej organizacji Wojskowej w Sieradzu na stanowisku komendanta lokalnej placówki. W latach 1919-1920 brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 7 pułku artylerii polowej. W 1921 r. ukończył Wielkopolską Szkołę Podchorążych Piechoty. W latach 1921-1926 służył w 44p. strzelców kresowych w Równem. W tym okresie ukończył również: kurs CKM i broni w Chełmnie, kurs aplikacyjny Oficerów Obserwatorów w Toruniu oraz
kurs obserwatorów broni w 3 pułku lotniczym w Poznaniu. Pierwszy awans oficerski na stopień podporucznika w 1922 r., porucznik od 1924r. W latach 1926-1927 ukończył Szkołę Obserwatorów. Od lipca 1927 r. do września 1936 r. w 3 p. lotniczym na stanowiskach obserwatora, oficera technicznego, oficera taktycznego, dowódcy eskadry towarzyszącej i referenta mobilizacyjnego pułku. W 1935 r. awansowany do stopnia kapitana i przeniesiony do I kategorii lotniczej. Od 1937 do 1 września 1939 r. w Batalionie Szkolnym Lotnictwa w Dęblinie i Świeciu na stanowiskach oficera personalnego, mobilizacyjnego i ewidencyjnego.
           W kampanii wrześniowej wziął udział na stanowisku zastępcy dowódcy Batalionu Szkolnego. Internowany przez Armię Czerwoną na Wołyniu. Uciekł z niewoli i w październiku 1939 r. przyjechał do Warszawy. Używał nazwiska „Stanisław Wojciechowski”.
           Od grudnia 1939 r. w SZP-ZWZ-AK na stanowiskach: dowódcy wywiadu lotniczego na Lubelszczyźnie, dowódcy oddziału lotniczego i referenta wyszkolenia piechoty, artylerii i lotnictwa w „Wachlarzu”, tam też najprawdopodobniej zwiążał się z mjr./płk. Zygmuntem Reliszką „Trzaską”,”Bolesławem Kołodziejskim”. Aresztowany przez Gestapo 2 marca 1941 r. w Zamościu. Uciekł z więzienia. Prawdopodobnie był szefem oddziału lotniczego oraz inspektorem wyszkolenia w okręgu Warszawa-miasto NSZ. 2 stycznia 1943 r. został mianowany majorem ze starszeństwem od 1 stycznia 1940 r. W Grupie „Koło” i Brygadzie Dyspozycyjnej Zmotoryzowanej był zastępcą dowódcy. 15 lipca 1944 r. awansowany do stopnia podpułkownika.
           W Powstaniu Warszawskim od początku w Brygadzie Dyspozycyjnej Zmotoryzowanej na stanowisku zastępcy dowódcy.
           Po upadku Powstania w obozie w Ursusie skąd uciekł. Na przełomie 1944 i 1945 r. w Częstochowie nawiązał kontakt z grupą płk. Reliszki, skąd uciekł przed aresztowaniem przez NKWD. 10 marca 1947 r. w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu ujawnił się pod swoim prawdziwym nazwiskiem.
        
            Od 18 stycznia 1951 r. do 10 grudnia 1951 r. przebywał w poznańskim areszczcie jako więzień śledczy do dyspozycji Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze. Zmarł w Warszawie.

           Odznaczony orderem Virtuti Militari V klasy oraz dwukrotnie Krzyżem Walecznych 3 października 1944 r., Krzyżem Niepodległości w 1931 r. oraz Srebrnym Krzyżem zasługi w 1939 r.

      Biografia pochodzi z książki Sebastiana Bojemskiego „Narodowe Siły Zbrojne w Powstaniu Warszawskim”.

Krzysiek

sobota, 25 września 2010

Łodzianie w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych część I

          Zapomniani i nadal wyklęci, podczas obchodów rocznicy powstania nie wspominano o nich wcale. Żołnierze NSZ byli jak wiadomo przeciwni wybuchowi powstania, lecz kiedy nadszedł czas i do tego jednak doszło bez zastanowienia stanęli ramię w ramię z innymi
z armii podziemia by walczyć z niemieckim najeźdźcą .
Przedstawiam sylwetki ludzi walczących w NSZ w powstaniu warszawskim a urodzonych
w Łodzi.

Rogowski Ignacy (1893-1972), ps. „Bolesta Michałkiewicz”, „Józef Kula”, działacz niepodległościowy, kapitan WP, podpułkownik NSZ.

    Urodził się w Łodzi, z ojca Józefa i matki Antoniny z domu Szkudlarskiej. Szkołę średnią ukończył w Łodzi. Po zakończeniu edukacji rozpoczął pracę banku. W 1906 r. uczestniczył w strajku szkolnym. We wrześniu 1910 roku wstąpił do tajnej organizacji młodzieży niepodległościowej „Zarzewie”. Od 1911 r. był członkiem tajnego harcerstwa. Między wrześniem 1913 a sierpniem 1914 r. był członkiem Polskich Drużyn Strzeleckich.
    Po wybuchu I wojny światowej został ewakuowany do Rosji. W 1915 r. powołany
do armii rosyjskiej. Ukończył szkołę oficerską. W grudniu 1917 r. wstąpił w Omsku do oddziału marszowego I korpusu polskiego. Po rozwiązaniu tego oddziału został aresztowany przez bolszewików. Po uwolnieniu wstąpił do V dywizji syberyjskiej płk. Waleriana Czumy i służył w 1 pułku strzelców im. T. Kościuszki. 11 listopada 1918 roku został ranny w walce z bolszewikami. Po kapitulacji dywizji przedzierał się do Polski. 1 lipca 1920r. dotarł do kraju
i wstąpił do Brygady Syberyjskiej, z którą wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej.
    W Wojsku Polskim służył w 2 syberyjskim p.p., 58p.p, a do czerwca 1930 r. w 52 p.p.
W 1931 r. w stopniu kapitana został przeniesiony w stan spoczynku.
    W kampanii wrześniowej wziął udział jako komendant etapu u Gen. Rómmla, 25 września 1939 ranny. Od października 1939 r. działał w konspiracyjnej organizacji – Związek Powstańców Niepodległościowych. Po wejściu ZPN do Armii Podziemnej Ruchu „Miecz
i Pług” został mianowany zastępcą komendanta warszawskiego okręgu i głównym inspektorem wyszkolenia warszawskiego okręgu. Organizował kursy podchorążych i podoficerskie.
9 lipca 1944 r. razem z MiP przystąpił do NSZ-AK i 18 lipca tr. Został mianowany zastępcą komendanta okręgu NSZ-AK nr I Warszawa-miasto. Od 1 sierpnia 1944 wziął udział w akcji powstańczej. Pełnił funkcję dowódcy związku 2 DP NSZ. Po zaniechaniu tworzenia wielkiej jednostki dowodził powstańczym zgrupowaniem NSZ „Sęp”.
    Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną aresztowany przez NKWD.
W latach 1945-46 represjonowany. W wyniku szykan zmarła jego żona.
Ignacy Rogowski zmarł najprawdopodobniej w Bydgoszczy.
    Odznaczony Virtuti Militari V klasy w 1919 roku i Krzyżem Walecznym za udział
w wojnie 1920r. W 1938 r. odznaczony Krzyżem Niepodległości. Posiadał także odznaczenia francuskie. W Powstaniu Warszawskim przedstawiony do awansu na stopień pułkownika oraz do odznaczenia Virtuti Militari IV klasy. Za zasługi w działalności konspiracyjnej 1 października 1944r. został przedstawiony do odznaczenia Złotym Krzyżem Zasługi
z Mieczami.

Wszystkie biografie, które zostaną podane pochodzą z książki Sebastiana Bojemskiego „Narodowe Siły Zbrojne w Powstaniu Warszawskim”

Krzysiek

czwartek, 16 września 2010

7 IX - Rocznica bitwa o Pabianice.


W dniu 70 rocznicy bitwy o Pabianice członkowie Łódzkiego Ruchu Narodowego „Szczerbiec”  z Koła "Pabianice" udali się do pabianickiego Parku Wolności w celu uczczenia pamięci żołnierzy 15 pułku piechoty „Wilków” poległych w obronie naszego rodzimego miasta. Po modlitwie o odpoczynek wieczny dla obrońców Ojczyzny złożyliśmy kwiaty oraz zapaliliśmy symboliczny znicz. Tego dnia miała również miejsce rekonstrukcja bitwy. Chwała Bohaterom! 
Jędrzej Łukasik




 Rekonstrukcja  :


































































Dla tych, którzy chcą, bliżej poznać historię wrześniowej Bitwy o Pabianice, zapraszamy na spacer...
Spacer „Szlakiem bitwy o Pabianice” rozpoczynamy w Parku Wolności przy pomniku 15 pułku piechoty „Wilków”, który odsłonięto w 1974 roku. W okolicy Parku Wolności w dniu 7 września 1939 roku rozpoczęła się bitwa w obronie naszego miasta przed nacierającą armią niemiecką.
W nocy 6/7 września, wśród drzew schroniły się jednostki polskiej 28 Dywizji Piechoty, głównie 15. pułk piechoty „Wilków”, którego dowódcą był mjr Józef Ratajczak i 28 pułk artylerii lekkiej mjr. Wiktora Osiakowskiego. Żołnierze, po ukryciu taborów z zapasami żywności i sprzętem oraz uzupełnieniu amunicji, odpoczywali do świtu. Rano, około godz. 8oo zmotoryzowany pułk SS „Leibstandarte Adolf Hitler” i 17 DP z batalionem czołgów, rozpoczęły natarcie. Po krótkiej, ale zaciętej bitwie Niemcy zostali zmuszeni do odwrotu. Wycofali się na pierwotne stanowisko w Chechle. Stamtąd rozpoczęli trwający blisko godzinę ostrzał artyleryjski polskich pozycji w Klimkowiźnie, Karniszewicach i Parku Wolności. W wyniku tego ostrzału spłonęła prawie cała Klimkowizna, część Karniszewic i prawie cały Karolew. W znacznym stopniu zniszczone zostały stanowiska obronne 15 pp ukryte w Parku Wolności oraz tabory ze sprzętem i żywnością. 

Park Wolności był przez 20 lat miejscem spoczynku żołnierzy polskich, poległych w tej części miasta, w czasie bitwy o Pabianice, dnia 7 września 1939 roku. W pobliżu cmentarza wojennego z lat 1914 – 1915, wykopano dół o wymiarach 2 na 30 m i głębokości ok. 2 m. W nim pochowano, zwiezione pod nadzorem wojska niemieckiego, zwłoki poległych żołnierzy. Przedtem sprowadzono księdza, który odprawił egzekwie i poświęcił zwłoki. Niemieckie władze wojskowe pozwoliły na ustawienie kilku brzozowych krzyży, które później zlikwidowała administracja niemiecka. Początkowo ludność polska mogła tu przychodzić, składać kwiaty i modlić się. Dopiero na początku 1940 roku wydano zakaz wstępu do parku. Mimo to ludzie przez całą okupację odwiedzali to miejsce, pamiętali o swoich obrońcach. W 1959 r. dokonano ekshumacji zwłok i przeniesienie ich na cmentarz rzymsko-katolicki.
 
Po prawej stronie ul. Łaskiej znajduje się dawna wieś Karniszewice, a dalej w stronę Łasku - Klimkowizna. Przed wojną w tych wsiach mieszkała znaczna liczba rodzin niemieckich. Wielu Niemców, na krótko przed wojną wyjechało do Rzeszy, aby powrócić z armią, jako przewodnicy w terenie i pomagać nawiązać kontakt radiowy z grupami dywersyjnymi z V kolumny. 


Przechodzimy przez ul. 15 Pułku Piechoty „Wilków” i po ok. 150 metrach na granicy Chechła i Pabianic znajdujemy mały pomniczek. Jest to miejsce upamiętniające rozstrzelanie, w dniu 8 września 39 r., Janka Piechoty - harcerza z Pabianic, za to, że szedł w mundurze harcerskim, oraz kilku Polaków, mieszkańców z Klimkowizny. Dokonał tego miejscowy Niemiec o nazwisku Gust.


 
Wracamy do ul. 15 Pułku Piechoty „Wilków” i skręcamy w prawo. Dochodzimy do ul. Gojawiczyńskiej i skręcamy w prawo. Po krótkim marszu skręcamy w lewo w ulicę Karolewską, której przedłużeniem jest ul. Miodowa. Jesteśmy na terenie dawnej wsi Karolew. Od strony pól szło pierwsze i drugie natarcie niemieckie powstrzymywane przez dwa polskie działa przeciwpancerne.
Niemcy stracili wielu żołnierzy, kilka czołgów i wozów bojowych. Idziemy dalej ul. Miodową (na wschód), przecinamy ul. Wiejską, po chwili skręcamy w lewo w pierwszą drogę – jest to ul. Pawia, którą dochodzimy do ul. Hermanowskiej i dalej do ul. Zagajnikowej. Jesteśmy na zapleczu Szpitala dla Nerwowo Chorych. Skręcamy w lewo i po chwili dochodzimy do ul. Wiejskiej. Skręcamy w prawo. 

Około godziny 10 Niemcy rozpoczęli drugie natarcie z użyciem znacznej ilości czołgów, aut pancernych i piechoty. To natarcie szło od strony Karolewa i pól prawej strony ulicy Zagajnikowej. Celem tego natarcia było okrążenie i zlikwidowanie polskich sił skoncentrowanych w Parku Wolności. Zniszczone zostało polskie stanowisko artyleryjskie w pobliżu skrzyżowania ulic Wiejskiej i Zagajnikowej, zginęła całą załoga. Ulicą Wiejską czołgi niemieckie dojechały prawie do dworca kolejowego.

Wędrujemy teraz czerwonym i zielonym szlakiem turystycznym, ul. Wiejską (na północ) do skrzyżowania z ul. Łaską. Osiedle bloków, które mijamy, nosi imię Józefa Salwy. Na pętli tramwajowej, wśród krzewów, stoi niewielki obelisk z płytą pamiątkową poświęconą bo-haterskiemu obrońcy Pabianic Józefowi Salwie. 




W okolicy skrzyżowania ulic: Łaskiej i Wiejskiej (obecnie jest tu stacja benzynowa) znajdowała się polska placówka artyleryjska. Jednym z obsługujących działo przeciwpancerne był kapral Józef Salwa. Cała obsługa działa zginęła. Józef Salwa, jako ostatni z załogi, do końca bronił swojej placówki. Unieszkodliwił kilka czołgów i wozów pancernych. Zginął od granatu rzuconego z tyłu przez dywersanta. 

Skręcamy w prawo, w stronę miasta i po chwili jesteśmy przy dworcu PKP. W czasie drugiego natarcia niemieckiego toczyła się zacięta walka o dworzec kolejowy i transport amunicji stojący na peronie.
Dworca broniła 5 kompania por. Piechowicza. Pierwszy atak na krótko wyparł obrońców z budynku dworcowego, ale kontruderzenie 4. kompanii porucznika Feliksa Kanclerza i dwóch plutonów 6 kompanii ppor. Nasiełowskiego, wspartych przez ogień plutonu strzelców, zmusiło Niemców do wycofania się na pozycje pod Chechłem. 
Skręcamy w prawo w ul. Szarych Szeregów, przechodzimy przez ul. Moniuszki i skręcamy w ul. Śniadeckiego, którą dochodzimy do ul. Jana Pawła II, skręcamy w lewo i zaraz mamy cmentarz żydowski. W rejonie cmentarzu żydowskim i w pobliskiej ulicy Zagajnikowej znajdowały się placówki I batalionu kapitana Mordwiłki. Tu, podobnie jak na dworcu, toczył się zacięty bój. Dochodziło do walki wręcz na bagnety, a nawet na pięści. Niemieckie czołgi przy wsparci piechoty dokonały wyłomu w polskiej obronie. Kilka czołgów dojechało w okolice cmentarza rzymsko-katolickiego, tam zmuszone zostały do odwrotu przez 9. kompanię ppor. Henryka Woźniaka. 

Wróg nie zdobył polskiej placówki. Wyborowe siły niemieckie i tym razem poniosły dotkliwą klęskę, zmuszone zostały do odwrotu. Zwycięstwo polskie okupione zostało ciężkimi stratami w zabitych i rannych.
Zginął ppor. Henryk Woźniak oraz dowódca I plutonu 9. kompanii ppor. rezerwy Kazimierz Woźniak.
Idziemy prosto do ul. Cmentarnej, skręcamy w lewo i po chwili w prawo w ul. Wileńską, a następnie w lewo w ul. Toruńską. Dochodzimy do ul. Moniuszki, skręcamy w prawo a następnie w lewo w ul. Pomorską, którą dochodzimy do ulicy Zamkowej. Zatrzymujemy się na skwerku. Przed nami (na północ) znajduje się rozległe skrzyżowanie, a w głębi budynki Pabianickich Zakładów Zbożowych (młyn).
Od rana 7 września tutaj rozlokowały się: pluton pionierów i pluton przeciwgazowy. Po południu artyleria niemiecka rozpoczęła trzeci atak. Pociski z niemieckich dział ustawionych w okolicy Chechła dolatywały aż tutaj. W budynku młyna dywersyjna V kolumna ustawiła swoje stanowisko ogniowe. Żołnierze polscy broniący tego odcinka, byli ostrzeliwani z tyłu, przez nacierających Niemców z boku i z przodu przez dywersantów V kolumny. 


Skręcamy w prawo i ul. Zamkową idziemy do centrum miasta. Po trzecim natarciu niemieckim oddziały ubezpieczające skrzydła 28 DP, na skutek dużych strat i zmęczenia nie nadawały się do dalszej walki. Generał Bończa – Uzdowski - dowódca 28 dywizji piechoty, wydał rozkaz odwrotu w kierunku Warszawy.
Późnym popołudniem 7 września, w okolicy kościoła Najświętszej Marii Panny, zaczęły zbierać się główne siły pułku. Część wojska gromadziła się w okolicy Dużego Skrętu. Na dotychczasowych pozycjach pozostały tylko ubezpieczenia.
Po sformowaniu kolumny marszowej rozpoczął się odwrót ul. Zamkową, Warszawską, Łódzką w kierunku Łodzi. Major Ratajczak, dowódca 15 pp „Wilków, dla zapewnienia bezpiecznego przejścia przez miasto, podzielił kolumnę wojska na dwie grupy. Jako pierwszy rozpoczął wycofywanie I batalion kpt. Michała Mordwiłki z baterią 28 pal i kompanią ppanc. por. Adama Stępnia. Była to kolumna odwodowa, która przez Rypułtowice, Łaskowice, Lublinek miała ominąć Łódź od zachodu i skierować się w okolice Strykowa. Jej zadaniem było ubezpieczanie głównej ko-
lumny marszowej od zachodu. 

Skrzyżowanie ulic: Zamkowej, Kilińskiego i św. Jana.
Umieszczone tu działko przeciwlotnicze obsługiwało trzech polskich żołnierzy. Wszyscy ponieśli śmierć. Ich pamięć uczczono w 1984 r. umieszczając tablicę pamiątkową na ścianie nieistniejącego już Zespołu Szkół Ekonomicznych. Na tym samym skrzyżowaniu 19 stycznia 1945 roku czołg radziecki rozjechał trzech żołnierzy niemieckich obsługujących działo.
Skręcamy w ul. Kilińskiego i idziemy na południe.
Na skrzyżowaniu z ul. Moniuszki znajdowała się czata obsługiwana przez żołnierzy 36 pp Legii Akademickiej, która broniła dostępu do miasta od strony Dłutowa. Idąc dalej prosto dochodzimy do cmentarza rzymsko – katolickiego, na który wchodzimy drugą bramą. Odszukujemy kwaterę wojskową. 

Tutaj, 8 września 1939 r., od rana zwożono i grzebano we wspólnych mogiłach zwłoki żołnierzy polskich, głównie z 15 pp „Wilków”, poległych wieczorem 7 września w bitwie pod Teklinem. Spoczywają tu także żołnierze pochowani w 1939 r. w Parku Wolności, których zwłoki przeniesiono tu po ekshumacji w 1959.
Na cmentarzu kończy się pierwsza część wycieczki „Szlakiem bitwy o Pabianice w 1939 roku.” Jest to fragment „Szlaku bojowego 15 pułku piechoty „Wilków”. 

Drugą część wycieczki zaczynamy w centrum miasta, przy SDH „Trzy Korony”. Idziemy (na wschód) ulicą Zamkową, a później Warszawską. Żołnierze 15 pp „Wilków” głodni i bardzo wyczerpani odpieraniem przez cały dzień ataków niemieckich, około godziny 2000 rozpoczęli odwrót w kierunku Dużego Skrętu. Wojsko niemieckie nie podejmowało kolejnych ataków. Główną kolumnę stanowiły II i III batalion 15 pp „Wilków”, pluton pionierów i pgaz., które w pierwszej fazie ubezpieczały kolumnę od przodu oraz pluton kolarzy ppor. rez. Zbigniewa Marcinkiewicza i dwie baterie II dywizjonu 28 pal.

W głównej kolumnie znajdowało się dowództwo pułku i pododdziały specjalne. Na przedzie szedł II batalion mjr. Waleriana Wieleżyńskiego. Zamykał ją III batalion 15 pp „Wilków” i artyleria 28 pal oraz tabory. Kiedy czoło kolumny przeszło przez skrzyżowanie ulic: Zamkowej, św. Jana i Kilińskiego, nagle zostało ostrzelane.
Ogień otworzyli, z poddasza budynku (Zamkowa 6), w którym mieściła się niemiecka szkoła handlowa, miejscowi Niemcy z dywersyjnej V kolumny. Skuteczna kontrakcja strzelców I plutonu 4. kompanii pod dowództwem kaprala podchorążego rezerwy Zdzisława Dłutowskiego zlikwidowała to stanowisko. Zginął jeden żołnierz polski i trzech Niemców. Zdobyto ciężki karabin maszynowy. Kilku dywersantów uciekło na teren sąsiadującej ze szkołą fabryki „Kruschego – Enedera”. 

Około godziny 2100 z okolicy Dużego Skrętu rozpoczęła wymarsz, zgodnie z rozkazem dowódcy dywizji, główna kolumna pułku poprzedzona przez kilkuosobowy zwiad kolarzy. Wojsko pomaszerowało w kierunku Ksawerowa, aby przez Rudę Pabianicką, południową Łódź, Nowosolną
dotrzeć do miejsca zgrupowania koło Lipek. Kolumnę zamykał czołg zdobyty na Niemcach, który prowadzili kapral Mazurkiewicz i sierżant Władysław Walczak z plutonu pionierów. 

Idziemy ul. Łódzką. Po przejściu około 1,5 km dochodzimy do skrzyżowania z ul. Żeromskiego (przystanek tramwajowy Teklin).
Po kilkunastu minutach marszu kolumna znalazła się w okolicy budynku przy ul. Łódzkiej 169. Nagle drogę oświetliły rakiety świetlne, kolumna polskiego wojska znalazła się na linii zmasowanego ostrzału artyleryjskiego. Do naszych żołnierzy strzelano od przodu, z okien budynku na rogu Łódzkiej i Żeromskiego i z lewego boku. Niespodziewany atak wroga wprowadził zamieszanie w szeregach pułku. Poszczególne pododdziały, zanim zajęły pozycje obronne, już poniosły ogromne straty. W krótkim czasie pole bitwy usłane było poległymi i rannymi żołnierzami, zabitymi końmi, zniszczonym sprzętem i wozami. Wojsko ogarnęła panika. Oficerowie i podoficerowie nie mogli zapanować nad pomieszanymi jednostkami. W pewnym momencie do bitwy włączył się zdobyczny czołg, który niszcząc niemieckie cekaemy dodał otuchy naszym żoł-
nierzom. Dowódcom poszczególnych jednostek udało się wprowadzić ład w szeregach wojska. Niektóre grupy przedarły się przez zaporę ogniową, wielu żołnierzom udało się ominąć zasadzkę, inni przeczekali w polu do odejścia nieprzyjaciela. Pozostali przy życiu w ciągu następnych dni dołączyli do swoich dowódców. 

Walka trwała około dwóch godzin. Była to nieustanna strzelanina, o dużej sile ognia. Od czasu do czasu cały teren bitwy oświetlały rakiety świetlne. Nagle wszystko ucichło.
Zasadzkę przygotowali miejscowi Niemcy z V kolumny wsparci prawdopodobnie przez jedną niemiecką kompanię wyposażoną w dwa działka lub moździerz, która przedarła się w ciągu dnia od strony Piątkowiska, przez Pliszkę i Rypułtowice.
Niemcy przepuścili albo zlikwidowali zwiadowców, aby nie mogli ostrzec nadcho-
dzącego polskiego wojska.
Straty poniesione przez 15 pp „Wilków” były ogromne. Poległo blisko 300 żołnierzy, wśród nich dowódca III batalionu major Karol Sadowski. Pułk stracił artylerię i prawie cały tabor. Bardzo wielu żołnierzy było rannych, m.in. dowódca 5 kompanii porucznik Stanisław Piechowicz.
Idziemy dalej prosto do przystanku tramwajowego Widzew –Żdżary. Stoi tu budynek wyróżniający się architekturą i nieco cofnięty od chodnika ul. Łódzkiej. Przed wojną mieścił się tu Niemiecki Dom Kultury.
Po zakończeniu bitwy pod Teklinem znoszono rannych żołnierzy i składano ich na podłodze w tym budynku. Okoliczni mieszkańcy w miarę swoich możliwości próbowali pomóc rannym. Przynosili napoje, coś do jedzenia. Lżej rannym opatrzono rany. Brak fachowej pomocy spowodował, że wielu żołnierzy zmarło z wycieńczenia i odniesionych ran. 8 września od rana zwłoki zmarłych i poległych żołnierzy furmankami wywieziono na cmentarz rzymsko – katolicki do Pabianic i tam pochowano we wspólnej mogile, gdzie spoczywają do dziś. 
Tu zakończyła się wojna dla wielkiej liczby polskich żołnierzy. 15. pułk piechoty „Wilków” utracił swoje formy organizacyjne. Jego siły zredukowane zostały do dwóch kompanii według etatów wojennych. Tu również zakończyła się bitwa pabianicka i kończy się nasz spacer.

Opracowanie na podstawie:
1. Andrzej Pasiński – 15 pułk piechoty „Wilków” 1918 – 1939
Instytut Historii Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1999
2. Roman Peska – Bitwa Pabianicka
Oficyna Wydawnicza „Pamięć” Pabianice 1998
Opis trasy: Jolanta Łacwik – Becht
Foto: Włodzimierz Becht
 

piątek, 10 września 2010

ZAKOŃCZENIE PEREGRYNACJI i ROCZNICA ODSIECZY WIEDEŃSKIEJ !

W najbliższą sobotę 11 września o godz.10 na Placu Katedralnym – w obecności Episkopatu Polski – zgromadzi się Kościół łódzki na wspólnym dziękczynieniu za Nawiedzenie Królowej Polski w Jej Jasnogórskim Obrazie w parafiach archidiecezji. PRZYJDŹ I WEŹ UDZIAŁ ! OSOBIŚCIE PODZIĘKUJ ZA ŁASKI OTRZYMANE PODCZAS NAWIEDZENIA !

Gorąco zachęcam do uczestnictwa w tym dziękczynieniu – mimo, iż program uroczystości nie przewiduje niestety Mszy Świętej Wszechczasów w czcigodnym rycie rzymskim – oraz do modlitwy w intencji Ojczyzny. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, dzień po zapowiadanym dziękczynieniu na Placu Katedralnym (czyli 12 września), będziemy wspominać rocznicę odsieczy wiedeńskiej króla Jana III Sobieskiego. W kontekście ostatnich nawoływań Muammara Kadafiego do przejścia Europy na islam jest to doskonała okazja aby uzmysłowić sobie szczególną rolę Maryi w historii nie tylko naszego Narodu, ale i Europy. Wiedeń to tylko jeden z takich przykładów. Koniecznie trzeba też wspomnieć o Lepanto ! W obu tych przypadkach Europa zdołała obronić swoją cywilizację przed naporem islamu właśnie dzięki szczególnej opiece Najświętszej Maryi Panny ! To Jej pomocy uroczyście wzywali papieże, a w zamian za otrzymane łaski ustanawiano szczególne święto ku Jej czci (12 września i 7 października). Jak bardzo Europa oddaliła się od swoich korzeni nie muszę chyba nikogo przekonywać… Zachęcam zatem w najbliższe dni do udania się pod te sztandary, pod którymi walczył Jan Sobieski oraz do gorącej modlitwy nie tylko w intencji Ojczyzny, ale i całego kontynentu europejskiego !

Marek

środa, 8 września 2010

Historia Lwowa nie w smak Ukraińcom


W sobotę 4 września na stadionie łódzkiego Widzewa rozegrany został towarzyski mecz, w którym zmierzyły się reprezentacje Polski i Ukrainy. Choć naszych kibiców z pewnością ucieszył gol Ireneusza Jelenia strzelony gościom w 41 minucie meczu, to niestety pod sam koniec Ukraińcy wyrównali i spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. To tyle, jeśli chodzi o skrót tego wydarzenia w obrębie boiska. Warto jednak zwrócić uwagę na pewien incydent, do którego doszło na trybunach stadionu przy alei Piłsudskiego.

Płoty dzielące trybuny i boisko przyozdobione zostały jak zwykle flagami z różnych stron Polski i nie tylko, bo w oczy rzucało się płótno kibiców z Londynu. Wśród owych flag znalazła się także jedna przywieziona przez dwójkę kibiców Unii Tarnów, która upamiętniała przedwojenne lwowskie drużyny, legendarne już dla polskiej piłki nożnej - Czarnych, Pogoń i Lechię. Flaga prezentowała na swych 13 metrach długości godło narodowe, napis kolebka polskiej piłki LWÓW, herby wspomnianych klubów i polski herb Lwowa ozdobiony orderem Virtuti Militari. Tło stanowiły polskie barwy narodowe - biel i czerwień. Flaga ta zdobiła płot od godziny 14:30, lecz pięć minut przed rozpoczęciem meczu zjawili się pod nią pracownicy firmy ochroniarskiej i, wbrew protestom właścicieli flagi, zerwali ją, depcząc przy tym polskie godło i barwy. Odzyskać płótno zobowiązali się kibice Widzewa, jednak okazało się to możliwe dopiero po zakończeniu meczu. Dlaczego? Otóż owa flaga nie spodobała się Ukraińcom, którzy zagrozili, że z jej powodu nie wyjdą na boisko, więc została usunięta na żądanie działaczy PZPN. Wtedy mecz mógł się rozpocząć, jakby nic się nie stało.

Powstaje jednak pytanie: cóż złego było w tej fladze? Czy fakt uczczenia drużyn, które były pionierami polskiej piłki nożnej jest czymś złym? Przypomina mi się, jak Polska milczała, gdy dzisiejsze władze Lwowa przeprowadziły akcję reklamową rozwieszając w całym mieście plakaty upamiętniające ukraińskich SS-mannów w służbie hitlerowskich Niemiec, odpowiedzialnych za liczne morderstwa ludności polskiej - w zestawieniu z tym faktem kwestia flagi Lwowa z ostatniego meczu reprezentacji niesamowicie blednie. Kiedy więc skończy się ta wiecznie służalcza postawa Polski względem innych narodów? Prawdopodobnie nigdy, jeśli nawet w tej sprawie sami nie będziemy potrafili podnieść głosu.

Dębowy

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Łódź

           Nasze drogie miasto, stolica naszego województwa - niedoceniania, zaniedbywana przez rządzących, dawno zapomniana potęga. Czy musi tak być ? 
Nie rozumiem ludzi zarządzających Łodzią. Czy oni naprawdę nie chcą mieszkać w mieście barwniejszym, czystszym ? Jak na razie, dostrzec można tylko to, że nie widzą tego jak naprawdę jest. Możliwe, że żyją w innym świecie niż zwykli mieszkańcy.
Łódź jest 3 miastem pod względem ludności, czołowym miastem pod względem powierzchni, a z tych większych miast opinię ma chyba najgorszą. Jest to oczywiście czasami propaganda, ale jest w tym ziarenko prawdy. Wystarczy podać głupi przykład – w Łodzi w zasadzie nie ma ani bilboardów, ani plakatów, informujących przyjezdnych o tym, co się dzieje w mieście, czy o ciekawych miejscach.

„Aż 79 procent pytanych orzekło, że po mieście nie da się sprawnie jeździć autem, a 90 procent - że Łódź jest
brudna.” (źródło nasze miasto.pl) Ale czy za to, że Łódź jest brudna nie odpowiadamy po części i my ? Śmieci na trawnikach, ulicach nie wzięły się same. Gdyby każdy z nas wziął odpowiedzialność za czystość dookoła siebie, byłoby zupełnie inaczej, a Łódź z pewnością byłaby przychylniej odbierana.
Nie zmienia to jednak faktu, iż władze miasta także powinny coś w tym kierunku zrobić - może zatrudniając np. firmy sprzątające, aby uporządkowywały miasto po jakimś określonym czasie ?

„Od czwartku straż miejska nie karze już za wprowadzanie psa na tereny placów zabaw, boisk czy kąpielisk. Powód? Wojewódzki Sąd Administracyjny unieważnił część regulaminu czystości miasta, po tym, jak w styczniu zaskarżył go łodzianin. Rodzice obawiają się o zdrowie i bezpieczeństwo swoich pociech, bo doniesień z Polski o zachorowaniach dzieci po zabawie w piasku nie brakuje.”(źródło nasze miasto.pl)Jak widać i niektórym mieszkańcom nie zależy. Wiadome jest jednak, że radni powrócą do uchwalenia dawnego projektu czystości miasta pod koniec sierpnia.

Chciałbym również poruszyć temat potencjału estetycznego miasta - choćby kamienic, które po odrestaurowaniu wyglądałyby wspaniale, czy ul. samej ul. Piotrkowskiej, która bądź co bądź jest wizytówką miasta. W tym aspekcie powinniśmy czasami wzorować się na innych miastach, które podjęły trud odrestaurowania zabudowań . Przykładów takich nie trzeba wcale szukać daleko – wystarczy wybrać się do odrestaurowanego, odmalowanego i posprzątanego Piotrkowa Trybunalskiego.


Tymczasem aż 66 proc. podkreśla, że brak jest dobrej informacji o atrakcjach turystycznych
i kulturalnych. (źró
dło nasze miasto.pl)
I z tym, jak sądzę, miasto powinno sobie poradzić. Wystarczy trochę chęci ze strony rządzących. Liczę jednak na to, że sami mieszkańcy będą wywierać coraz większy wpływ na ludzi, których wybierają.

Na koniec może coś z pozytywnej strony, żeby nie tworzyć całkowicie negatywnego obrazu:
Aż 93 proc. ankietowanych przyznaje, że można się dobrze rozerwać w łódzkich pubach i restauracjach, 83 proc. jest zadowolonych z oferty kulinarnej, a 69 proc.edukacyjnej.(źródło naszemiasto.pl)
 
Wielu zagadnień tutaj nie poruszyłem, takich jak drogi czy komunikacja miejska, itd. Przed Łodzią, jej mieszkańcami, jak i rządzącymi jest jeszcze wiele pracy do zrobienia. Mam nadzieję, że nadejdzie kiedyś czas, gdy mieszkańcy innych rejonów Polski inaczej spoglądać będą na Łódź, a opinie o szarym i brudnym mieście pójdą w zapomnienie.

Życzę tego sobie i wszystkim, którzy dla stolicy województwa łódzkiego chcą jak najlepiej.

Krzysiek


niedziela, 15 sierpnia 2010

Generał Rozwadowski - bohater wciąż zapomniany

Latem 1920 roku, w obliczu zagrożenia Ojczyzny, wszystkie stronnictwa polityczne zawarły porozumienie i utworzyły rząd jedności narodowej z przywódcą ludowym Wincentym Witosem na czele. Powołano Radę Obrony Państwa jako najwyższą władzę państwową na czas wojny.

A tymczasem sytuacja na froncie stawała się coraz bardziej krytyczna. 14 lipca wycofano się z Wilna, Baranowicz i Nowogródka, 20 lipca nasze wojska opuściły Grodno, 3 sierpnia Łomżę, a 4 sierpnia Ostrołękę.

Na ratunek
Rada Obrony Państwa, uwzględniając sugestię marszałka Francji Ferdinanda Focha, wezwała do powrotu do kraju szefa polskiej Misji Wojskowej w Paryżu, gen. Tadeusza Rozwadowskiego, którego Józef Piłsudski wysłał nad Sekwanę obawiając się rosnącej popularności tego wybitnego generała. Gen. Tadeusz Rozwadowski, człowiek o wielkiej kulturze osobistej i głębokiej wierze, był urodzonym żołnierzem: zdecydowany, energiczny, szybko podejmujący decyzje. Spośród wszystkich oficerów biorących udział w wojnie 1920 roku miał najwyższy stopień wojskowy.

Jako prymus ukończył Akademię Techniczną, a następnie elitarną Wyższą Szkołę Wojenną w Wiedniu. W czasie I wojny światowej, służąc w wojsku austriackim w stopniu generała, zdobył na froncie duże doświadczenie praktyczne w dowodzeniu wielkimi jednostkami taktycznymi. Pod względem posiadania kwalifikacji wojskowych oraz znajomości sztuki wojennej nie ustępował słynnemu gen. Maximowi Weygandowi, szefowi sztabu zwycięskich wojsk francuskich, nie mówiąc już o Józefie Piłsudskim, który nie przeszedł żadnego wyszkolenia wojskowego i był tylko zdolnym amatorem samoukiem. Wraz z przybyciem gen. Tadeusza Rozwadowskiego do Warszawy i objęciem przez niego funkcji szefa Sztabu Generalnego, ogarnął wszystkich bojowy zapał i wola walki, ponieważ potrafił on wpłynąć na innych - wierzył w zwycięstwo i wiedział, jak je osiągnąć. Najważniejszym było to, że optymizm, jakim promieniował, nie wynikał z intuicji lub naiwności, lecz z trafnej oceny sytuacji wojskowej oficera sztabowego i profesjonalisty, jakim był generał.

Plan
Gen. Tadeusz Rozwadowski zaraz po przybyciu do Warszawy przystąpił do opracowania planu operacyjnego, ponieważ do tego momentu nie było żadnego pomysłu, jak powstrzymać nawałę bolszewicką nacierającą na Warszawę. W planie tym, oznaczonym numerem 8359-III z dnia 6 sierpnia 1920 roku gen. Rozwadowski zamieścił rozkaz przegrupowania wojsk "z przyjęciem wielkiej bitwy pod Warszawą", a grupa manewrowa, skoncentrowana w rejonie rzeki Wieprz, "pod dowództwem gen. por. Rydza-Śmigłego miała energicznym uderzeniem zadać klęskę bolszewickim siłom głównym". Plan ten podpisał "Szef Sztabu Generalnego W.P. /-/ Rozwadowski, generał porucznik". W tym miejscu niezbędne wydaje się zwrócenie uwagi, że doszło do przekłamania i mistyfikacji na wielką skalę, ponieważ nie ma najmniejszej wzmianki o tym, że to Piłsudski opracował ten plan, a nawet, że zapoznał się z nim, a tym bardziej, że go zatwierdził.

Plan strategiczny Michaiła Tuchaczewskiego przewidywał przejście 4. Armii sowieckiej na lewy brzeg Wisły poniżej Warszawy w celu okrążenia naszych wojsk od północy i odcięcia centralnych dzielnic od morza. Tymczasem, podczas przekazywania jednostkom polskim planu operacyjnego gen. Rozwadowskiego poległ pod Dubienką mjr W. Drohojowski. Bolszewicy znaleźli przy nim tajny plan operacyjny. Ruchy wojsk nieprzyjaciela wskazywały, że Tuchaczewski poznał zamiary polskiego Sztabu Generalnego. Po otrzymaniu raportu w tej sprawie, gen. Rozwadowski postanowił opracować nowy plan operacyjny. W planie tym wprowadził zmiany polegające głównie na wzmocnieniu frontu północnego. Obawiając się jednak, aby plan ponownie nie wpadł w ręce nieprzyjaciela, napisał go własnoręcznie w jednym tylko egzemplarzu.

Rozkaz nr. 10.000
Nowy plan operacyjny (rozkaz operacyjny specjalny) z dnia 9 sierpnia 1920 roku - według którego została rozegrana Bitwa Warszawska - oznaczony numerem 10.000, przedstawił gen. Rozwadowski dowódcom armii do wykonania (rozkazu!). Wśród wyższych rangą oficerów, którzy przyjęli ten plan znajdują się podpisy: J. Piłsudskiego pod nr. 1, Józefa Hallera pod nr. 3, gen. Edwarda Rydza-Śmigłego pod nr. 5, Gen. Władysława Sikorskiego pod nr. 7. Oryginał tego planu znajduje się obecnie w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku.

W myśl tego planu, na wschód i północ od Warszawy zgrupowano 3/4 wojsk polskich, a 1/4 w rejonie Dęblina i rzeki Wieprz (tzw. Grupa Uderzeniowa pod dowództwem Józefa Piłsudskiego). W razie pomyślnie rozwijającej się ofensywy pod Warszawą, miał on wykonać uderzenie na lewe skrzydło 16. Armii sowieckiej atakującej naszą stolicę z północnego wschodu.


W przełomowych dniach Bitwy Warszawskiej Józef Piłsudski, Naczelny Wódz, przechodził okres załamania psychicznego i niebezpiecznej apatii. Maciej Rataj, późniejszy marszałek Sejmu, tak o tym pisał: "Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność, powtarzał ciągle, że wszystkiemu winien jest upadek "moralu" w wojsku ( w czym miał zresztą dużo słuszności), ale nie umiał wskazać sposobów podniesienia go; wszystkich, nawet najbliższych mu, zadziwiała jego apatia, sugerowano, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom - daremnie".

12 sierpnia, kiedy patrole nieprzyjaciela znajdowały się już w pobliżu Radzymina, Józef Piłsudski przyjechał do premiera rządu Wincentego Witosa i w obecności Ignacego Daszyńskiego i Leopolda Skulskiego złożył na piśmie rezygnację z funkcji Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa, po czym wyjechał z Warszawy. Witos, obawiając się, że wiadomość ta bardzo źle wpłynie na nastroje społeczeństwa, dokument ten schował do kasy pancernej, a po wojnie zwrócił Piłsudskiemu. Witos zachował sobie jednak odpis, który zginał w tajemniczych okolicznościach w czasie zamachu majowego w 1926 roku.

Decydujący bój
Prze cały dzień 14 sierpnia w zaciętych, gwałtownych atakach na nieprzyjaciela biorą udział wszystkie oddziały zgrupowane na froncie pod Warszawą. Pod Ossowem ginie bohaterską śmiercią kapelan wojskowy ks. Ignacy Skorupka, idący do ataku w stule i z krzyżem w ręku w pierwszym szeregu II batalionu Legii Akademickiej złożonego ze studentów warszawskich uczelni.

Wskutek niebezpiecznego zagrożenia Warszawy od strony Radzymina, gen. Rozwadowski zaczął energicznie przynaglać gen. Sikorskiego, dowódcę 5. Armii do przejścia do działań ofensywnych. Gen. Sikorski dużym wysiłkiem zdołał zmobilizować zmęczone i wyczerpane długotrwałym odwrotem wszystkie oddziały i 14 sierpnia w godzinach popołudniowych 5. Armia przystąpiła do działań zaczepnych na całym froncie północnym. Ofensywa wojska polskiego znad rzeki Wkry na prawe skrzydło 16. Armii sowieckiej znacznie odciążyła, szczególnie w decydującym dniu 15 sierpnia, niebezpieczny nacisk nieprzyjaciela na Warszawę.

Wieczorem 14 sierpnia wojska sowieckie, wykorzystując lukę, jaka powstała na linii obrony 11. Dywizji, przełamują front i szybko posuwają się w stronę Nieporętu i Izabelina. Tuchaczewski jest przekonany, że jego wojsko przełamało ostatnia linie obrony i już żadna przeszkoda nie stoi na drodze do zajęcia Warszawy. Śle depeszę do Moskwy, że Warszawa, stolica Polski, została zdobyta. Gen. Rozwadowski tak napisał o krytycznej sytuacji, w jakiej znalazła się 11. Dywizja: "Wiedziałem przecież dobrze, że 11. Dywizja będzie się bronić, zaangażuje nieprzyjaciela, ale nie wytrzyma silniejszego natarcia, chodzi mi o to, aby wróg po przełamaniu frontu na to miejsce skierował natarcie, na to tylko czekałem i miałem odpowiedź przygotowaną".

Rozwadowski, na wiadomość o przerwaniu frontu, wydaje rozkaz gen. Lucjanowi Żeligowskiemu, dowódcy 10. Dywizji, aby natychmiast uderzał na wdzierające się w głąb polskich pozycji hordy wroga. Dywizja ta, stanowiąca odwód Naczelnego Wodza, nie brała dotychczas udziału w walkach o Warszawę. Jest wypoczęta, dobrze uzbrojona, zachowuje w pełni zdolności bojowe i nie wykazuje oznak demoralizacji. Gen. Żeligowski silnym uderzeniem na flankę wroga odrzuca 27., 2. i 21. dywizje nieprzyjaciela poza linię rzeko Rządzy. 27. Dywizja sowiecka zostaje niemal całkowicie rozbita, tracąc 1.200 żołnierzy. Śmiałe natarcie 10. Dywizji gen. Żeligowskiego podrywa do walki wszystkie oddziały zgrupowane na wschód i północ od Warszawy. W ataku na wroga biorą udział wszystkie rodzaje broni: piechota, kawaleria, artyleria, samoloty, czołgi i dwa pociągi pancerne "Mściciel" i "Piłsudski". Cały front, od Karczewa do Wkry i dalej na północ - staje w ogniu krwawych morderczych walk. 5. Armia gen. Sikorskiego, tocząc ciężkie walki, posuwa się na wschód. Po krótkim przygotowaniu artyleryjskim uderza na wroga 1. Dywizja Litewsko-Białoruska. Ok. godz. 7.00 zajęła ona Dąbkowiznę i Wólkę Radzymińską, a o godz. 11.00 pułk wileński, wsparty plutonem czołgów, wkracza do Radzymina. W dniu 15 sierpnia napór wojsk sowieckich ze wschodu został pod Warszawą złamany, a następnego dnia przekształcił się w paniczną ucieczkę. Cały front, wraz z tak oczekiwanym atakiem Grupy Uderzeniowej znad Wieprza, przeszedł do zwycięskiej ofensywy.

Sława i chwała
W najtrudniejszych dniach Bitwy Warszawskiej (13-15 sierpnia 1920 r.), kiedy wszystko mogło się zdarzyć, albo wielkie zwycięstwo, albo całkowity pogrom - nie zabrakło dowódcy, który na czele głównych sił zbrojnych znajdował się bezpośrednio w ogniu walki. Był nim najwyższy stopniem generał wojsk polskich Tadeusz Jordan Rozwadowski. To on prze cały czas trwał na stanowisku dowodzenia, obserwował przebieg bitwy, przyjmował meldunki i wydawał rozkazy, a nawet dodawał otuchy idącym do boju żołnierzom. W Polsce dzień 15 sierpnia jest obchodzony jako Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Naród polski głęboko przywiązany do wiary przodków jest przekonany, że zwycięstwo to zawdzięcza pomocy i wstawiennictwu Matki Boskiej, Odtąd ta przełomowa bitwa wojny z bolszewikami nazywana jest "Cudem nad Wisłą".

Lech Maria Wojciechowski
Autor jest kombatantem, byłym żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych

Źródło: http://www.myslpolska.icenter.pl/  Nr. 18 ( 25.08.2002 )

czwartek, 12 sierpnia 2010

POLSKA A.D. 2010

foto: wp.pl
       W Łodzi coraz większy problem zaczynają stanowić tzw. ”dopalacze”. W zeszły czwartek kilkuosobowa grupa młodocianych – prawdopodobnie po zażyciu „czegoś mocniejszego” – postanowiła publicznie spalić nadmiar nagromadzonej w sobie energii i urządziła bitwę na poduszki w pasażu Schillera.

 http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/521962,w-pasazu-schillera-walczyli-o-krzyz-na-poduszki-zdjecia-film,id,t.html?kategoria=660
Jak wszyscy jednak wiemy, „dopalacze” mają też to do siebie, że działają i na psychikę. I tak oto wspomniana wyżej grupa wmówiła sobie, że ich walka symbolizuje walkę o krzyż, jaka toczy się obecnie w Warszawie pod Pałacem Prezydenckim. A żeby zilustrować głoszone przez siebie brednie przynieśli ze sobą ok. dwumetrowy krzyż, który również w pewnym momencie zaczęli okładać poduszkami. Poziom akcji pozostawiam do oceny wszystkim czytelnikom. Jak dla mnie dno i sto metrów mułu… Podejrzewam zresztą, że i dla większości obserwatorów tego nędznego widowiska, którzy przystawali i z zażenowaniem kręcili głowami. Aż dziw bierze, że ten żałosny spektakl przyciągnął uwagę mediów, dla których cenniejszym materiałem okazały się popisy paru pomyleńców w pasażu Schillera niż zeszłoroczny przemarsz młodzieży narodowej przez miasto, w sile ponad 150 osób. No cóż, rozumiemy – „polityczna poprawność uber alles”! Wracając jednak do sedna tematu, to ta nieodpowiedzialna i zdegenerowana ideologicznie młodzież stanowi tylko jedną stronę medalu. Ot, pożyteczni idioci dla wszelkiej maści importerów zgnilizny moralnej z Zachodu! Druga strona medalu, to niestety Ci na których zlecenie odbywają się te żenujące spektakle – nie tylko w Warszawie, ale już w całej Polsce. A za ten proceder obarczam winą polityków PiS-u, których działania prowadzą w moim odczuciu do dechrystianizacji Polski. Otóż pod przykrywką rzekomo prawicowej (!) i katolickiej (!!) partii uczynili oni sobie z krzyża coś na kształt logo partyjnego, wmawiając jednocześnie swoim najbardziej radykalnym zwolennikom, że są oni jedynymi obrońcami Wiary i polskości. No cóż, „po owocach ich poznacie” - w tym miejscu odsyłam szanownych czytelników do stenogramów głosowań sejmowych w sprawach dla Kościoła w Polsce – jak i dla samego kraju – niezwykle istotnych: ustawa antyaborcyjna, becikowe, że o podpisaniu Lizbony nie wspomnę… Znamienne, że i przed samym Pałacem nie znajdziemy polityków PiS-u. Czyżby wszyscy byli aż tak zajęci jak poseł Kurski, który musiał wykupić od komornika swoje terenowe BMW 90 tys. zł…? Nie znoszę obłudy stąd też i moje mocne słowa. Poza tym nie pierwsza to sytuacja, w której PiS próbuje wykorzystać autorytet Kościoła do swoich celów, a gdy sprawy przybierają niewłaściwy bieg, to zaczyna z Kościołem wojenkę podjazdową. Tak było w sprawie wstrzymania ingresu abp. Wielgusa, kiedy to naruszona została zasada integralności Kościoła w mianowaniu hierarchów – tak było i teraz gdy sprzeniewierzono się decyzji abp. Nycza o przeniesieniu krzyża do kościoła św. Anny, a księży do tego oddelegowanych zwyczajnie zbluzgano. Już sam fakt, że dopuścili się tego ludzie mieniący się patriotami zakrawa na poważne zgorszenie… Największym zgorszeniem jest jednak dla mnie swoista licytacja, jakiej dopuszczają się zwolennicy „stronnictwa smoleńskiego”: krzyż albo pomnik. Tak oto z krzyża uczyniono coś na kształt karty przetargowej. Z całym szacunkiem, ale jeśli dla kogoś jest to walka o charakterze religijnym, to ja wysiadam… Dla mnie jest to zwykła aktywizacja elektoratu PiSowskiego przeciw Platformie i tyle! Jest to, jak trafnie zauważył jeden z przechodniów, „czysta polityka… i to na świeżym grobie”.
foto:wp.pl
Oczywiście trudno zrzucić całą odpowiedzialność za zaistniałą sytuację wyłącznie na PiS. Nie byłoby tego całego Hyde Parku gdyby nie nowo wybrany prezydent, który kolejny już raz udowodnił, że w polityce jest „cienkim Bolkiem”, a raczej „cienkim Bronkiem”. Zasadnicze pytanie brzmi – w czym przeszkadzał mu krzyż pod Pałacem i to jeszcze zanim formalnie objął funkcję prezydenta?! Trzeba zupełnie nie mieć fantazji (a to źle rokuje głowie państwa…) żeby nie domyślać się do czego może doprowadzić taka decyzja. Komorowski natomiast najpierw chlapnął głupotę, a później gdy zobaczył jakiego bigosu narobił, to wkręcił w całą aferę Kościół i zaszył się w swojej Ruskiej Budzie. Wystarczyło natomiast postąpić dokładnie na odwrót i zacząć cała sprawę właśnie od Kościoła. Wtedy wystarczyłoby, żeby metropolita warszawski zakomunikował wiernym swoją - podkreślam „swoją”(!), a nie prezydenta-elekta - decyzję i krzyż w pięknej oprawie zostałby uroczyście przeniesiony ulicami warszawy do kościoła św. Anny. Uważam, że byłoby to satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie, a krzyż nie byłby obecnie wyszydzany przez wszelkiej maści degeneratów i wyrzutków społeczeństwa, jakich udało się zaktywizować Platformie. Nota bene ciekawa sprawa, gdyż jak dotąd elektorat PO był przedstawiany jako typowo inteligencki… w przeciwieństwie do „ciemnogrodu” z drugiej strony barykady.
Być może jednak jest jeszcze jeden aspekt takiego zachowania Komorowskiego – „bitwa o krzyż” to dla PO temat zastępczy, który ma wyciszyć podwyżki VATu, likwidację becikowego, zamrażanie płac czy chociażby obecnie walkę z powodzią na Dolnym Śląsku.
Niezależnie, który z tych scenariuszy jest prawdziwy można jasno stwierdzić, że wojna PiS-u z Platformą dzieli Polaków na wszelkie możliwe sposoby. Liczyłem, że po aferze o Wawel przekroczyliśmy już pewną granicę nieprzyzwoitości i że nie będę już musiał wstydzić się za rodaków. Niestety, myliłem się bardzo… Na koniec wszystkim tym, którzy za zaistniałą sytuację są odpowiedzialni lub dali się zwyczajnie zmanipulować chcę powiedzieć jedno – nie łudźcie się, Krzyż i tak zwycięży ! A Ten, który teraz z pokorą spogląda z tego krzyża na nas, przyjdzie kiedyś sądzić ludzkie czyny… Jemu cześć i chwała na wieki !
PS. Wracając jeszcze do zdarzeń z naszego, łódzkiego podwórka, to pragnę zauważyć że całej sytuacji bezczynnie przyglądała się Straż Miejska. Czy należy to rozumieć jako przyzwolenie na obrażanie uczuć religijnych? Czy jeśli zdecyduję się uczynić podobne cyrki np. z gwiazdą Dawida, to również mogę liczyć na bezkarność? Przypominam, że całkiem niedawno po łódzkiej katedrze paradował golas… ponoć też w ramach happeningu. Jeśli więc nasze władze dają przyzwolenie na takie happeningi, to zapewniam, że Łódzki Ruch Narodowy także dysponuje szerokim wachlarzem tego typu inicjatyw i to bez zażywania „dopalaczy”. Zamiast poduszek zabierzemy jednak coś cięższego i udamy się na Piotrkowską 104… Do zobaczenia zatem!

(…)W krzyżu zbawienie,

w krzyżu życie,

w krzyżu obrona,

w krzyżu struga

szczęścia nadprzyrodzonego,

w krzyżu siła mądrości.

w krzyżu radość duchowa,

w krzyżu sama istota dobra,

w krzyżu świętość doskonała.

Zbawienie duszy,

nadzieja życia wiecznego w krzyżu,

tylko w krzyżu”.


                                                                                                                          Tomasz a Kempis
                                                                                             „O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”

Marek

czwartek, 5 sierpnia 2010

Nasze polskie kompleksy


Coraz bardziej irytujące jest jest ciągłe narzekanie, że wszystko co złe, to dzieje się tylko w Polsce, a każda sytuacja przynosi nam wstyd na całym świecie.
    Skąd u niektórych tyle tego jest ? Można przeczytać na różnych forach:  „ już cały świat się z nas śmieje”,  „takie rzeczy to tylko w Polsce”.  Ale co nas to obchodzi, co oni o nas myślą ? To jest nasz Kraj, nasze problemy i rozwiązujmy je sami, nie patrząc co może powiedzieć o nas gość z Francji, Niemiec czy z Hiszpanii. Nie jesteśmy od nikogo gorsi! Mamy wspaniałą historię, piękny Kraj i wszystko w nim tak naprawdę zależy od nas. Jeżeli coś nam się nie podoba, to zareagujmy ze znajomymi czy też w ramach jakichś organizacji. Siedzenie na tyłkach i ciągłe plucie jadem jest bezsensowne, więc spróbujmy  podjąć walkę z  kompleksami oraz wadą jaką jest niewątpliwie narzekanie. Odbyła się w Warszawie „Bitwa o Krzyż”, o której nie chcę się wypowiadać, ale o reakcjach na to, że niby wstyd przed całym światem. Ja się pytam jakim całym światem ? Za przeproszeniem g... mnie obchodzi to, co pomyśli ten cały świat i globalne  media. A gadki o tym, że niedługo za granicą trzeba będzie chować głowy w piasek  nie są już nawet śmieszne, a wręcz żałosne.
Powinniśmy być narodem świadomym i dumnym, a nie - słynącym z ciągłego pokazywania jakiegoś kompleksu niższości wobec innych. Wątpię, że we Francji ludzie przejmują się tym, co świat będzie gadał o strajkach w dzielnicach islamskich, czy też  w Niemczech - na temat ostatnich wydarzeń na love parade.
    Ludzie, więcej wiary w siebie, w nasz Kraj, w naszą przyszłość, która zależy głównie od naszej wspólnej pracy! Najwidoczniej, jednym z głównych zadań jakie powinniśmy sobie postawić to wzrost własnej wartości narodowej i szacunku dla własnej Ojczyzny.


Krzysiek

wtorek, 3 sierpnia 2010

66.rocznica bitwy pod Olesznem

25 lipca Brygada Łódzka ONR i członkowie Łódzkiego Ruchu Narodowego Szczerbiec wzięli udział w obchodach 66 rocznicy zwycięskiej bitwy połączonych sił NSZ i AK nad Niemcami. Uroczystości rozpoczęły się od wizyty na cmentarzu, gdzie wraz z kombatantami zapaliliśmy znicze na grobach poległych żołnierzy i pomodliliśmy się za ich dusze. Następnie przenieśliśmy się do kościoła, gdzie odbyła się Msza Św. zarówno w intencji żołnierzy poległych w bitwie pod Olesznem jak i tych, którym dane było przeżyć. Po Mszy Św., przemieściliśmy się pod pomnik upamiętniający zwycięską bitwę, gdzie wysłuchaliśmy kilku przejmujących przemówień i wraz z kombatantami i innymi uczestnikami obchodów odśpiewaliśmy Hymn Polski. Po zakończeniu części oficjalniej, wspólnie z żołnierzami NSZ i AK spożyliśmy posiłek i po chwili odpoczynku wróciliśmy do Łodzi. Niewątpliwie udział w tych obchodach miał dla nas ogromne znaczenie. Oprócz zaszczytu trzymania sztandaru NSZ, mieliśmy możliwości rozmowy z bohaterami, którzy walczyli w imię Ojczyzny i Narodu. Największą jednak przyjemnością dla nas były słowa jednego z kombatantów, który ze łzami w oczach dziękował nam za przybycie i przypominał o naszych polskich obowiązkach. Mamy nadzieje, że za rok znów będziemy mogli uczestniczyć w obchodach rocznicy bitwy pod Olesznem, i że przybędzie na nie o wiele więcej młodych ludzi, aniżeli w tym roku.

źródło: onr.com.pl

piątek, 23 lipca 2010

Pokolenie III RP

       Temat, który tu przedstawię będzie dotyczył również mnie. A rozprawiać będę o pokoleniu, do którego należę, w którym występuje więcej bierności niż działania, zagłębiania się w historii swojego regionu czy szerzej kraju, brak zainteresowania polityką i miejsca swojego własnego kraju na arenie międzynarodowej. Rozumiem zniechęcenie polityczną szarą rzeczywistością, małym zainteresowaniem walk, które toczą się już od czasów PRL’u , walki Tusk-Kaczyński, z których i tak nic nie wynika.
    Musimy zrozumieć, że bez działania niczego nie zmienimy odwracanie się plecami niczego nie da. Jeżeli to nie my ruszymy się po to, aby działać, aby zmieniać otoczenie
w którym żyjemy, nic znaczącego się nie stanie. XXI wiek zmusza nas do takiej aktywizacji, inaczej zatracimy ducha wartości, które i tak już upadają. Musimy sami zmieniać nasz kraj, wymuszać na rządzących różnego rodzaju zmiany korzystne dla Polski, to w nas młodych tkwi siła, którą musimy wykorzystać. Młodzieńcza pasja, żywiołowość, własne cele i idee powinny prowadzić nas do tego, aby wyjść
z codziennego marazmu, wynikającego z ogłupienia przez różnego rodzaju środki masowego przekazu, nie mające nic wartościowego do przekazania. Nie można się bać działania, organizacje samorządowe to 3 siła, dzięki której można zmieniać swój region, jeżeli każdy z nas przystąpiłby do takowej pracy kraj nasz wyglądał by inaczej.
Na co dzień trzeba dawać przykład w swoim otoczeniu, chociażby przez nie śmiecenie, które występuje powszechnie, poruszać wątki polityczne, dyskutować nawet z ludźmi, z którymi się nie zgadzamy to doprowadza do aktywizacji ludzi młodych we własnym kręgu, do zainteresowania się zagadnieniami i poświęcenia im godziny w wolnym czasie przed wyjściem do znajomych czy w jakimkolwiek innym celu spędzenia dnia.
 To oczywiście nie wszystko, nie mam recepty na wielką działalność czy dojścia do najwyższych stanowisk w państwie, to co tu raczej opisałem, jest możliwe
do zrealizowania przez nas wszystkich, do zrobienia czegoś pożytecznego wychodzącego po za czubek własnego nosa.
My możemy zmienić wadę, jaką jest narzekanie, występujące często w naszym społeczeństwie, ale żeby tego nie było, musimy się ruszyć. Wierzę w to, że pasje, wartości, idee, które tkwią w nas młodym pokoleniu dadzą nam siły
do działania!

Krzysiek

środa, 21 lipca 2010

Porozumienie Ligi Obrony Suwerenności z Łódzkim Ruchem Narodowym "Szczerbiec"

Informujemy, że dn. 30.06.2010 r. w Gdańsku zawarte zostało porozumienie o współpracy pomiędzy Łódzkim Ruchem Narodowym "Szczerbiec" a Ligą Obrony Suwerenności.
W imieniu LOS-u porozumienie podpisał Wiceprzewodniczący Zarządu Głównego Andrzej Pawłowicz, a w imieniu ŁRN „Szczerbiec” – Przewodniczący Maciej Migus.

Zarząd ŁRN "Szczerbiec"