poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Łódź

           Nasze drogie miasto, stolica naszego województwa - niedoceniania, zaniedbywana przez rządzących, dawno zapomniana potęga. Czy musi tak być ? 
Nie rozumiem ludzi zarządzających Łodzią. Czy oni naprawdę nie chcą mieszkać w mieście barwniejszym, czystszym ? Jak na razie, dostrzec można tylko to, że nie widzą tego jak naprawdę jest. Możliwe, że żyją w innym świecie niż zwykli mieszkańcy.
Łódź jest 3 miastem pod względem ludności, czołowym miastem pod względem powierzchni, a z tych większych miast opinię ma chyba najgorszą. Jest to oczywiście czasami propaganda, ale jest w tym ziarenko prawdy. Wystarczy podać głupi przykład – w Łodzi w zasadzie nie ma ani bilboardów, ani plakatów, informujących przyjezdnych o tym, co się dzieje w mieście, czy o ciekawych miejscach.

„Aż 79 procent pytanych orzekło, że po mieście nie da się sprawnie jeździć autem, a 90 procent - że Łódź jest
brudna.” (źródło nasze miasto.pl) Ale czy za to, że Łódź jest brudna nie odpowiadamy po części i my ? Śmieci na trawnikach, ulicach nie wzięły się same. Gdyby każdy z nas wziął odpowiedzialność za czystość dookoła siebie, byłoby zupełnie inaczej, a Łódź z pewnością byłaby przychylniej odbierana.
Nie zmienia to jednak faktu, iż władze miasta także powinny coś w tym kierunku zrobić - może zatrudniając np. firmy sprzątające, aby uporządkowywały miasto po jakimś określonym czasie ?

„Od czwartku straż miejska nie karze już za wprowadzanie psa na tereny placów zabaw, boisk czy kąpielisk. Powód? Wojewódzki Sąd Administracyjny unieważnił część regulaminu czystości miasta, po tym, jak w styczniu zaskarżył go łodzianin. Rodzice obawiają się o zdrowie i bezpieczeństwo swoich pociech, bo doniesień z Polski o zachorowaniach dzieci po zabawie w piasku nie brakuje.”(źródło nasze miasto.pl)Jak widać i niektórym mieszkańcom nie zależy. Wiadome jest jednak, że radni powrócą do uchwalenia dawnego projektu czystości miasta pod koniec sierpnia.

Chciałbym również poruszyć temat potencjału estetycznego miasta - choćby kamienic, które po odrestaurowaniu wyglądałyby wspaniale, czy ul. samej ul. Piotrkowskiej, która bądź co bądź jest wizytówką miasta. W tym aspekcie powinniśmy czasami wzorować się na innych miastach, które podjęły trud odrestaurowania zabudowań . Przykładów takich nie trzeba wcale szukać daleko – wystarczy wybrać się do odrestaurowanego, odmalowanego i posprzątanego Piotrkowa Trybunalskiego.


Tymczasem aż 66 proc. podkreśla, że brak jest dobrej informacji o atrakcjach turystycznych
i kulturalnych. (źró
dło nasze miasto.pl)
I z tym, jak sądzę, miasto powinno sobie poradzić. Wystarczy trochę chęci ze strony rządzących. Liczę jednak na to, że sami mieszkańcy będą wywierać coraz większy wpływ na ludzi, których wybierają.

Na koniec może coś z pozytywnej strony, żeby nie tworzyć całkowicie negatywnego obrazu:
Aż 93 proc. ankietowanych przyznaje, że można się dobrze rozerwać w łódzkich pubach i restauracjach, 83 proc. jest zadowolonych z oferty kulinarnej, a 69 proc.edukacyjnej.(źródło naszemiasto.pl)
 
Wielu zagadnień tutaj nie poruszyłem, takich jak drogi czy komunikacja miejska, itd. Przed Łodzią, jej mieszkańcami, jak i rządzącymi jest jeszcze wiele pracy do zrobienia. Mam nadzieję, że nadejdzie kiedyś czas, gdy mieszkańcy innych rejonów Polski inaczej spoglądać będą na Łódź, a opinie o szarym i brudnym mieście pójdą w zapomnienie.

Życzę tego sobie i wszystkim, którzy dla stolicy województwa łódzkiego chcą jak najlepiej.

Krzysiek


niedziela, 15 sierpnia 2010

Generał Rozwadowski - bohater wciąż zapomniany

Latem 1920 roku, w obliczu zagrożenia Ojczyzny, wszystkie stronnictwa polityczne zawarły porozumienie i utworzyły rząd jedności narodowej z przywódcą ludowym Wincentym Witosem na czele. Powołano Radę Obrony Państwa jako najwyższą władzę państwową na czas wojny.

A tymczasem sytuacja na froncie stawała się coraz bardziej krytyczna. 14 lipca wycofano się z Wilna, Baranowicz i Nowogródka, 20 lipca nasze wojska opuściły Grodno, 3 sierpnia Łomżę, a 4 sierpnia Ostrołękę.

Na ratunek
Rada Obrony Państwa, uwzględniając sugestię marszałka Francji Ferdinanda Focha, wezwała do powrotu do kraju szefa polskiej Misji Wojskowej w Paryżu, gen. Tadeusza Rozwadowskiego, którego Józef Piłsudski wysłał nad Sekwanę obawiając się rosnącej popularności tego wybitnego generała. Gen. Tadeusz Rozwadowski, człowiek o wielkiej kulturze osobistej i głębokiej wierze, był urodzonym żołnierzem: zdecydowany, energiczny, szybko podejmujący decyzje. Spośród wszystkich oficerów biorących udział w wojnie 1920 roku miał najwyższy stopień wojskowy.

Jako prymus ukończył Akademię Techniczną, a następnie elitarną Wyższą Szkołę Wojenną w Wiedniu. W czasie I wojny światowej, służąc w wojsku austriackim w stopniu generała, zdobył na froncie duże doświadczenie praktyczne w dowodzeniu wielkimi jednostkami taktycznymi. Pod względem posiadania kwalifikacji wojskowych oraz znajomości sztuki wojennej nie ustępował słynnemu gen. Maximowi Weygandowi, szefowi sztabu zwycięskich wojsk francuskich, nie mówiąc już o Józefie Piłsudskim, który nie przeszedł żadnego wyszkolenia wojskowego i był tylko zdolnym amatorem samoukiem. Wraz z przybyciem gen. Tadeusza Rozwadowskiego do Warszawy i objęciem przez niego funkcji szefa Sztabu Generalnego, ogarnął wszystkich bojowy zapał i wola walki, ponieważ potrafił on wpłynąć na innych - wierzył w zwycięstwo i wiedział, jak je osiągnąć. Najważniejszym było to, że optymizm, jakim promieniował, nie wynikał z intuicji lub naiwności, lecz z trafnej oceny sytuacji wojskowej oficera sztabowego i profesjonalisty, jakim był generał.

Plan
Gen. Tadeusz Rozwadowski zaraz po przybyciu do Warszawy przystąpił do opracowania planu operacyjnego, ponieważ do tego momentu nie było żadnego pomysłu, jak powstrzymać nawałę bolszewicką nacierającą na Warszawę. W planie tym, oznaczonym numerem 8359-III z dnia 6 sierpnia 1920 roku gen. Rozwadowski zamieścił rozkaz przegrupowania wojsk "z przyjęciem wielkiej bitwy pod Warszawą", a grupa manewrowa, skoncentrowana w rejonie rzeki Wieprz, "pod dowództwem gen. por. Rydza-Śmigłego miała energicznym uderzeniem zadać klęskę bolszewickim siłom głównym". Plan ten podpisał "Szef Sztabu Generalnego W.P. /-/ Rozwadowski, generał porucznik". W tym miejscu niezbędne wydaje się zwrócenie uwagi, że doszło do przekłamania i mistyfikacji na wielką skalę, ponieważ nie ma najmniejszej wzmianki o tym, że to Piłsudski opracował ten plan, a nawet, że zapoznał się z nim, a tym bardziej, że go zatwierdził.

Plan strategiczny Michaiła Tuchaczewskiego przewidywał przejście 4. Armii sowieckiej na lewy brzeg Wisły poniżej Warszawy w celu okrążenia naszych wojsk od północy i odcięcia centralnych dzielnic od morza. Tymczasem, podczas przekazywania jednostkom polskim planu operacyjnego gen. Rozwadowskiego poległ pod Dubienką mjr W. Drohojowski. Bolszewicy znaleźli przy nim tajny plan operacyjny. Ruchy wojsk nieprzyjaciela wskazywały, że Tuchaczewski poznał zamiary polskiego Sztabu Generalnego. Po otrzymaniu raportu w tej sprawie, gen. Rozwadowski postanowił opracować nowy plan operacyjny. W planie tym wprowadził zmiany polegające głównie na wzmocnieniu frontu północnego. Obawiając się jednak, aby plan ponownie nie wpadł w ręce nieprzyjaciela, napisał go własnoręcznie w jednym tylko egzemplarzu.

Rozkaz nr. 10.000
Nowy plan operacyjny (rozkaz operacyjny specjalny) z dnia 9 sierpnia 1920 roku - według którego została rozegrana Bitwa Warszawska - oznaczony numerem 10.000, przedstawił gen. Rozwadowski dowódcom armii do wykonania (rozkazu!). Wśród wyższych rangą oficerów, którzy przyjęli ten plan znajdują się podpisy: J. Piłsudskiego pod nr. 1, Józefa Hallera pod nr. 3, gen. Edwarda Rydza-Śmigłego pod nr. 5, Gen. Władysława Sikorskiego pod nr. 7. Oryginał tego planu znajduje się obecnie w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku.

W myśl tego planu, na wschód i północ od Warszawy zgrupowano 3/4 wojsk polskich, a 1/4 w rejonie Dęblina i rzeki Wieprz (tzw. Grupa Uderzeniowa pod dowództwem Józefa Piłsudskiego). W razie pomyślnie rozwijającej się ofensywy pod Warszawą, miał on wykonać uderzenie na lewe skrzydło 16. Armii sowieckiej atakującej naszą stolicę z północnego wschodu.


W przełomowych dniach Bitwy Warszawskiej Józef Piłsudski, Naczelny Wódz, przechodził okres załamania psychicznego i niebezpiecznej apatii. Maciej Rataj, późniejszy marszałek Sejmu, tak o tym pisał: "Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność, powtarzał ciągle, że wszystkiemu winien jest upadek "moralu" w wojsku ( w czym miał zresztą dużo słuszności), ale nie umiał wskazać sposobów podniesienia go; wszystkich, nawet najbliższych mu, zadziwiała jego apatia, sugerowano, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom - daremnie".

12 sierpnia, kiedy patrole nieprzyjaciela znajdowały się już w pobliżu Radzymina, Józef Piłsudski przyjechał do premiera rządu Wincentego Witosa i w obecności Ignacego Daszyńskiego i Leopolda Skulskiego złożył na piśmie rezygnację z funkcji Naczelnego Wodza i Naczelnika Państwa, po czym wyjechał z Warszawy. Witos, obawiając się, że wiadomość ta bardzo źle wpłynie na nastroje społeczeństwa, dokument ten schował do kasy pancernej, a po wojnie zwrócił Piłsudskiemu. Witos zachował sobie jednak odpis, który zginał w tajemniczych okolicznościach w czasie zamachu majowego w 1926 roku.

Decydujący bój
Prze cały dzień 14 sierpnia w zaciętych, gwałtownych atakach na nieprzyjaciela biorą udział wszystkie oddziały zgrupowane na froncie pod Warszawą. Pod Ossowem ginie bohaterską śmiercią kapelan wojskowy ks. Ignacy Skorupka, idący do ataku w stule i z krzyżem w ręku w pierwszym szeregu II batalionu Legii Akademickiej złożonego ze studentów warszawskich uczelni.

Wskutek niebezpiecznego zagrożenia Warszawy od strony Radzymina, gen. Rozwadowski zaczął energicznie przynaglać gen. Sikorskiego, dowódcę 5. Armii do przejścia do działań ofensywnych. Gen. Sikorski dużym wysiłkiem zdołał zmobilizować zmęczone i wyczerpane długotrwałym odwrotem wszystkie oddziały i 14 sierpnia w godzinach popołudniowych 5. Armia przystąpiła do działań zaczepnych na całym froncie północnym. Ofensywa wojska polskiego znad rzeki Wkry na prawe skrzydło 16. Armii sowieckiej znacznie odciążyła, szczególnie w decydującym dniu 15 sierpnia, niebezpieczny nacisk nieprzyjaciela na Warszawę.

Wieczorem 14 sierpnia wojska sowieckie, wykorzystując lukę, jaka powstała na linii obrony 11. Dywizji, przełamują front i szybko posuwają się w stronę Nieporętu i Izabelina. Tuchaczewski jest przekonany, że jego wojsko przełamało ostatnia linie obrony i już żadna przeszkoda nie stoi na drodze do zajęcia Warszawy. Śle depeszę do Moskwy, że Warszawa, stolica Polski, została zdobyta. Gen. Rozwadowski tak napisał o krytycznej sytuacji, w jakiej znalazła się 11. Dywizja: "Wiedziałem przecież dobrze, że 11. Dywizja będzie się bronić, zaangażuje nieprzyjaciela, ale nie wytrzyma silniejszego natarcia, chodzi mi o to, aby wróg po przełamaniu frontu na to miejsce skierował natarcie, na to tylko czekałem i miałem odpowiedź przygotowaną".

Rozwadowski, na wiadomość o przerwaniu frontu, wydaje rozkaz gen. Lucjanowi Żeligowskiemu, dowódcy 10. Dywizji, aby natychmiast uderzał na wdzierające się w głąb polskich pozycji hordy wroga. Dywizja ta, stanowiąca odwód Naczelnego Wodza, nie brała dotychczas udziału w walkach o Warszawę. Jest wypoczęta, dobrze uzbrojona, zachowuje w pełni zdolności bojowe i nie wykazuje oznak demoralizacji. Gen. Żeligowski silnym uderzeniem na flankę wroga odrzuca 27., 2. i 21. dywizje nieprzyjaciela poza linię rzeko Rządzy. 27. Dywizja sowiecka zostaje niemal całkowicie rozbita, tracąc 1.200 żołnierzy. Śmiałe natarcie 10. Dywizji gen. Żeligowskiego podrywa do walki wszystkie oddziały zgrupowane na wschód i północ od Warszawy. W ataku na wroga biorą udział wszystkie rodzaje broni: piechota, kawaleria, artyleria, samoloty, czołgi i dwa pociągi pancerne "Mściciel" i "Piłsudski". Cały front, od Karczewa do Wkry i dalej na północ - staje w ogniu krwawych morderczych walk. 5. Armia gen. Sikorskiego, tocząc ciężkie walki, posuwa się na wschód. Po krótkim przygotowaniu artyleryjskim uderza na wroga 1. Dywizja Litewsko-Białoruska. Ok. godz. 7.00 zajęła ona Dąbkowiznę i Wólkę Radzymińską, a o godz. 11.00 pułk wileński, wsparty plutonem czołgów, wkracza do Radzymina. W dniu 15 sierpnia napór wojsk sowieckich ze wschodu został pod Warszawą złamany, a następnego dnia przekształcił się w paniczną ucieczkę. Cały front, wraz z tak oczekiwanym atakiem Grupy Uderzeniowej znad Wieprza, przeszedł do zwycięskiej ofensywy.

Sława i chwała
W najtrudniejszych dniach Bitwy Warszawskiej (13-15 sierpnia 1920 r.), kiedy wszystko mogło się zdarzyć, albo wielkie zwycięstwo, albo całkowity pogrom - nie zabrakło dowódcy, który na czele głównych sił zbrojnych znajdował się bezpośrednio w ogniu walki. Był nim najwyższy stopniem generał wojsk polskich Tadeusz Jordan Rozwadowski. To on prze cały czas trwał na stanowisku dowodzenia, obserwował przebieg bitwy, przyjmował meldunki i wydawał rozkazy, a nawet dodawał otuchy idącym do boju żołnierzom. W Polsce dzień 15 sierpnia jest obchodzony jako Święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Naród polski głęboko przywiązany do wiary przodków jest przekonany, że zwycięstwo to zawdzięcza pomocy i wstawiennictwu Matki Boskiej, Odtąd ta przełomowa bitwa wojny z bolszewikami nazywana jest "Cudem nad Wisłą".

Lech Maria Wojciechowski
Autor jest kombatantem, byłym żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych

Źródło: http://www.myslpolska.icenter.pl/  Nr. 18 ( 25.08.2002 )

czwartek, 12 sierpnia 2010

POLSKA A.D. 2010

foto: wp.pl
       W Łodzi coraz większy problem zaczynają stanowić tzw. ”dopalacze”. W zeszły czwartek kilkuosobowa grupa młodocianych – prawdopodobnie po zażyciu „czegoś mocniejszego” – postanowiła publicznie spalić nadmiar nagromadzonej w sobie energii i urządziła bitwę na poduszki w pasażu Schillera.

 http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/521962,w-pasazu-schillera-walczyli-o-krzyz-na-poduszki-zdjecia-film,id,t.html?kategoria=660
Jak wszyscy jednak wiemy, „dopalacze” mają też to do siebie, że działają i na psychikę. I tak oto wspomniana wyżej grupa wmówiła sobie, że ich walka symbolizuje walkę o krzyż, jaka toczy się obecnie w Warszawie pod Pałacem Prezydenckim. A żeby zilustrować głoszone przez siebie brednie przynieśli ze sobą ok. dwumetrowy krzyż, który również w pewnym momencie zaczęli okładać poduszkami. Poziom akcji pozostawiam do oceny wszystkim czytelnikom. Jak dla mnie dno i sto metrów mułu… Podejrzewam zresztą, że i dla większości obserwatorów tego nędznego widowiska, którzy przystawali i z zażenowaniem kręcili głowami. Aż dziw bierze, że ten żałosny spektakl przyciągnął uwagę mediów, dla których cenniejszym materiałem okazały się popisy paru pomyleńców w pasażu Schillera niż zeszłoroczny przemarsz młodzieży narodowej przez miasto, w sile ponad 150 osób. No cóż, rozumiemy – „polityczna poprawność uber alles”! Wracając jednak do sedna tematu, to ta nieodpowiedzialna i zdegenerowana ideologicznie młodzież stanowi tylko jedną stronę medalu. Ot, pożyteczni idioci dla wszelkiej maści importerów zgnilizny moralnej z Zachodu! Druga strona medalu, to niestety Ci na których zlecenie odbywają się te żenujące spektakle – nie tylko w Warszawie, ale już w całej Polsce. A za ten proceder obarczam winą polityków PiS-u, których działania prowadzą w moim odczuciu do dechrystianizacji Polski. Otóż pod przykrywką rzekomo prawicowej (!) i katolickiej (!!) partii uczynili oni sobie z krzyża coś na kształt logo partyjnego, wmawiając jednocześnie swoim najbardziej radykalnym zwolennikom, że są oni jedynymi obrońcami Wiary i polskości. No cóż, „po owocach ich poznacie” - w tym miejscu odsyłam szanownych czytelników do stenogramów głosowań sejmowych w sprawach dla Kościoła w Polsce – jak i dla samego kraju – niezwykle istotnych: ustawa antyaborcyjna, becikowe, że o podpisaniu Lizbony nie wspomnę… Znamienne, że i przed samym Pałacem nie znajdziemy polityków PiS-u. Czyżby wszyscy byli aż tak zajęci jak poseł Kurski, który musiał wykupić od komornika swoje terenowe BMW 90 tys. zł…? Nie znoszę obłudy stąd też i moje mocne słowa. Poza tym nie pierwsza to sytuacja, w której PiS próbuje wykorzystać autorytet Kościoła do swoich celów, a gdy sprawy przybierają niewłaściwy bieg, to zaczyna z Kościołem wojenkę podjazdową. Tak było w sprawie wstrzymania ingresu abp. Wielgusa, kiedy to naruszona została zasada integralności Kościoła w mianowaniu hierarchów – tak było i teraz gdy sprzeniewierzono się decyzji abp. Nycza o przeniesieniu krzyża do kościoła św. Anny, a księży do tego oddelegowanych zwyczajnie zbluzgano. Już sam fakt, że dopuścili się tego ludzie mieniący się patriotami zakrawa na poważne zgorszenie… Największym zgorszeniem jest jednak dla mnie swoista licytacja, jakiej dopuszczają się zwolennicy „stronnictwa smoleńskiego”: krzyż albo pomnik. Tak oto z krzyża uczyniono coś na kształt karty przetargowej. Z całym szacunkiem, ale jeśli dla kogoś jest to walka o charakterze religijnym, to ja wysiadam… Dla mnie jest to zwykła aktywizacja elektoratu PiSowskiego przeciw Platformie i tyle! Jest to, jak trafnie zauważył jeden z przechodniów, „czysta polityka… i to na świeżym grobie”.
foto:wp.pl
Oczywiście trudno zrzucić całą odpowiedzialność za zaistniałą sytuację wyłącznie na PiS. Nie byłoby tego całego Hyde Parku gdyby nie nowo wybrany prezydent, który kolejny już raz udowodnił, że w polityce jest „cienkim Bolkiem”, a raczej „cienkim Bronkiem”. Zasadnicze pytanie brzmi – w czym przeszkadzał mu krzyż pod Pałacem i to jeszcze zanim formalnie objął funkcję prezydenta?! Trzeba zupełnie nie mieć fantazji (a to źle rokuje głowie państwa…) żeby nie domyślać się do czego może doprowadzić taka decyzja. Komorowski natomiast najpierw chlapnął głupotę, a później gdy zobaczył jakiego bigosu narobił, to wkręcił w całą aferę Kościół i zaszył się w swojej Ruskiej Budzie. Wystarczyło natomiast postąpić dokładnie na odwrót i zacząć cała sprawę właśnie od Kościoła. Wtedy wystarczyłoby, żeby metropolita warszawski zakomunikował wiernym swoją - podkreślam „swoją”(!), a nie prezydenta-elekta - decyzję i krzyż w pięknej oprawie zostałby uroczyście przeniesiony ulicami warszawy do kościoła św. Anny. Uważam, że byłoby to satysfakcjonujące wszystkich rozwiązanie, a krzyż nie byłby obecnie wyszydzany przez wszelkiej maści degeneratów i wyrzutków społeczeństwa, jakich udało się zaktywizować Platformie. Nota bene ciekawa sprawa, gdyż jak dotąd elektorat PO był przedstawiany jako typowo inteligencki… w przeciwieństwie do „ciemnogrodu” z drugiej strony barykady.
Być może jednak jest jeszcze jeden aspekt takiego zachowania Komorowskiego – „bitwa o krzyż” to dla PO temat zastępczy, który ma wyciszyć podwyżki VATu, likwidację becikowego, zamrażanie płac czy chociażby obecnie walkę z powodzią na Dolnym Śląsku.
Niezależnie, który z tych scenariuszy jest prawdziwy można jasno stwierdzić, że wojna PiS-u z Platformą dzieli Polaków na wszelkie możliwe sposoby. Liczyłem, że po aferze o Wawel przekroczyliśmy już pewną granicę nieprzyzwoitości i że nie będę już musiał wstydzić się za rodaków. Niestety, myliłem się bardzo… Na koniec wszystkim tym, którzy za zaistniałą sytuację są odpowiedzialni lub dali się zwyczajnie zmanipulować chcę powiedzieć jedno – nie łudźcie się, Krzyż i tak zwycięży ! A Ten, który teraz z pokorą spogląda z tego krzyża na nas, przyjdzie kiedyś sądzić ludzkie czyny… Jemu cześć i chwała na wieki !
PS. Wracając jeszcze do zdarzeń z naszego, łódzkiego podwórka, to pragnę zauważyć że całej sytuacji bezczynnie przyglądała się Straż Miejska. Czy należy to rozumieć jako przyzwolenie na obrażanie uczuć religijnych? Czy jeśli zdecyduję się uczynić podobne cyrki np. z gwiazdą Dawida, to również mogę liczyć na bezkarność? Przypominam, że całkiem niedawno po łódzkiej katedrze paradował golas… ponoć też w ramach happeningu. Jeśli więc nasze władze dają przyzwolenie na takie happeningi, to zapewniam, że Łódzki Ruch Narodowy także dysponuje szerokim wachlarzem tego typu inicjatyw i to bez zażywania „dopalaczy”. Zamiast poduszek zabierzemy jednak coś cięższego i udamy się na Piotrkowską 104… Do zobaczenia zatem!

(…)W krzyżu zbawienie,

w krzyżu życie,

w krzyżu obrona,

w krzyżu struga

szczęścia nadprzyrodzonego,

w krzyżu siła mądrości.

w krzyżu radość duchowa,

w krzyżu sama istota dobra,

w krzyżu świętość doskonała.

Zbawienie duszy,

nadzieja życia wiecznego w krzyżu,

tylko w krzyżu”.


                                                                                                                          Tomasz a Kempis
                                                                                             „O naśladowaniu Jezusa Chrystusa”

Marek

czwartek, 5 sierpnia 2010

Nasze polskie kompleksy


Coraz bardziej irytujące jest jest ciągłe narzekanie, że wszystko co złe, to dzieje się tylko w Polsce, a każda sytuacja przynosi nam wstyd na całym świecie.
    Skąd u niektórych tyle tego jest ? Można przeczytać na różnych forach:  „ już cały świat się z nas śmieje”,  „takie rzeczy to tylko w Polsce”.  Ale co nas to obchodzi, co oni o nas myślą ? To jest nasz Kraj, nasze problemy i rozwiązujmy je sami, nie patrząc co może powiedzieć o nas gość z Francji, Niemiec czy z Hiszpanii. Nie jesteśmy od nikogo gorsi! Mamy wspaniałą historię, piękny Kraj i wszystko w nim tak naprawdę zależy od nas. Jeżeli coś nam się nie podoba, to zareagujmy ze znajomymi czy też w ramach jakichś organizacji. Siedzenie na tyłkach i ciągłe plucie jadem jest bezsensowne, więc spróbujmy  podjąć walkę z  kompleksami oraz wadą jaką jest niewątpliwie narzekanie. Odbyła się w Warszawie „Bitwa o Krzyż”, o której nie chcę się wypowiadać, ale o reakcjach na to, że niby wstyd przed całym światem. Ja się pytam jakim całym światem ? Za przeproszeniem g... mnie obchodzi to, co pomyśli ten cały świat i globalne  media. A gadki o tym, że niedługo za granicą trzeba będzie chować głowy w piasek  nie są już nawet śmieszne, a wręcz żałosne.
Powinniśmy być narodem świadomym i dumnym, a nie - słynącym z ciągłego pokazywania jakiegoś kompleksu niższości wobec innych. Wątpię, że we Francji ludzie przejmują się tym, co świat będzie gadał o strajkach w dzielnicach islamskich, czy też  w Niemczech - na temat ostatnich wydarzeń na love parade.
    Ludzie, więcej wiary w siebie, w nasz Kraj, w naszą przyszłość, która zależy głównie od naszej wspólnej pracy! Najwidoczniej, jednym z głównych zadań jakie powinniśmy sobie postawić to wzrost własnej wartości narodowej i szacunku dla własnej Ojczyzny.


Krzysiek

wtorek, 3 sierpnia 2010

66.rocznica bitwy pod Olesznem

25 lipca Brygada Łódzka ONR i członkowie Łódzkiego Ruchu Narodowego Szczerbiec wzięli udział w obchodach 66 rocznicy zwycięskiej bitwy połączonych sił NSZ i AK nad Niemcami. Uroczystości rozpoczęły się od wizyty na cmentarzu, gdzie wraz z kombatantami zapaliliśmy znicze na grobach poległych żołnierzy i pomodliliśmy się za ich dusze. Następnie przenieśliśmy się do kościoła, gdzie odbyła się Msza Św. zarówno w intencji żołnierzy poległych w bitwie pod Olesznem jak i tych, którym dane było przeżyć. Po Mszy Św., przemieściliśmy się pod pomnik upamiętniający zwycięską bitwę, gdzie wysłuchaliśmy kilku przejmujących przemówień i wraz z kombatantami i innymi uczestnikami obchodów odśpiewaliśmy Hymn Polski. Po zakończeniu części oficjalniej, wspólnie z żołnierzami NSZ i AK spożyliśmy posiłek i po chwili odpoczynku wróciliśmy do Łodzi. Niewątpliwie udział w tych obchodach miał dla nas ogromne znaczenie. Oprócz zaszczytu trzymania sztandaru NSZ, mieliśmy możliwości rozmowy z bohaterami, którzy walczyli w imię Ojczyzny i Narodu. Największą jednak przyjemnością dla nas były słowa jednego z kombatantów, który ze łzami w oczach dziękował nam za przybycie i przypominał o naszych polskich obowiązkach. Mamy nadzieje, że za rok znów będziemy mogli uczestniczyć w obchodach rocznicy bitwy pod Olesznem, i że przybędzie na nie o wiele więcej młodych ludzi, aniżeli w tym roku.

źródło: onr.com.pl