piątek, 26 sierpnia 2011

O poziom za nisko... czyli pisanie na zamówienie.

Czasami można się pomylić, czy to dziennikarz czy aktywista lewicowy.
 
    Kampania wyborcza ruszyła pełną parą. Rządzący już powysyłali „zamówienia” do zaprzyjaźnionych dziennikarzy z przychylnych im mediów. Rozkaz padł – uderzyć w opozycję. I tak się stało. Właśnie w tych kategoriach trzeba interpretować tekst pani Aleksandry traktujący o tym, że radnej PiS nie podobało się to, że tzw. Marsz Równości odbędzie się na Piotrkowskiej (głównej ulicy) podczas Święta Łodzi. Chyba, że istnieje inny powód wygrzebania po ponad trzech miesiącach pod koniec wakacji tematu Marszu Równości i trzykrotnie liczniejszej kontry (czy w naszym mieście nic się obecnie nie dzieje?). Niby nam narodowcom nic do tego, ot taka uroda obecnego reżimu pod wodzą miłościwie nam panującego pana D., zwłaszcza, iż dziennikarze tej redakcji często tak postępują. Nie wiadomo tylko czy z pobudek czysto ideologicznych, czy może typowo finansowych. Jedno jest pewne, każdy średnio rozgarnięty człek zdaje sobie sprawę, że takie artykuły, jak pani Aleksandry, z rzetelnością i obiektywizmem nie mają nic wspólnego. I o tą rzetelność dziennikarską chodzi.
  
     Droga Pani Aleksandro, otóż aktywiści homoseksualni nie przypadkowo ustalili termin oraz miejsce Marszu właśnie wtedy, gdy na Piotrkowskiej odbywa się Święto Łodzi, ba, nawet nigdy się z tym nie kryli. Dodam, że mieli nawet chrapkę na zdecydowanie więcej niż dostali, bo zamarzyli sobie, aby być główna atrakcją na tym święcie i wesoło maszerować przez całą Pietrynę wśród rodzin z dziećmi, które przybyły na Święto Łodzian (sic!!!). Robcio wraz z kolegami chciał pokazać łodzianom jak fajnie jest być gejem, tam gdzie będzie ich najwięcej. Mogli wybrać oczywiście inny termin , bowiem święto Łodzi w żaden sposób nie jest związane z walką polityczną o „równouprawnienie” osób homoseksualnych. Nie wybrali jednak. Już pomijam fakt, że środowiska propagandy homoseksualnej traktowane są lepiej niż inne środowiska. W urzędzie, gdy dopytywaliśmy się o legalizacje jakiegokolwiek marszu czy chociaż pikiety na Pietrynie podczas święta, otrzymaliśmy jasną odpowiedź – NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI!!! Oczywiście nie dodaliśmy, że to ma być Marsz Równości ;-). Mało tego, niepokoi nas fakt, że święte krowy (homosie) prawdopodobnie nawet nie dotrzymały 30-dniowego terminu zgłoszenia inicjatywy, obowiązującego przy zajęciu pasa ruchu. Urzędnicy nie mieli pojęcia nawet, że ma się odbyć jakiś Marsz Równości. Dopiero na ok. półtora tygodnia przed „imprezą” nagle się okazało, że ów Marsz jednak się odbędzie i jest zgłoszony!. Oczywiście innym taki numer by nie przeszedł. Może o tym napiszemy Pani Aleksandro?
     Moim zdaniem, obawy radnej były generalnie uzasadnione. Każdy normalny człowiek zdaje sobie sprawę, że Święto Łodzi na Pietrynie, gdzie ma być dużo ludzi, to nie jest odpowiednie miejsce do manifestowania swojej odmienności seksulanej. Temat ten wśród łodzian, jak i całego polskiego społeczeństwa jest mówiąc delikatnie... kontrowersyjny.


     
Kolejna sprawa, Pani Aleksandro, śmieszy mnie, że Pani tak mocno stara się wybielać pewne środowiska i demonizować inne. „Banda wyrostków”, „chuligani” tak nazywa Pani kontrmanifestantów (nota bene na zamieszczonym w artykule zdjęciu uczestników kontry widać jedynie dużą grupę młodych ludzi i nikt twarzy nie ma zakrytej w porównaniu do kilku uczestników „tolerancyjnej” strony).
Zapomniała Pani o pewnym małym szczególe. Szefo który maszerował na czele pochodu, który tak ochoczo był fotografowany przez fotoreportera Waszej gazety - pan Robert B. sam ma sporo za uszami. Wcale nie chodzi o to, że spoliczkował jakiegoś amanta w klubie gejowskim po buzi ;-). Otóż „Robcia” ma zarzut napaści na funkcjonariusza na służbie !!! Chyba to dosyć poważny zarzut o charakterze chuligańskim, czy wręcz kryminalnym??? Nieprawdaż? Do agresji na funkcjonariusz doszło podczas blokady(sic!), w której Robert B. wraz z lewackimi zadymiarzami blokował legalny i pokojowy Marsz Niepodległości!!! To chyba jest chuligaństwo i jawna kpina z polskiego prawa! Czy może jednak nie?
A może to jest tak, że marsze narodowców można atakować (najlepiej kluczami francuskimi), blokować, rzucać w nie kamieniami, butelkami i nie jest się chuliganem? Natomiast, gdy są to marsze homoseksualistów i lewaków, wtedy trzeba być grzecznym. Najlepiej w ogóle nie manifestować przeciwko, bo się może zaraz okazać, że jest się chuliganem i homofobem. Zresztą, po co ja pisze, skoro przecież Pani macierzysta redakcja zorganizowała ten spęd lewacko-gejowskich zadymiarzy na Święcie Niepodległości, więc nie dziwne, że z obiektywnością jest Pani na bakier - zresztą jak cała pani gazeta.
 
     W kwestii okrzyków i transparentów, to zabieg iście mistrzowski. Innych okrzyków Pani nie słyszała? A może Pani tam w ogóle nie było? Bo jakby Pani była, to by Pani wiedziała, że kontrmanifestanci mieli znacznie szerszy repertuar haseł. Niekoniecznie związany on był  z owym hasłem na w... , które na blisko 2,5-godzinną akcje padło może dwa razy i krzyczane było raptem przez kilkanaście osób i to na dodatek po rozwiązaniu kontrmanifestacji przez organizatora Pikiety w obronie tradycyjnych wartości rodziny. A wie Pani ilu było kontrmanifestantów? Ponad 300. W takim razie, to chyba jednak niewielki odsetek osób i wulgaryzmów?

     Pani pomysł zaproszenia tęczowych, lepiej wykształconych bogaczy na Pietrynie wydaje się być mocno groteskowy. Zważywszy, że uczestnicy owego marszu nie przypominali majętnych ludzi. Bardziej wyglądali na wychudzonych, pryszczatych licealistów, dzierżących socjalistyczne transparenty Młodych Socjalistów i dziwnie wyglądających chłopców i dziewcząt, którzy na pewno nie przypominają opisywanych przez Panią osób (np. w ubraniach przypominających pidżamy lub z hełmem wojskowym na głowie). Tam mieli być tęczowi burżuje? Wolne żarty, oni akurat nie mają ochoty na takie lansy, przynajmniej w Polsce. Zresztą lewicowa młodzież pewnie odpowiednio by ich potraktowała.

    Mogę jeszcze tylko na koniec zaproponować znacznie lepszy pomysł niż Pani. Zamiast Łodzi Tęczowych Bogaczy, proponuję Łódź Setki Burdeli. Otóż na Pietrynę wieczorem podczas Święta Łodzi można sprowadzić takie obwoźne domy publiczne, w których panie oczywiście nie płacąc za postój oferowałyby swoje wdzięki spragnionym wrażeń spacerowiczom. Zapewniam, że nowa atrakcja ściągnie znacznie więcej ludzi niż Marsze Równości. To z kolei będzie miało, przełożenie na obroty kawiarni i pubów na Pietrynie. No i będziemy sławni. W końcu w życiu liczy się tylko Kasa i Seks, jak śpiewała Marylka Rodowicz. Prawda, Pani Aleksandro?
     Zaraz po Święcie Niepodległości pewien dziennikarz Waszej konkurencji stwierdził, że osiągnęliście poziom swoich adwersarzy politycznych, przeciw którym protestujecie. A to gazecie, która pragnie być rzetelna i opiniotwórcza nie przystoi. Ja pójdę dalej. Takimi artykułami jak Pani, ten poziom mocno zaniżacie, nawet jak dla nas.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Brygada Łódzka ONR ma swoją stronę internetową!

Dobrych informacji ciąg dalszy. Pomimo sezonu ogórkowego prace w niektórych dziedzinach idą pełną parą. Właśnie od kilku dni działa strona internetowa Brygady Łódzkiej Obozu Narodowo - Radykalnego.


Cieszy kolejna narodowa inicjatywa w naszym regionie. Mamy nadzieje, że na stałe zagości na internetowych łamach i zdobędzie duże grono czytelników. Życzymy powodzenia!



poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Narodowa Łódź na Facebooku!

Miło nam poinformować, że już od jakiegoś czasu nasz blog posiada swój profil na portalu społecznościowym Facebook. Oczywiście zapraszamy, aby na bieżąco śledzić aktualizacje i do "lubienia tego" ;-)

http://www.facebook.com/pages/Narodowa-%C5%81%C3%B3d%C5%BA/192122770818568

czwartek, 18 sierpnia 2011

ŚLADAMI ŚWIĘTEGO MAKSYMILIANA PO ZIEMI ŁÓDZKIEJ

Mamy trzy fronty do zdobycia dla Niepokalanej.
Pierwszym i najważniejszym frontem jesteśmy my sami,
więc musimy najpierw zdobyć samych siebie dla Niepokalanej.
Bez tego nie ma mowy o podbojach innych frontów.
Drugim frontem jest nasze najbliższe otoczenie.
Trzecim i ostatnim jest już cały świat, wszystkie narody.”

Bieżący rok został ogłoszony Rokiem Kolbiańskim. 14 sierpnia minęła 70 rocznica męczeńskiej śmierci tego wielkiego Wyznawcy Chrystusowego i Rycerza Niepokalanej. Chciałbym z tej okazji nieco przybliżyć postać św. Maksymiliana Marii Kolbego, a właściwie nakłonić wszystkich naszych czytelników do podróży jego śladami po Ziemi Łódzkiej.

ZDUŃSKA WOLA

Podróż tę należałoby rozpocząć w Zduńskiej Woli. O tym, że jest to miasto narodzin św. Maksymiliana przypomina nam już dworzec kolejowy z pięknym motywem dotyczący tego faktu. To właśnie w Zduńskiej Woli – 8 stycznia 1894r. – przyszedł na świat Rajmund Kolbe. Był drugim dzieckiem rodziców – Juliusza i Marianny z Dąbrowskich. Dom w którym mieszkała rodzina Kolbe mieści się obecnie przy ul. św. Maksymiliana 9. Jest to dawna ulica Browarna (a czemu „Browarna” dowiecie się na trasie) i właśnie od tego miejsca proponuje rozpocząć nasz szlak. Z góry zaznaczam, że dom nie jest autentycznym domem narodzin świętego, a jedynie repliką ówczesnego „domu tkacza” – tkactwem bowiem zajmowali się rodzice Rajmunda. Obecnie budynek mieści Muzeum Świętego Maksymiliana, prezentując na parterze stałą ekspozycję pamiątek związanych z jego życiem, a na piętrze odtwarzając pokój mieszkalny przeciętnej rodziny mieszczańskiej z tamtych czasów.

W odległości 200m od domu św. Maksymiliana góruje nad Zduńską Wolą piękny kościół p.w. Wniebowzięcia NMP. W tym to kościele poznali się rodzice św. Maksymiliana. Tutaj wzięli też ślub, a w rok po ślubie wstąpili do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. W tym też kościele został ochrzczony i bierzmowany przyszły brat Maksymilian. Od 1993 r. świątynia nosi tytuł Bazyliki Mniejszej.


Osobne wątek należy się rodzicom św. Maksymiliana. Na ich przykładzie mamy bowiem doskonale przedstawiony wzorzec rodziny katolickiej o tradycjach patriotycznych. Oboje głęboko wierzący i mocno zaangażowani w życie Kościoła. Dodatkowo ojciec działacz Stowarzyszenia Chrześcijańskich Robotników, uczestnik konspiracyjnych spotkań niepodległościowych i wielki propagator polskości. Można zatem stwierdzić, że późniejsze postawy i wybory życiowe św. Maksymiliana brały swój początek z atmosfery rodzinnej.

PABIANICE

Rodzina Kolbe mieszkała w Zduńskiej Woli do 1894 roku. W tym to roku miał miejsce kryzys gospodarczy, który skutkował przymusową przeprowadzką najpierw do Łodzi, a następnie do Pabianic. I właśnie z tym miastem związany jest drugi etap życia młodego Rajmunda Kolbe. W roku 1896 lub 1897 rodzina Kolbe wynajęła mieszkanie w domu przy ul. Jutrzkowickiej 16. Mieszkali tam do 1903 lub 1904 roku prowadząc sklep z artykułami spożywczo-przemysłowymi. W tym czasie przynależeli do kościoła parafialnego św. Mateusza. Na te lata przypadają też narodziny kolejnych dzieci Państwa Kolbe, z których niestety dwoje zmarło w dziecięcym wieku. Na tle tych przeciwności ukazuje się właśnie silny rys katolicki obu małżonków, który skutkuje złożeniem w 1900 r. okresowego ślubu czystości. W tym samym roku rozpoczyna się budowa pięknego, neogotyckiego kościoła p.w. NMP Różańcowej, który w przyszłości stanie się ich kościołem parafialnym. W pracach tych bierze czynny udział ojciec Rajmunda - Juliusz Kolbe. Duchowo wspiera go małżonka, która staje się inicjatorką Żywego Różańca. Już po wybudowaniu kościoła Kolbowie będą sprzedawać przy nim dewocjonalia, pilnując przy tym mocno aby nie sprowadzać tandety.
W roku 1904 Kolbowie rozpoczynają pracę w fabryce Kruschego i Endera – pabianickich potentatów. Zmieniają również kilkakrotnie miejsce zamieszkania (ul. Fabryczna, ul. Nowo -Cmentarna 11, ul. Konstantynowska 19, ul. Złota 5). Rok później Rajmund i jego starszy brat Franciszek przystępują do Pierwszej Komunii Świętej. Dodatkowo Franciszek dostaje się do Szkoły Handlowej – jedynej szkoły średniej w mieście. Jednak już rok później dołączy do niego Rajmund, który zdając celująco egzaminy dostanie się od razu do drugiej klasy! 

1907 rok to przełomowa data w życiu duchowym Rajmunda. Pod wpływem rekolekcji wielkanocnych prowadzonych przez oo. Franciszkanów podejmuje on decyzje o powołaniu. W tym samym roku ma miejsce bierzmowanie obu braci i wyjazd do seminarium franciszkańskiego we Lwowie.
Ważne obiekty na pabianickim szlaku, to przede wszystkim kościoły, wokół których koncentrowało się życie całej rodziny. Szczególnie kościół św. Mateusza ma wielkie znaczenie ze względu na objawienie jakiego doznał w nim przyszły święty. W trakcie tego objawienia ukazała mu się Matka Boża z dwiema koronami: białą i czerwoną. Biała to korona Wyznawcy. Czerwona – Męczennika. Młodzieniec wyciągnął ręce po obie, co też tak pięknie w jego życiu się spełniło. 

Pabianice to również fabryki, spośród których największe wrażenie robi fabryka Kruschego i Endera, gdzie pracowali rodzice Rajmunda. Nie sposób nie docenić także pięknych kamienic i pałaców fabrykanckich ani przejść obojętnie obok dawnego zamku biskupiego (obecnie mieszczącego Muzeum Historii Miasta Pabianic). Zresztą cała ul. Zamkowa - jak i odchodzące od niej mniejsze uliczki – zasługują na szczególną uwagę i osobny spacer. Czuć tam jeszcze klimat miasta fabrycznego z końca XIX w. „Klimat”, który niestety zatraca stolica regionu – Łódź…

ŁÓDŹ

A jakie były związki św. Maksymiliana z Łodzią? Na pewno nie tak silne jak z Pabianicami czy Zduńską Wolą, ale jednak były. Jak już wspomniałem wcześniej rodzina Kolbe trafiła na krótko do Łodzi po przeprowadzce ze Zduńskiej Woli w 1894 r. Juliusz Kolbe podjął wtedy pracę w fabryce, a jego żona prowadziła dom i opiekowała się dziećmi oraz prawdopodobnie tkała na jednym krośnie, jakie przywieźli ze sobą. 29 stycznia 1896r. urodził się ich trzeci syn – Józef. I to właśnie z nim związane jest jedyne miejsce, jakie możemy umieścić na trasie naszego szlaku, a mianowicie kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego, w którym był on chrzczony. Nie ulega jednak wątpliwości, że rodzina Kolbe przemierzała łódzkie ulice, przez co nadała naszemu miastu choć trochę tego szczególnego charakteru związanego z Wielkim Wyznawcą i Męczennikiem Miłości – św. Maksymilianem Marią Kolbe.

Celowo powstrzymałem się tutaj od klasycznego życiorysu świętego Maksymiliana. Literatura na jego temat jest przebogata i uważam, że każdy powinien się nią zainteresować. Zwłaszcza, że przeżywamy Rok Kolbiański. Ze swojej strony zachęcam do bogatego wyboru dzieł św. Maksymiliana, jaki znajduje się w księgarni internetowej Te Deum. Szczególnie zaś polecam „Konferencje Świętego Maksymiliana Marii Kolbego” – najlepiej oddające ducha, jakim przeniknięty był ten wielki święty. Jako że mamy jeszcze wakacje zachęcam również wszystkich do wycieczki nieco poza granice naszego województwa, a mianowicie do Niepokalanowa, w którym wręcz namacalnie można odczuć istotę zawierzenia się Bogu przez Niepokalaną, co było życiową dewizą św. Maksymiliana. Na koniec pamiętajmy o słowach innego wielkiego Polaka – Prymasa Tysiąclecia, kardynała Wyszyńskiego – „Nie gaście ducha świętego Maksymiliana…”

A już dla wybitnie zainteresowanych polecam rewelacyjny tekst Grzegorza Kuszpy z archiwalnego numeru czasopisma „CHRISTUS REX”. Oprócz tego znajdziecie w piśmie teksty nt. katolickiej kontrrewolucji Cristeros w Meksyku oraz o procesie beatyfikacyjnym Sir Williama Wallace’a („Waleczne serce” – Mela Gibsona). Zainteresowanych proszę o kontakt z naszym blogiem – czasopismo udostępnię bezpłatnie.

AMDG!

Marek

niedziela, 7 sierpnia 2011

Wybory do Rady Miejskiej w 1934 r. w Łodzi

W poniższym tekście chciałbym przybliżyć małą cząstkę historii obozu narodowego w Łodzi. Dotyczyć to będzie wyborów, które odbyły się w 1934 roku. Zapewne niewielka część młodych Łodzian wie jak przed wojną wyglądały ówczesne kampanie wyborcze, same wybory i kto zarządzał miastem.
Mam nadzieję, że niniejszy artykuł po trochu pomoże poznać mały kawałek historii naszego miasta.

Na uwagę zasługuje fakt  trwania kadencji Rady Miejskiej wybranej w 1927 roku. Trwała ona aż do 1934! Choć wcześniej, bo w 1930 roku „Radni Rządzącej miastem PPS zwrócili się w listopadzie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z apelem o rozwiązanie rady i rozpisanie nowych wyborów”[1].
Choć wniosek dotyczący nowych wyborów został przyjęty, odrzuciły go jednak rady nadzorcze.
„Dopiero po uchwaleniu nowego prawa o samorządach minister spraw wewnętrznych w lipcu 1933 r. wydał decyzję o rozwiązaniu łódzkiego samorządu i odwołaniu z zajmowanych stanowisk członków magistratu”[2]. W ten oto sposób kadencja rady została przedłużona na czas nieokreślony.
Łódzcy narodowcy wiedzieli, że startowanie samodzielnie w wyborach skończy się porażką podobną do tych z 1927 roku. Zaczęto w ten sposób szukać ugrupowań pokrewnych ideowo, „aby tym samym zwiększyć swoje szanse na korzystny rezultat w głosowaniu”[3].
Problemy i rozłam wewnątrz chadecji przeszkadzał w negocjacjach i nie przynosił spodziewanych rezultatów. „Ostatecznie jednak osiągnięto porozumienie i na terenie miasta SN szło do wyborów razem z Polskim Stronnictwem Chrześcijańskiej Demokracji”[4]. Nie uchroniono się również od problemów wewnątrz własnej organizacji. W styczniu 1934 r. doszło do rozłamu. Wykluczono z partii ks. A. Rogozińskiego, który pociągnął za sobą członków SN i utworzył Unię Odrodzenia Narodowego. Secesjoniści, wraz z NPR „Prawicą”, Związkiem Hallerczyków, Związkiem Dowborczyków oraz związkami zawodowymi reprezentowanymi przez Zjednoczenie Zawodowe Polskie i Chrześcijański Związek Dozorców Domowych, wystartowali wspólnie, rozbijając tym samym jedność Ruchu Narodowego[5].

Należy pamiętać, iż rok przed wyborami w mieście wojewódzkim został zlikwidowany Obóz Wielkiej Polski. Tym bardziej łódzcy narodowcy zdawali sobie sprawę z wagi nadchodzących wyborów. Miał to być tym samym sprawdzian w jakim stanie jest Ruch Narodowy w Łodzi. Przygotowania zaczęły się już od jesieni 1933 roku. Pod koniec roku (1933) zaczęto zbierać fundusze na akcje przedwyborczą.
Kazimierz Kowalski przedstawił propozycję, aby każde koło SN  w mieście opodatkowało się. Pomysł został przyjęty, a poszczególne koła zaoferowały: „Śródmieście” – 25 zł, „Bałuty” – 10 zł, „Chojny”, „Radogoszcz”, „Koziny”, i „Śródmieście-Wschód” – po 10 zł, „Widzew”- 7 zł, „Stoki” – 3 zł, „Stare Rokicie” i „Pabianka” – po 2 zł[6]. Kwoty miały być wpłacane co miesiąc oraz każde z kół powinno upatrzyć sobie po 10 radnych i zastępców oraz wysuwać na kandydatów ludzi „pewnych i wytrwałych, którzy nie ulękną się żadnych represji ze strony władz”[7].
Z początkiem 1934 r. prace przygotowawcze do wyborów ruszyły pełną parą. Zaczęto zakładać komitety wyborcze, zostały powołane w  marcu 1934 r. Działania endecji były wielokierunkowe. Stronnictwo Narodowe starało się dotrzeć do szerszych mas wyborczych wśród łódzkich robotników. Odnotowywano próby zakładania oddziałów Związków Zawodowych „Praca Polska”,” prowadzono również akcję zakładania nowych kół partii”[8].



Pod koniec 1933 roku podjęto decyzję o utworzeniu drużyn bojowych. Miały się składać z byłych członków OWP, a ówczesnych działaczy Sekcji Młodych SN.” Do zadań drużyn miała należeć odsiecz
w razie napadu sanacyjnych bojówek. Wychodzono bowiem z założenia, że sanacja sformuje takie, wobec czego SN „musi działać tą samą metodą”[9].
3 maja 1934 r. doszło do zdarzeń, które dały wielki rozgłos endecji. W ich wyniku czołowi działacze zostali zatrzymani i znaleźli się w areszcie. Większość zatrzymanych była kandydatami narodowców na radnych. Zachodziła więc obawa o wygląd list, ponieważ prawo przewidywało, iż osoby skazane lub aresztowane mogą być pozbawione praw wyborczych.
Po kilku tygodniach, 23 maja doszło do kolejnych aresztowań narodowców – „na kilka dni przed aktem głosowania, wyznaczonym na 27 maja. Pozbawiono wolności Leona Grzegorzaka, Ryszarda Szczęsnego, Kazimierza Patorę, Mariana Krajewskiego i Stanisława Kotasa”[10].
Choć prasa prorządowa wykorzystywała wszystkie możliwości, aby zdyskredytować narodowców, skutki były zupełnie odwrotne. Aresztowania o charakterze politycznym przysporzyły popularności i sympatii obozowi narodowemu[11].

Powyższe zdarzenia dały endecji impuls do działania. Agitacja wyborcza była bardzo intensywna. Prowadzona była poprzez liczne zebrania, zgromadzenia, kolportaż ulotek i sposób domokrążny[12]. „Narodowcy obiecywali, iż „przychodzą ludzie wielkiej idei, ludzie Wasi, Polacy z krwi i kości. Głosujcie na Obóz Narodowy”[13]

Na jednym z zebrań pewien mówca ostro krytykował rząd za to, że nie zrobił nic aby poprawić byt polskiemu społeczeństwu i oddał gospodarkę w obce ręce. I apelował, aby głosować na obóz narodowy, który odrzuci „falangę szantażystów i darmozjadów”. Przy poruszaniu ważnych tematów, zostały wplatane również wątki humorystyczne jak, np. kiedy mówca poruszył temat BBWR i rozwinął skrót jako „Byczo Bujamy Was Rodacy”.[14]

Jak na początku napisałem, łódzki obóz narodowy nie startował do wyborów wspólnie.
Co powodowało starcia pomiędzy organizacjami. Unia Odrodzenia Narodowego pod wodzą ks. Andrzeja Rogozińskiego również postanowiła powołać własne bojówki ochraniające wiece wyborcze przed członkami SN. Wiec zorganizowany przez UON 11 marca 1934 r. w parku Helenów został rozbity przez zwolenników Stronnictwa Narodowego. Samego ks. Rogozińskiego uratowało przed pobiciem szybkie wskoczenie do taksówki. Chcąc się ustrzec przed rozbijaniem wieców przez SN, postawiono na akcje ulotkowe.
W kampanii dała o sobie znać również młodzież narodowo-radykalna działająca poprzez akcje ulotkowe. Narodowi radykałowie odnieśli się do wydarzeń sprzed łódzkiej katedry, pisząc, iż „za krew i za obrazę najświętszych uczuć Polaków katolików ponosi odpowiedzialność ugrzęzłe w bagnie oportunizmu i gnojowisku niechlujstwa myślowego Stronnictwo Narodowe z jego przywódcą Kowalskim na czele. Rodacy! Matołki zbutwiałej gwardii, zblazowanych karłów politycznych modlą się pod figurą, lecz diabła mają za skórą”.[15] Po tych ostrych słowach została podkreślona jednak jedność ideologiczna ONR z SN: „W dniu 27 maja ani jeden głos katolicki nie może paść na listę bezbożników, ani jeden katolik nie może kupować u Żydów!”.[16]




Mimo intensywnej działalności przedwyborczej sami narodowcy raczej pesymistycznie podchodzili do wyborów. „Według przewidywań Leona Grzegorzaka obóz narodowy miał szanse zdobyć i obsadzić 14 mandatów”.[17] Wraz z kolejnymi zatrzymaniami przez władzę, nadzieje nawet na tą ilość (mandatów) spadały.
Obóz narodowy zarejestrował swoje listy we wszystkich dziesięciu okręgach wyborczych. Blok Unii Odrodzenia Narodowego zgłosił kandydatów w siedmiu okręgach.[18]

Do wyborów doszło 27 maja 1934 r. Wybierano 72 radnych. Uprawnionych do głosowania było 336 330 osób, udział wzięło 219 945 wyborców, tj. 65,4% ogółu uprawnionych. Głosów polskich oddano 153 172, czyli 69,6% ogółu oddanych, w tym 45 677 głosów żydowskich(20,85%) i 21 096 niemieckich (9,6%). Do Rady Miejskiej weszło 52 Polaków, 18 Żydów i 2 Niemców.[19]

Był to wielki sukces obozu narodowego, który startując w bloku z chadecją, otrzymał 98 562 głosów i zdobył 39 mandatów(na 72 możliwe). Drugie ugrupowanie Unia Odrodzenia Narodowego nie dostała żadnego mandatu otrzymując jedynie 1,4% oddanych głosów.

KrzychuLDZ

__________________________________________________________________________________
[1]K.W.Mucha, Obóz Narodowy w Łódzkiem w latach 1926-1939,Wydawnictwo Ibidem, Łódź 2009, str. 377
[2] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 378
[3] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 378
[4] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 379
[5]tamże
[6]tamże
[7]tamże
[8] K.W .Mucha, dz. cyt. str.380
[9] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 380
[10] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 380
[11] tamże
[12]tamże, str. 381
[13] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 381
[14]tamże
[15]tamże, str. 383
[16]tamże
[17] K.W .Mucha, dz. cyt. str. 383
[18]tamże
[19]tamże