piątek, 27 listopada 2009

TOLERANCJA… NIE DLA KRZYŻA!


W swoim życiu staram się przede wszystkim nie być obłudnikiem. Nie lubię wycierać sobie buzi pięknymi hasłami. Z tego też powodu nigdy nie lansowałem się na osobę tolerancyjną. Tak się jakoś składa, że w przypadku różnicy zdań zawsze staram się nakłonić przeciwną stronę do swoich racji, a nie szukać kompromisu tam gdzie i tak go znaleźć nie można. Oczywiście aby osiągnąć zakładany przeze mnie cel używam argumentów natury intelektualnej, a nie pięści i topora, choć i tak nie zmienia to faktu, iż w kategoriach poprawności politycznej zostałbym określony jako osoba skrajnie nietolerancyjna. Trudno. Pozostanę wierny klasycznej definicji tolerancji (łac. tolero – znoszę), która określa w ten sposób „wyrozumiałość, pobłażanie dla cudzych poglądów, zachowań, wierzeń”, a nawet „znoszenie cudzej obecności” (Słownik Wyrazów Obcych, PWN, Warszawa 1980). Jak widać nie jest to definicja nacechowana pozytywnie i nie może stanowić synonimu akceptacji, pochwały czy wreszcie promocji, co usilnie próbuje nam się wmówić chociażby na przykładzie środowisk homoseksualnych. Zresztą patrząc na to co serwuje nam zgniły, demoliberalny Zachód - a co importują nasze karły moralno-intelektualne nazywane politykami – coraz częściej odczuwa się pokusę zastąpienia siły argumentów intelektualnych wspomnianą wcześniej siłą pięści i topora. Takie właśnie naszły mnie chęci gdy całkiem niedawno pewien Trybunał Praw Człowieka (tfu!) mieniący nazywać się „europejskim” nakazał pozdejmować krzyże ze ścian w szkołach pod pretekstem "prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami" oraz "wolności religijnej uczniów". Zwłaszcza stwierdzenie o „wolności religijnej uczniów” mnie ubawiło, bo ciekawe co będzie gdy któryś z nich zapragnie zostać satanistą i powyrzynać resztę swoich kumpli z klasy (a może i nauczyciela) w celu uwierzytelnienia się przed Lucyferem. Co gorsza już znalazł się pierwszy orędownik walki o wyzwolenie Europy spod znaku krzyża. Pewien włoski nauczyciel podczas lekcji zerwał krzyż ze ściany, a następnie wyrzucił go na oczach dzieciaków do śmietnika. Swoją drogą ciekawe czy to instrukcje Trybunału nakazywały takie procedury… Dla Kościoła to wbrew pozorom dobra wiadomość – nadchodzi czas żniw. Czas w którym stanowczo trzeba będzie opowiedzieć się za „cywilizacją Krzyża” lub księstwem upadłego anioła… Chrześcijanie nie raz bronili swojego świętego symbolu i zawsze z tej walki wychodzili zwycięsko – tak będzie i tym razem! Jak mówi motto Kartuzów: „Krzyż stoi niewzruszenie, choć świat się kręci”. Módlmy się za biednego nieszczęśnika ze słonecznej Italii, który stał się pierwszym bojownikiem tej antychrześcijańskiej rewolucji, a ku przestrodze wszystkim jego potencjalnym naśladowcom chciałbym przytoczyć pewną historię. Podczas II wojny światowej w pewnym kościele hitlerowcy urządzili szkołę dla chłopców z Hitlerjugend. Młodych Niemców zaprawiano w okrucieństwie. Szczególnie celowała w tym Berta Bauer – wychowawczyni chłopców. Kiedy w lipcu 1944 roku chłopcy zaczęli się skarżyć, że w kościele ,,coś ich straszy’’ wymierzyła z pistoletu i strzeliła do krucyfiksu. „Gdyby Bóg istniał, powinien natychmiast mnie ukarać” – powiedziała. Kilka godzin później, kiedy jechała na stację kolejową do Konina, przelatujący samolot - prawdopodobnie niemiecki, ostrzelał jej wóz. Berta Bauer zginęła na miejscu… Przestrzelony krucyfiks znajduje się dziś w ołtarzu kaplicy św. Krzyża w Licheniu.

PS. Aby lepiej pojąć do czego może doprowadzić walka z Krzyżem zachęcam do lektury książki Pt. „Kula i krzyż”, autorstwa G.K. Chestertona (ostatnio była jeszcze w księgarni archidiecezjalnej przy katedrze).


Marek

1 komentarz:

  1. No coz... nasza cywilizacja siega dna, a pewnie przed nami coraz trudniejszy czas.Jedno w tym wszystkim pociesza - od dna mozna sie tylko odbic

    OdpowiedzUsuń