Ze względu na niedzielną manifestację antykomunistyczną w Łodzi i związanymi z nią późniejszymi relacjami dzisiaj przedstawiam kolejną część obserwacji i wniosków Jędrzeja Giertycha z pobytu w Łodzi w 1936 r. Zapraszam do czytania! (KrzychuLDZ)
Wybory łódzkie 1936 roku interesowały opinię publiczną nie tylko ze względu na ich wynik bezpośredni, ale również i ze względu na pewną ich stronę szczególną: sprawę głosowania Żydów.
Jak wiadomo, obóz narodowy wysunął hasło, iż wybory do Rady Miejskiej mają być zarazem plebiscytem, dotyczącym praw politycznych Żydów. Równocześnie w prasie narodowej wysunięto postulat, iż dla nadania większej jasności wynikom plebiscytu byłoby rzeczą wielce wskazaną, by Żydzi - jako z natury rzeczy nie mogący mieć w podobnym plebiscycie głosu - wstrzymali się 27 września od głosowania.
Wstrzymanie się Żydów, lub ich części, od głosowania, miałoby zresztą znaczenie nie tylko z punktu widzenia zwiększenia przejrzystości wyników plebiscytu. Gdyby ono było doszło do skutku - również i same wyniki wyborcze uległyby radykalnemu przekształceniu.
Prosty, choć rzecz prosta, tylko przybliżony rachunek pozwala stwierdzić, że gdyby 30 proc. tych Żydów, którzy dnia 27 września głosowali, od głosowania się wstrzymało, to przy pozostaniu bez zmiany wszystkich pozostałych wyników głosowania, wynik ostateczny zmieniłby się o tyle, że Stronnictwo Narodowe otrzymałoby 31 mandatów, PPS. - 33, listy żydowskie - 7 i Niemiecki Związek Ludowy - 1.
Gdyby polowa Żydów wstrzymała się od głosowania - obóz narodowy otrzymałby 35 mandatów, PPS. - 31, Żydzi - 6 i Niemcy - 1.
Gdyby zaś wszyscy Żydzi wstrzymali się od głosowania - to obóz narodowy otrzymałby 50 mandatów, PPS. - 18, chadecy i sanacja - 2 i Niemiecki Związek Ludowy - 2.
Jest rzeczą jasną, że w interesie przeciwników obozu narodowego - nie tylko przeciwników żydowskich - leżało, by Żydzi się od głosowania nie wstrzymywali.
Szeptano wśród Żydów przed wyborami, że narodowcy noszą się z zamiarem zastosowania wobec Żydów terroru, a w każdym razie jakiejś blokady lokali wyborczych. Prasa żydowska ogłosiła (rzecz charakterystyczna, że nie przed wyborami, ale już po nich) tekst nielegalnej ulotki, rzekomo rozrzuconej w Łodzi, w której wzywano Żydów do nie wychodzenia w dzień wyborów na ulice.
Czy istotnie były wśród narodowców łódzkich jakieś czynniki, czy żywioły, gotowe siłą przeszkodzić Żydom w głosowaniu? Nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. W każdym razie jedno było pewne: z góry można było przewidzieć, że jeśli Żydzi będą głosować ławą (a w obecnej sytuacji politycznej w Polsce i w Łodzi nie mogą oni głosować inaczej, niż ławą), to Front Ludowy wraz z Żydami będzie stanowić w Radzie Miejskiej większość; jeśli natomiast Żydzi się w poważnym odsetku od głosowania wstrzymają - względną lub bezwzględną większość będzie mieć w Radzie Stronnictwa Narodowe.
To też sprawa głosowania, lub nie głosowania Żydów urastała do znaczenia zasadniczego politycznego problematu. Problematu, który decyduje o wyniku wyborczej rozgrywki.
Na kilka dni przed wyborami czuło się w Łodzi olbrzymie napięcie oczekiwania i niepokoju.
Żydowska prasa łódzka wiele miejsca poświęcała sprawie bezpieczeństwa wyborów, apelując do swych czytelników, by w imię zasadniczych interesów swojego narodu spełnili obowiązek wyborczy, - uspokajając ich, że władze zapewnią im pełne bezpieczeństwo - i w oględnej formie omawiając wytworzone obawami rzekomego terroru położenie. Równocześnie delegacje żydowskie udawały się do władz, prosząc o opiekę i zapewnienie im możności głosowania.
Ostatnie dni przed wyborami przyniosły rozstrzygnięcie. Rozplakatowana odezwa wojewody łódzkiego i inne publiczne enuncjacje władz wyjaśniły, że postawa aparatu państwowego będzie stanowcza i bezwzględna. Sprowadzono do Łodzi znaczne siły policyjne - w sumie wynoszące podobno 7.000 ludzi.
Już w sobotę było rzeczą jasną, że Żydzi będą głosować. To znaczy, za w wyborach zwycięży Front Ludowy.
Ranek niedzielny wstał słoneczny, lecz chłodny. Na ulicach w śródmieściu było raczej pusto.
Miasto robiło wrażenie obozu warownego. O ile na przedmieściach policji było niewiele, a miejscami (w czysto polskich okolicach) brak jej było zupełnie, o tyle w śródmieściu i na najczyściej żydowskim Starym Mieście, stały gęsto już nie posterunki, ale istne tyraliery posterunków policyjnych.
Każdy posterunek składał się co najmniej z dwóch ludzi. Na głowach hełmy szturmowe (francuskie, lub pruskie), na ramieniu karabiny, na karabinach lśniące w słońcu bagnety. Na plecach puszki z maskami gazowymi, u boku pałki gumowe. Takie dwugłowe, a czasem czterogłowe, marsowo wyglądające posterunki, stały gęsto obok siebie. Gdy się spojrzało w głąb którejkolwiek większej ulicy, widziało się ich długą linię, - istną tyralierę. Właściwie, nie jedną, ale dwie tyraliery, bo posterunki stały jednakowo gęsto na obu chodnikach.
Na pewnym, gęściej niż inne obstawionym odcinku ulicy Piotrkowskiej zmierzyłem krokami odległość od posterunku do posterunku. Było 16 kroków. To znaczy około 12 metrów.
Co 12 metrów dwóch uzbrojonych ludzi! A na przeciwległym chodniku - to samo!
Żydzi mogli się w tych warunkach czuć bezpieczni! Mimo to, samotnie chodzących po ulicach Żydów widziało się dość mało. Zwłaszcza starsi chodzili przeważnie gromadami. Widać było, że chcą tylko złożyć głos do urny - i spiesznie wracać do domu.
Za to młodzież żydowska wyległa na ulice - masowo. Także zresztą nie w rozsypce, - także gromadami. Ale gromadami zorganizowanymi, - mającymi postawę zaczepną, zawziętą, zaciekłą.
Co za typy! Krzywe nogi, - rude, kędzierzawe czupryny, - twarze brzydkie, piegowate jak indycze jaja, - krogulcze nosy, - ostre, drapieżne rysy. Na piersiach czerwone kokardy i kartki z cyfrą „2”. Istne postacie z antysemickiej karykatury. Ale nie było w nich nic śmiesznego. Brzydcy, odrażający, potworni, - czuło się w nich jednak siłę. I wolę i odwagę i żywiołowy rozmach. Nie jest to przeciwnik, którego można by lekceważyć! Mimo woli, na ich widok, przychodziła na myśl - Hiszpania. Z jaką rozkoszą podłożyliby żagwie pod katolickie, polskie kościoły! - Umieliby z pewnością za sprawę rewolucji, - za swoją sprawę, - i dzielnie walczyć i ofiarnie ginąć. Tych kilku Żydów, warszawskich i łódzkich, którzy zdołali dotrzeć do Hiszpanii, zaciągnąć się, jako ochotnicy, do ludowej milicji i zginąć na polu walki pod Irunem i Toledo (czytaliśmy ich nekrologi w żydowskich gazetach); wyglądali pewnie tak, jak oni. Ci zazdroszczą im pewnie zaszczytu udziału w hiszpańskiej wojnie - i przygotowują się do takiejże wojny w Polsce.
Zwycięstwo wyborcze Frontu Ludowego osiągnięte, było ponoć w lwiej części żydowskimi pieniędzmi. Na własne oczy stwierdziłem, że osiągnięte również zostało w lwiej części żydowską pracą i żydowskim wysiłkiem organizacyjnym.
Objechałem w dzień wyborów całe miasto wraz ze wszystkimi niemal przedmieściami. Nawet w czysto polskich dzielnicach widziałem, że rdzeń wszystkich grup socjalistycznych, rozdających numerki, obnoszących transparenty, rozrzucających ulotki, - stanowili młodzi Żydzi.
Na przedmieściach stanowili rdzeń - w śródmieściu stanowili niemal jedyną, działającą na rzecz PPS. siłę. Na Starym Mieście widziało się nawet Żydków w chałatach - z czerwoną kokardą i przypiętą na piersiach ,,dwójką”, - rozdających socjalistyczne „numerki”.
Wiem od szeregu przewodniczących komisji wyborczych i szeregu mężów zaufania (z którymi rozmawiałem), że żydowska burżuazja ławą głosowała na PPS, ostentacyjnie i zupełnie bez żadnego wyjątku wkładając Nr 2 do kopert. Najbogatsi fabrykanci nie stanowili tu wyjątku. Więcej: im zamożniejsi Żydzi - tym ostentacyjniej się po stronie PPS opowiadali.
Charakterystyczny jest wynik głosowania w XI obwodzie IX okręgu. Obwód to czysto żydowski: głosowało tam tylko 35 chrześcijan. Po obliczeniu głosów stwierdzono, że na Obóz Narodowy padły 32 głosy, a na PPS - 261 (reszta na Bund i inne listy żydowskie).
Jednym słowem: zwycięstwo Frontowi Ludowemu dali Żydzi. Po pierwsze przez to, jak głosowali. Po wtóre - i to przede wszystkim - przez to, że głosowali.
Koniec części trzeciej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz