niedziela, 4 grudnia 2011

Po wyborach w Łodzi. Obserwacje i wnioski - Jędrzej Giertych (1936) cz.II


Po tygodniu przedstawiam kolejną część obserwacji i wniosków Jędrzeja Giertycha z pobytu w Łodzi w 1936 roku. (KrzychuLDZ)

Pisałem już o napięciu walki (w znaczeniu nie przenośnym, lecz fizycznym) między obozem narodowym w Łodzi a Frontem Ludowym. Do tego, co napisałem, dodam jeszcze parę szczegółów.
Lokale organizacyjne Stronnictwa Narodowego - i odbywane w tych lokalach „odprawy” - wywoływały wrażenie, że się jest w siedzibie dowództw odcinków frontu, albo, jeszcze dokładniej, dowództw akcji partyzanckiej.
Po pierwsze dlatego, że widziało się w nich mnóstwo ludzi obandażowanych, a czasem ludzi okrwawionych, którym jeszcze opatrunku nałożyć nie zdążono. (Muszę tu zresztą stwierdzić - ku zgorszeniu warszawiaków, dziwiących się opieszałości policji - że nigdy z ust tych ludzi nie słyszałem ani narzekań, ani wołań o policyjne represje. Ludzie ci raczej wstydzili się swych ran i guzów, aniżeli je męczenniczo obnosili. Wstydzili się w myśl zasady, że „skoro się już bijesz, to raczę bij, niż bądź bity”. I muszę tu stwierdzić - znowu ku zgorszeniu ludzi, siedzących w bezpiecznym zaciszu stolicy — że opatrunki okrywały w Łodzi nie tylko narodowe głowy. Że, skoro się już bito, to narodowcy raczej bili, niż byli bici. Aczkolwiek, co również podkreślić należy, narodowcy starali się wszczynania niepotrzebnych walk i starć unikać).
Po wtóre, dlatego, że cała technika akcji, którą się tam widziało, dziwnie akcję wojenną przypominała. Mówiło się tam nie o czym innym, jak o panowaniu nad określonym, zasięg danego lokalu stanowiącym, terytorium. Oczywiście, przede wszystkim o panowaniu propagandowym, - o dokładnym wykonaniu codziennej roboty rozklejania afiszów, o systematycznym rozpowszechnianiu ulotek i „numerków” itd., tak, aby się w ręku każdego Polaka znalazły, o planowym przeprowadzeniu agitacji ustnej, docierającej we wszystkie zakamarki.
Obok tego jednak mówiło się i o panowaniu fizycznym: tu a tu sygnalizowano pojawienie się bojówek przeciwnika, które usiłują naszej akcji przeszkadzać; bojówki te trzeba zwalczyć i usunąć. Tu a tu konstatowano istnienie trwałych gniazd akcji przeciwnej; gniazda te trzeba naszą akcją osaczyć, wpływ ich sparaliżować, ekspansję uniemożliwić.
Akcja wyborcza nie obracała się w próżni, - nie była rzucaniem ulotek i haseł w bezdenną i niezbadaną topiel nieprzerobionej masy ludnościowej, - ale była systematyczną robotą organizacyjną, mającą za przedmiot określoną ulicę, określony blok domów, określony dom, określonego człowieka.
Ale to wszystko, to tylko dalszy ciąg uwag poprzednich.
Chcę zwrócić uwagę na coś innego. Zacznę znowu od obrazka, zaczerpniętego wprost z życia:
Teren: Koło Stronnictwa Narodowego na przedmieściu Koziny. Normalne zebranie Koła.
Wieczór sobotni 29 sierpnia.Obecnych z górą 200 osób, członków Koła. Przewaga mężczyzn, ale nie brak też i kobiet. Przewaga młodych, ale nie brak też i starych. Lud roboczy. Ręce twarde, spracowane, czasem pozbawione jednego, lub paru palców, poucinanych przez maszyny. Ubrania poniszczone. Kobiety przeważnie w chustkach, mężczyźni w dużym odsetku bez kołnierzyków i krawatów. Sami robotnicy. Twarze zacne, uczciwe, - jest w tych ludziach jeszcze coś z chłopów (wszak robotnik łódzki ze wsi wyszedł!), ale jest już i miejski pierwiastek inteligencji i obycia.
Nie będę mówił o treści referatu, ani o panującym na sali entuzjazmie i zaciętej woli walki i zwycięstwa. Ani o sprawności organizacyjnej, ujawnionej w metodycznym rozdzielaniu paczek ulotek między przedstawicieli poszczególnych obwodów. Chodzi mi w tej chwili o coś innego.
Przed trzema stolikami na sali u-stawiły się trzy długie kolejki. Jedna - to są ci, co zabierają ulotki
i załatwiają różne sprawy, związane z propagandą w obwodach. Druga - to są ci, co składają podpisy
pod listą kandydatów na radnych. (Listy Narodowe zgłoszono w Lodzi z dziesięciu tysiącami prawidłowo złożonych podpisów). Trzecia - to są ci, co płacą składki. Bo właśnie zbliża się pierwszy.
Długa kolejka prostych ludzi, z trudem zarabiających na chleb.
Skarbnik pokrzykuje na nich, aby się nie pchali. Oni pokrzykują na skarbnika, aby się śpieszył, bo przed rozpoczęciem zebrania załatwić ich nie zdąży.
Płacą, jeżeli się nie mylę, po złotówce. Każdy trzyma w ręku monetę i legitymację.
Skarbnik wystawia im kwit - i przykłada pieczątkę w odpowiedniej rubryce legitymacji.
Płacą. Z tych pieniędzy utrzymują lokal. Z tych pieniędzy pokrywają koszta propagandy. Z tych pieniędzy okazują pomoc swoim bezrobotnym, posyłają „wałówki” swoim aresztowanym, wypłacają zapomogi ich rodzinom. Z tych pieniędzy wysyłają poważne kwoty da Zarządu Okręgowego na ogólne koszta organizacyjne.
Stronnictwo Narodowe - to nie jest związek zawodowy. Robotnik nie ma z przynależności do Stronnictwa żadnych osobistych korzyści. A jednak płacą. Płacą chętnie - i płacą punktualnie.
To było przed rozpoczęciem zebrania. Na zakończenie zebrania przewodniczący oświadczył, że ponieważ są wybory - normalne fundusze na potrzeby Stronnictwa nie wystarczają. Trzeba złożyć składkę dodatkową.
Wyjęto talerz z pod karafki z wodą na prezydialnym stole. Młoda dziewczyna obeszła z tym talerzem salę. Nie było bodaj nikogo, kto by nie złożył datku. Byli tacy, co dawali po groszu, ale byli tacy, co dali znowu po złotówce.
Byłem w Łodzi na mnóstwie zebrań. Na każdym - zbierano pieniądze. Zbierano - spore kwoty.Akcja wyborcza obozu narodowego w Łodzi nie miała wielkich zasobów pieniężnych. Mimo to robiono dużo, - akcja ulotkowa i plakatowa na przykład budziły podziw prasy żydowskiej. Łódzki dziennik żydowski „Republika” kilkakrotnie rozpisywał się o „sugestywności” narodowej propagandy afiszowej i ulotkowej.
Akcja nasza z konieczności prowadzona była tanio. Obchodziła się bez płatnych pracowników, już nie mówiąc o płatnych bojówkach. Nasze plakaty rozklejane były ochotniczo przez członków Stronnictwa. Nie kupiono ani jednego kieliszka wódki.
Nikomu za nic w robocie przedwyborczej nie płacono. Ci narodowcy, którzy na czas wyborów przybyli do Łodzi z innych stron, korzystali z kwater darmowych, przeważnie w robotniczych rodzinach. Niektóre ulotki drukowane były - za darmo.
Ale mimo to - koszta akcji wyborczej były znaczne. I na koszta te pieniędzy na ogół nie zbrakło.Nie zbrakło, bo nie zawiodła ofiarność narodowców.
Ofiarność groszowo – złotówkowa. Płacili robotnicy, płaciło drobne mieszczaństwo łódzkie, płaciła uboższa inteligencja. Płaciły i inne ośrodki Stronnictwa Narodowego, - Warszawa, Pomorze i inne, - również z drobnych ofiar swe zasiłki składając. Zaledwie kilka, może kilkanaście nieco większych ofiar zamożniejszej łódzkiej inteligencji i mieszczaństwa zasiliło narodowy fundusz wyborczy.
Fundusze narodowe - to były - co się zowie - fundusze ludu. Z drobnych ofiar, z trudem zebrane, - oszczędnie i oględnie wydawane.
Fundusz wyborczy narodowy stanowił jaskrawe przeciwieństwo do funduszu PPS. Obfitość pieniędzy socjalistycznych rzucała się po prostu w oczy. Nie żałowano ich!
Jak wieść niesie, na akcję wyborczą w Łodzi sypnęli mocno groszem niektórzy fabrykanci żydowscy. Nie byłoby w tym nic dziwnego! Skoro mogli na PPS głosować (a że głosowali, to jest bezsporne),
to mogli i na PPS. płacić. Czy płacili? Nie byłem przy tym, - udowodnić tego nie mogę. Ale nikt mnie nie przekona, że wieść ta nie zawiera w sobie prawdy.
W każdym razie, jedno jest pewne. Socjal - komuna miała od obozu narodowego pieniędzy nieskończenie więcej. W ogóle, jaskrawo się w Łodzi odwróciły role. Burżuazja (żydowska) ławą głosowała na PPS., - ławą o wiele bardziej zwartą, niż żydowski lud (który głosował w dużym odłamie na partie żydowskie). Biedota (polska) w znacznej większości głosowała na listę narodową.
Obóz narodowy stoi w Łodzi pracą, walką i ofiarnością - polskiego robotnika.
O wy, Bridżograjcy, polska inteligencjo! Gdybyście widzieli te spracowane ręce polskiego robotnika, rzucające złotówki na pracę obozu narodowego! Wy, którzy nic, nigdy na żadne cele narodowe nie płacicie lub opędzacie się 50-groszową jałmużną, wymawiając się, że na więcej was nie stać! (Sam widziałem w Warszawie listę składek na wybory w Łodzi, na której grupa zamożnej inteligencji, rzekomo narodowej, zebrała w sumie, zbiorowym wysiłkiem... dwa złote).
Jeślibyście kiedyś ginęli pod kulami czrezwyczajek - to nie bardzo by mi was było żal. Boście sobie na to zasłużyli.
Polska ostanie się i bez was. Ostanie się dzięki woli, dzięki pracy, dzięki wysiłkom, dzięki ofiarności, dzięki hartowi, - robotnika-narodowca, chłopa-narodowca, drobnego mieszczanina-narodowca - i tej nielicznej garści inteligencji narodowej, która razem z narodową masą ludową ponosi ofiary, - pracuje, walczy, boryka się z przeciwnościami, znosi prześladowania - i płaci.
Tak jest. I płaci.

Koniec części drugiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz