wtorek, 16 listopada 2010

Marsz Niepodległości.

Tegoroczne Święto Niepodległości na długo zostanie w pamięci. Myślę, że nie tylko przez dużą liczbę uczestników (chyba największa manifestacja prawicy narodowej od 1989 roku)., ale również dlatego, że obie strony konfliktu, czyli prawica narodowa i lewica homoseksualna wytoczyły  przeciwko sobie najcięższe działa. Lewica od ponad tygodnia strzelała do narodowców z Gazety Wyborczej ,a konserwatyści i antykomuniści bronili się osobami komitetu poparcia, w którym było sporo postaci nie zawsze związanych z ludźmi organizującymi Marsz Niepodległości (m.in.: Janusz Korwin- Mikke, Rafał Ziemkiewicz, Jan Pospieszalski, Paweł Kukiz, Jan Żaryn, Artur Zawisza itd.)

     Niestety na wysokości zadania nie stanęła warszawska policja, pozwalając lewakom i sodomitom skutecznie blokować część trasy narodowców. Początkowa sytuacja była na tyle nieciekawa, że niektórzy, żeby dostać się na miejsce zbiórki, musieli się przeciskać przez lewacką swołocz, która z pianą na ustach wyszukiwała elementów "faszystowskich" takich jak godło polskie, narodowa flaga lub krzyż św. Jerzego. Podobnym brakiem wyobraźni wykazały się władze stołecznego miasta Warszawy, które wydały zezwolenie na "inne" manifestacje na trasie pochodu, powodując dosyć ciekawy precedens, który można wykorzystać podczas innych marszów, np pederastów czy komunistów.
Marsz ze zmienioną trasą, pomimo przeciwności, ruszył w stronę pomnika Dmowskiego. I tu pierwsze miłe zaskoczenie  -  nie jest nas tylko tysiąc, jak większość prorokowała, ale ok 3 tysięcy !!!!
Kolejnym  zaskoczeniem  na marszu jest fakt, że nie ma  tylko tzw. "skinów" (klimat lat 90 odszedł w zapomnienie i stał się marginesem takich manifestacji) i "kiboli", którzy według Wyborczej  stanowią  cały Ruch Narodowy, ale dużo zwykłych ludzi, rodzin z dziećmi, polityków, samorządowców, związkowców, kombatantów, niekoniecznie pasujących do kanonu jaki ustaliła lewacka gadzinówka pewnego politruka.
W połowie marszu znów dzięki nieudolności policji zrobiło się gorąco. Otóż cała "tęczowa Warszawa", a
 może nawet "tęczowa Polska" wraz ze swoją bojówką tzw. "antifą" po raz kolejny, tym razem już jawnie łamiąc co najmniej kilka paragrafów, zablokowała Marsz Niepodległości. Policja nie mogła, choć moim zdaniem nie chciała, usunąć blokujących legalną manifestacje. Sytuacja wyglądała dosyć komicznie. Policja przez kilkadziesiąt minut nawoływała do lewackich bojówkarzy, żeby nie łamali prawa, na co lewacy każdy taki komunikat kwitowali śmiechem. Ciężko to zrozumieć, tym bardziej, że gdyby sytuacja  była odwrotna, to policja, dokładnie wiedziałaby co robić - blokada w ciągu 10 minut byłaby usunięta, przy pomocy pałek, gazu czy gumowych kul, co nie raz przy takich okazjach miało miejsce. Jednak wiadomo - w Polsce zawsze były dwa standardy: ten dla lewicy homoseksualnej (tych lepszych - nadludzi) i ten dla prawicy narodowej (tych gorszych - podludzi). Cała sytuacja spowodowała dosyć dużą skalę napięcia i zdenerwowania wśród uczestników marszu. Całości nieciekawej sytuacji dopełniał fakt, ze lewacy co jakiś czas próbowali rzucać w uczestników pochodu kamieniami i butelkami. Gdy narodowcy sami próbowali przejść w kierunku pomnika, nagle policji przypominało się jak można reagować w takich sytuacjach. Czyli standard - gaz, pałka, Cóż robili wtedy lewacy? Pajacowali przed kordonem, grając na tamburynach i bębnach. Mało tego, poubierani  byli w "pasiaki" z obozów koncentracyjnych, co nawet wśród środowisk żydowskich wywołało niemałe zgorszenie. Kto był na tyle podły i plugawy, by do podejrzanych celów politycznych grać symbolem zagłady hitlerowskich ofiar ?! PROFANACJA!

Na szczęście marsz ruszył, znów  inną trasą, ale ruszył. Antifa co jakiś czas próbowała robić tzw. podjazdy z bocznych uliczek ale  były to działania mocno pozorne, bo wystarczyła tylko zdecydowana postawa narodowców, a "tęczowi wojownicy wybiórczej" szybko odpuszczali sobie wrzeszcząc wniebogłosy coś o faszyzmie i kapitalizmie. Na szczęście dalej odbyło się już się bez zakłóceń. Emocje które towarzyszyły marszowi, wśród jego uczestników wywołały taki dopływ adrenaliny, że nie było w ogóle czuć tych kilku kilometrów, które dzieliły nas od celu podróży - stóp jednego z ojców naszej Niepodległej Ojczyzny - Romana Dmowskiego.
Pod pomnikiem było tak tłoczno, że część ludzi musiała stać na ulicy. Oprócz przemówień przedstawicieli organizatorów i członków komitetu poparcia Marszu Niepodległości odśpiewano hymn Polski.
Reasumując, jak napisałem na wstępie, jedna z największych manifestacji narodowych od 20 lat!!! Zjednoczona prawie cała prawica narodowa. Oby tak dalej. Nie daliśmy się sprowokować lewackim bojówkom, prowokatorzy byli usuwani z marszu, dzięki czemu nawet nienawidząca nas Wyborcza nie miała się do czego doczepić.
A środowiska lewackie po raz kolejny się skompromitowały i pokazały, że tak naprawdę tu nie chodzi o faszyzm, tylko o pewną wizję świata, ich wizję, gdzie  narodowcy nie posiadają żadnych praw i najlepiej by byli usuwani fizycznie. Pokazali swoje prawdziwe oblicze, w którym pod płaszczykiem "praw człowieka" i "tolerancji" kryje się przemoc w wydaniu stricte faszystowskim. Język nienawiści oraz metody którym się posługiwali przypominał lata 30. , hitlerowskie Niemcy i antyżydowskie manifestacje. Parafrazując słowa znanego Filipińczyka:  Antifo, Robercie B. nie idźcie tą drogą, nie idźcie tą drogą... Hitler tymi metodami przegrał, więc wy też przegracie.
Mam nadzieje, że chłopaki z ONR katowani młotkami przez "antifę" na stacji w Sochaczewie szybko wrócą do zdrowia.

Z Łodzi  obecnych było ok. 70-80 osób, w tym : ONR Łódź, ŁRN "Szczerbiec" i niezrzeszeni nacjonaliści i sympatycy Idei Narodowej.

3 komentarze:

  1. szkoda tylko że na koniec kibole między soba się zwaśnili, zupełnie jak na jakiejś ustawce a nie na tak ważnej patriotycznej imprezie - dobrze że to nigdzie w świat nie poszło, bo polskojęzyczne media z miejsca by to podchwyciły. Ruch narodowo-radykalny ma przed sobą jeszcze dużo pracy do wykonania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ad. komentarza nr 1. - prosze o nieco ambitniejsze posty :)

    OdpowiedzUsuń