poniedziałek, 25 października 2010

100 lat za Słowakami

„100 lat za Murzynami” – takiego zwrotu używamy mając na celu opisanie cywilizacyjnej zapaści, najczęściej w relacjach międzypaństwowych. Otóż na potrzeby tego artykułu pozwolę sobie sparafrazować ów zwrot na … „100 lat za Słowakami”. I bynajmniej nie chodzi mi tu o porównanie poziomu piłkarskich reprezentacji narodowych, bo akurat w tej dziedzinie rzeczywiście jesteśmy 100 lat za Murzynami i to z takich zakątków świata jak Uganda, Gwinea, Benin czy Burkina Faso. Chodzi mi za to o tzw. standardy uprawiania polityki. Jak dotąd nasi południowi sąsiedzi kojarzyli mi się głównie z wybornym smakiem piwa popijanym u podnóża ich części Tatr oraz ze śliwowicą i Becherovką przywożonymi jako pamiątki z wakacji do naszego kraju. Myślę, że i łódzka delegacja ŁRN na Rajd im. Jana Mosdorfa potwierdzi moje pozytywne słowackie skojarzenia. Ostatnio jednak Słowacy udowodnili, że trzeba liczyć się z nimi także w poważniejszych dziedzinach. Oto bowiem słowacki rząd Pani Premier Ivety Radiczovej uzależnił płace swoich najwyższych urzędników państwowych od wyników ekonomicznych państwa! To nie żart – słowaccy politycy sami z siebie zgodzili się na obniżenie własnych uposażeń jeśli wyniki ich pracy nie będą widoczne! Zatem im większy deficyt, tym mniej pieniędzy dostaną członkowie rządu i deputowani. Dodatkowo od przyszłego roku ich pensje zostaną zmniejszone o 210 euro, a pensja Pani Premier o 600 euro. Chylę czoło przed słowackimi politykami za taki gest. Niezależnie od ich orientacji politycznej wykazali się czymś o czym w polskich realiach możemy jedynie pomarzyć – odpowiedzialnością za losy państwa i zwykłą ludzką uczciwością!
Niestety, w polskiej rzeczywistości standardy polityki wyznaczają ludzie pokroju Palikota, Niesiołowskiego czy ostatnio Andrzeja Pałysa z PSL, którego mogliśmy oglądać w zeszłym tygodniu nawalonego jak szpak (o godzinie 11 rano!) pod Sejmem. Na dodatek na pytanie dziennikarza czy nie powinien on być przypadkiem w tej chwili na obradach zainteresowany wybełkotał, że nie i że wystarczy „dowiedzieć się”, po czym wsiadł nie do swojego samochodu. Oto, szanowni państwo, polskie standardy uprawiania polityki! Pokażcie mi choć jedno miejsce pracy, w którym na legalu można pić alkohol i w żywe oczy olewać swoje obowiązki, tak jak uczynił to przed kamerami Pan Poseł. W normalnych okolicznościach taki delikwent wylatuje z roboty na zbity pysk i to z „dyscyplinarką”! Widać jednak na Wiejskiej obowiązują inne prawa…a raczej bezprawie.
To niestety nie koniec „igrzysk”, jakie funduje nam nasza klasa rządząca. Dwa kolejne przypadki miały jednak swoje prawdziwe ofiary, co sprawia że sytuacja nie jest już tak wesoła jak dla posła Pałysa kilka dni temu.
Pierwszym ze wspomnianych wydarzeń był tragiczny wypadek w Nowym Mieście nad Pilicą, w którym zginęło 18 osób. Sam wypadek miał dwa rodzaje przyczyn: bezpośrednią, jaką były warunki pogodowe i prawdopodobnie nieostrożność kierowcy oraz … no właśnie, czy można pośrednio winić tych 18 pasażerów za to, że postanowili do pracy dojechać jednym - zamiast trzech - kursów? Nie wiem. Wiem jednak, że pijarowe zabiegi mediów i polityków zmierzały ewidentnie do tego aby sprawę zakończyć wyłącznie na bezpośrednich przyczynach, a zatem – mgła, wyprzedzanie, lekkomyślność kierowcy i pasażerów… Żadnej głębszej filozofii nad okolicznościami i motywami tego ryzykownego posunięcia, choć wszyscy doskonale wiedzieli że były nimi brak pracy i bieda! Tak się akurat składa, że sam mam rodzinę niedaleko Drzewicy, skąd pochodzili wszyscy uczestnicy tej katastrofy, i wiem z autopsji z jakim cudem graniczy znalezienie tam pracy. Takich enklaw biedy i bezrobocia jest w Polsce oczywiście więcej – wystarczy spojrzeć na tzw. ścianą wschodnią czy „biedaszyby” w Wałbrzychu i jego okolicach. Ta rzeczywistość nijak nie pasuje naszym rządzącym do ich wizji Polski jako „drugiej Irlandii”. Nie dziwota zatem, że sprawę starano się ominąć szerokim łukiem, bez wdawania się w niepotrzebne dyskusje. Był wypadek i tyle! Koniec kropka. Ot, „polskie drogi”. Wydaje się jednak, że tym razem Polacy ewidentnie „nie łyknęli” takiego wyjaśnienia, a ekipa rządząca usłyszała kolejny pomruk niezadowolenia ze strony społeczeństwa…
Jeszcze większą skalę obłudy mogliśmy oglądać na przykładzie drugiego z tragicznych wydarzeń, jakie dotknęło nasz kraj w ostatnich dniach. Chodzi o atak na łódzką siedzibę PiS i śmierć pracownika tego biura oraz zranienie drugiego. Oczywiście z miejsca rozpoczęły się dyżurne lamenty i ubolewania o języku agresji w polityce. I tu pierwszy paradoks - a kto za ten język odpowiada jeśli nie sami politycy?! Bardzo szybko jednak ze stanu kolejnych „rekolekcji narodowych” wyrwał wszystkich Jarosław Kaczyński, który wprost wskazał winnych całego zajścia. Oczywiście we własnej ocenie. I tutaj dwa wyjaśnienia z mojej strony. Czysto po ludzku współczuję Prezesowi Kaczyńskiemu kolejnego traumatycznego przeżycia na tak krótkiej przestrzeni czasu. Myślę zresztą, że zupełnie niezasłużonego. Jestem w stanie zrozumieć jego postawę i mechanizmy obronne, jakie w tej chwili wytwarza. To zupełnie naturalne kiedy zewsząd jest się atakowanym i lżonym, a na dodatek gdy to samo dotyka najbliższe osoby i rodzinę. A właśnie z czymś takim mieliśmy do czynienia od czasu gdy Donald Tusk obraził się na braci Kaczyńskich za to, że Ci (a nie on) wygrali wybory w 2005 roku i zgarnęli całą pulę. Uważam, że była to data graniczna, od której spór na linii PO-PiS przerodził się z merytorycznego na czysto emocjonalny. Zgadzam się nawet z tym, że prym wiodła tu Platforma, której „język miłości” jest powszechnie znany i sprowadza się do „dożynania watahy” oraz „polowania na kaczki”. Czym to zaprocentowało możemy właśnie oglądać. Nie zgadzam się jednak z optyką wydarzeń Prezesa Kaczyńskiego, wedle której PiS to jedyny sprawiedliwy na polskiej scenie politycznej. Tak się składa, że mogłem uczestniczyć w konwencjach wyborczych PiSu w kilku miastach i pamiętam w jaki sposób była tam przedstawiana Platforma. Nie można także wymazać słów Jarosława Kaczyńskiego o tych co byli po właściwej stronie barykady i tych co byli z ZOMO-o. Wszystko to odbywało się w duchu dzielenia Polaków na lepszych i gorszych. Oczywiście Ci spod znaku PiS to „lepsi”. Nie mogę zatem przystać na wersję Jarosława Kaczyńskiego o wyłącznej odpowiedzialności Platformy za tę zbrodnię, ponieważ trąci mi ona obłudą. Winni są wszyscy politycy od lewa do prawa, zarówno Ci z Prawa i Sprawiedliwości, jak i Platformy Obywatelskiej. Szczególną winą obarczyłbym tu speców od marketingu politycznego i pijaru z obu tych obozów, którzy od dłuższego już czasu stosowali swoje bezmyślne strategie, prowadzące do coraz większego podziału w społeczeństwie i autentycznej „wojny polsko-polskiej”. W żadnym bowiem cywilizowanym kraju podziały na lewicę i prawicę, chadecję i socjaldemokrację czy republikanów i demokratów nie prowadzą do takiego spustoszenia, jakie ma miejsce w Polsce. W każdym cywilizowanym kraju są spory i debaty polityczne, jednak gdy w grę wchodzi interes narodowy (pojęcie obce polskim politykom) następuje szeroki konsensus, a nie dzielenie na lepszych i gorszych patriotów oraz odgrzewanie waśni partyjnych. Nie słyszałem też o przypadkach wyszydzania przez opozycję Głowy Państwa tylko z tego powodu, iż wywodzi się z innej frakcji – godzi to bowiem w powagę samego Państwa. To są właśnie owe standardy uprawiania polityki, o których pisałem i których jeszcze długo musimy się uczyć. Być może wtedy doczekamy się Premiera, który jak mówi, że ma katarskiego inwestora dla stoczni, to znaczy że go ma, a nie że tylko mówi. Premiera, który nie robi z buzi śmietnika i jeśli publicznie deklaruje, że wsadzi do więzienia 23-letniego gnojka, robiącego kolosalny interes na wykańczaniu dzieci narkotykami, to znaczy że to zrobi, a nie tylko zakomunikuje swój zamiar w przychylnych mu mediach. Być może doczekamy się też merytorycznej opozycji, która zamiast w pierwszej kolejności organizować zadymy na Krakowskim Przedmieściu, skupi się np. na pomocy dla powodzian, którzy z niepokojem oczekują na zimę bez swoich domów i mieszkań. Być może. Póki co ewidentnie nie odrobiliśmy lekcji z 10 kwietnia bieżącego roku. Tamta ofiara niczego nas nie nauczyła. Mieliśmy krótkie „rekolekcje narodowe”, takie jak po śmierci Jana Pawła II – mocno nacechowane emocjami, a mało merytoryczne. Chwilę później wróciliśmy do poziomu rynsztoka w polityce, a teraz jesteśmy zbulwersowani zdarzeniami z ostatnich dni. Winę jednak ponosimy my wszyscy – nie tylko media i politycy. Dopóki bowiem autoryzujemy taki styl uprawiania polityki i co 4 lata chodzimy głosować na „mniejsze zło”, to sami sobie jesteśmy winni i sami się oszukujemy. Słowacy pokazali na bardzo prostym, acz konkretnym przykładzie, czego można wymagać od rządzących i jak ich rozliczać. I co niezwykle istotne – przykład poszedł „z góry”. Nie pozostaje nam nic innego jak podążać tą samą drogą!

Marek

3 komentarze:

  1. widzę, że nikt tego nie skomentował. będę pierwszy. Zgadzam się całkowicie z Twoimi słowami, jednak Ty i ja należymy jeszcze do mniejszości "oświeconej" części społeczeństwa. Ale ja jestem pełny nadziei, bo już coraz więcej młodych ludzi uodparnia się na "mięso" z telewizji i otwiera oczy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafny artykul, dobrze napisany. Ale prosze kliknij czasem Enter miedzy wierszami zeby rozbic to na jakies logiczne paragrafy. Strasznie zle sie czyta taki jeden wielki stos tekstu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Słowacy zawsze kierowali się interesem narodowym,udowodnili to wyraźnie w czsie IIwojny światowej opowiadając się za Niemcami co było ich interesem podobnie jak Polski.W Polsce natomiast najpopularniejsze od czsów końca I Rzeczypospolitej jest wysługiwanie się obcym.Można być sowieckim czy rosyjskim agentem postawy popularne głównie w PO i SLD albo pachołkiem USA lub UE popularne w PiS równiż PO i PSL.Ci którzy chcą wielkości Polski są wyszydzani i marginalizowani jak wszyscy narodowcy nawet tak umiarkowani i liberalni jak LPR.Niestety większość Polaków tego nie widzi zachwycona pełnymi sklepami a swoich obroniców upatruje w urzędnikach brukselskich.Dopiero gdy okupanci i agenci przystąpią do bardziej bezwzględnej ekspluatacji i jawnej eliminacji mniej spolegliwych polityków"katastrofa smoleńska"może nastąpić przebudzenie tylko czy wtedy nie będzie za późno jak w 1795r czy w 1939 kiedy liczyliśmy podobnie jak dzisiaj na ówczesną zachodnią cywilizacje a nie na swoje siły.

    OdpowiedzUsuń