poniedziałek, 29 marca 2010

Waleczne Serce Świętym...?


Całkiem niedawno było u nas o Irlandii – tym razem będzie o Szkocji. Tak się składa, że szczególnie w Wielkim Poście łatwo natrafić w telewizji na filmy bezpośrednio kojarzone z Melem Gibsonem. Oczywiście tematycznie z tym okresem najbardziej współgra „Pasja”, jednak w ostatni weekend miałem możliwość po raz kolejny obejrzeć „Waleczne serce”. I pewnie nie rozwodziłbym się nad tym szczególnie długo, gdyby nie fakt, iż w trakcie moich poszukiwań na temat samego filmu, natrafiłem na ciekawe informacje o jego głównym bohaterze.
"Gdyby Sir William Wallace zrobił to co zrobił, nie dla Szkocji, lecz dla Anglii, Francji bądź Włoch lub dla innego XIII-wiecznego mocarstwa i został zabity w sposób w jaki został, nie mam wątpliwości, że byłby już kanonizowanym świętym". To pozornie szokujące słowa historyka Craufuirda Loudouna, zgodne z opinią szerokiego grona prominentnych szkockich katolików, którzy wywierają coraz większą presję w sprawie kanonizacji Williama Wallace'a – głównego bohatera filmu „Waleczne serce”, z katolickim tradycjonalistą Melem Gibsonem w roli głównej. Napisałem „pozornie szokujące słowa”, ponieważ większości osób sylwetka Wallace’a kojarzy się wyłącznie z postacią wykreowaną w filmie „Braveheart”. Jednak po lekturze solidnego opracowania historycznego autorstwa Craufuirda Loudouna "W poszukiwaniu Williama Wallace'a" (wydanej w 1999 roku w Szkocji), okazuje się że prawda o tym szkockim wojowniku jest nieco inna, niż ta przedstawiona w superprodukcji z 1995 roku.
Paradoksalnie Craufuird Loudoun podjął studia nad Sir Williamem w wyniku poszukiwań materiałów do napisania historii o zamku w Ayrshire. Stało się tak dlatego, że pierwsze materiały, które Loudoun badał dotyczyły małżeństwa rodziców Williama Wallace'a, przez co nastąpiło jego zainteresowanie osobą samego Sir Williama. Warto w tym miejscu podkreślić, że książka została napisana jeszcze przed nakręcenie filmu, więc jakiekolwiek zarzuty o jej powiązaniu z dziełem kinowym są absolutnie bezpodstawne.
Jak można było oczekiwać mamy do czynienia z dwoma nieco różnymi portretami Wallace'a. Niezależnie jednak od istoty filmu, wszyscy chyba się zgodzą, że postać kreowana przez Mela Gibsona jest trudna do zaakceptowania, jako kandydata do wyniesienia na ołtarze... Spróbujmy więc porównać te dwie sylwetki nakreślone przez historyka i supergwiazdę branży filmowej - wówczas być może stwierdzimy, że postulaty szkockich katolików nie są tak bezpodstawne, jak to wygląda na pierwszy rzut oka.
Jedna z najistotniejszych różnic dotyczy śmierci Walecznego Serca. Z lektury szkockiego historyka dowiadujemy się, że nie wyglądała ona tak jak zostało to przedstawione w filmie, a mianowicie Wallace nie umierał krzycząc „Wolność !”, a zamiast tego prosił o to, aby ktoś trzymał psałterz przed jego oczami. W czasie kiedy odbywała się jego kaźnia widziano jak powolnie poruszał on ustami w modlitwie i w ten sposób zakończył swój żywot. Kilka minut wcześniej Wallace zażądał swojego ostatniego prawa, które pomimo odmowy króla Anglii Edwarda spełnił osobiście arcybiskup Canterbury, udzielając mu sakramentu Ostatniego Namaszczenia. Po śmierci Sir Williama wieści o tym cudzie rozprzestrzeniały się po całej Anglii za pomocą jego orędowników. Powszechnie znane były kazania, o tym, iż jego dusza dostała się bezpośrednio do nieba. Jeden z angielskich księży, który był naocznym świadkiem egzekucji powiedział, że w chwili śmierci Wallace'a widział anioły i świętych oczekujących na otrzymanie jego duszy. Co więcej w 1314 roku biskup miasta Dunkeld, Andrew Sinclair, polecił Johnowi Arnoldowi Blairowi, znanemu augustiańskiemu księdzu, spisać wszystko co wiedział o zmarłym przywódcy Szkotów, jako petycję do papieża w celu jego kanonizacji. Augustiański zakonnik doskonale wywiązał się ze swojego zadania, jako że był długoletnim spowiednikiem Sir Williama oraz jego wieloletnim przyjacielem. Dokument niestety zaginął jednak Craufuird Loudoun twierdzi, że jest na jego tropie. Oprócz luksusu posiadania osobistego kapłana, Wallace stale nosił swój psałterz, a przy śmierci była to jedyna rzecz, jaką posiadał.
Tyle o śmierci głównego bohatera naszych rozważań. A jakie było jego życie? Z lektury szkockiego historyka wynika, że nie mniej chwalebne. Wallace został wykształcony przez augustiańskich i benedyktyńskich mnichów, a według ustnego przekazu, jego ostatnią szkołą była szkoła podstawowa Najświętszej Maryi Panny w Dundee, w której nauczali benedyktyni. W tym czasie w Szkocji nie było seminariów, co oznaczało, że kandydaci na księży byli wybierani ze standardowych szkół i wysyłani do takich, gdzie specyficzna kościelna nauka mogła być lepiej rozwijana. Taką szkołą była właśnie ta prowadzona przez benedyktynów w Dundee. To wszystko zestawione wraz z faktem, że Sir William był drugim synem swoich rodziców doprowadziło Loudouna do całkiem sensownej hipotezy, że był on przeznaczony z początku do zakonu benedyktyńskiego. Bez cienia wątpliwości oznaczałoby to, że był obeznany z kulturą i otrzymał solidne wykształcenie. Uczył się historii, greki, łaciny, francuskiego i niemieckiego. Co więcej, mówiło się, że charakteryzowały go nienaganne maniery, a nawet łagodny akcent, co jest rzadkością u Szkotów. Wobec powyższego należy stwierdzić, że jego odpowiedź dana Anglikom przed bitwą pod Stirling mogła być nieco bardziej wysublimowana niż ta przedstawiona w filmie, w której sugeruje Anglikom żeby pocałowali się w pewną część ciała… Szkocki kronikarz John z Fordun pisał również, że Wallace nigdy nie opuścił publicznego nabożeństwa, często uczęszczał na pielgrzymki, odwiedzał chorych, wdowy i sieroty, a także był zagorzałym zwolennikiem sprawiedliwości. Loudoun posuwa się nawet krok dalej i stwierdza, że Waleczne Serce zmarł śmiercią męczennika. To stwierdzenie oparte jest na fakcie, iż umarł on w obronie swojego kraju, którego królowi Johnowi Balliolowi ślubował lenno. Jako, że przysięga jest czymś świętym, Loudoun wierzy głęboko, iż fakt ten był na tyle istotnym aby stwierdzić, że Sir William Wallace umarł za sprawę religii.
Niezależnie od tego czy w naszych oczach zasługuje on na zaszczyt wyniesienia na ołtarze czy też nie, jest oczywiste, że jeden z największych bohaterów i patriotów szkockich był zagorzałym i oddanym katolikiem, który walczył za swój kraj, co było motywowane jego katolicką wiarą. Stoi to w kontraście do protestanckich reformatorów szkockich, którzy walczyli po stronie Anglii w celu wprowadzenia w ich kraju kalwinizmu. Na koniec przytoczmy słowa, które nasz bohater skierował do swoich oddziałów przed bitwą pod Sterling: "O spustoszona, zniszczona Szkocjo! Zbyt łatwowierna pięknym mowom i niedostatecznie świadoma nieszczęść, jakie na Ciebie nadciągają. Jeśli byś miała oceniać, tak jak ja to robię, nie tak łatwo położyłabyś swoją głowę pod obce jarzmo. Kiedy byłem małym chłopcem, ksiądz - mój wujek - dokładnie zaszczepił mi to przysłowie, którego się nauczyłem i zawsze od tamtej pory trzymałem w umyśle: Dico tibi verum ; nunquam servili sub nexo vivito, fili !" (Mówię Ci prawdę - wolność jest większa i wspanialsza niż wszystkie rzeczy. Mój synu, nigdy nie żyj pod żadnymi więzami niewolnictwa!). Charakterystyczne jest to, że wolność swojej ojczyzny - ta największa wartość której Wallace był oddany i za którą oddał życie – została w nim zaszczepiona przez katolickiego księdza! A to, że nie była to tylko pusta retoryka, udowodnił w momencie kiedy odmówił szkockiej korony oferowanej mu przez Edwarda I, stawiając dobrobyt i wolność swego kraju ponad osobiste honory. Wniosek jest oczywisty - Sir William Wallace i Kościół katolicki wydają się być nierozdzielni!

Marek

1 komentarz:

  1. Powinien byc kanonizowany bo był swietym tak jak nasz ks Jerzy Popiełuszko ale o tym decyduje Rzym i to on ma ostatnie słowo i czasem kieruje sie różnymi nie zawsze czysto religijnymi przesłankami.

    OdpowiedzUsuń