niedziela, 18 listopada 2012

Idea: Fałsz demokracji



Poniższy tekst jest streszczeniem referatu wygłoszonego na forum Narodowej Łodzi podczas jednego z cyklicznych spotkań:

Demokracja jest dziś powszechnie uznawana za najlepszy, a wręcz jedyny cywilizowany, system sprawowania władzy. Jej uwielbienie zaszło tak daleko, że ustrój demokratyczny utożsamiany jest z każdym pozytywnym, lub uznawanym za pozytywny, aspektem życia społecznego, a przeciwstawiany jest totalitaryzmowi. Równocześnie liberalną demokrację parlamentarną nazywa się wręcz ustrojem docelowym, do którego ludzkość dążyła na przestrzeni dziejów, a który zwyciężając dziś niemal na całym globie, będzie na nim panował już zawsze pośród powszechnej radości. Swoisty kult demokracji jest związany z kultem całego „postępowego” światopoglądu, którego dekalogiem są „Prawa Człowieka” (z każdą kolejną tzw. generacją coraz bardziej absurdalne).

Faktycznie demokracja oznacza przede wszystkim sprawowanie władzy (dziś najczęściej w sposób pośredni) przez lud zamieszkujący dane terytorium. Jednocześnie nie ma żadnych przesłanek, by uznać tę metodę za najbardziej sprawiedliwą czy efektywną.
Popularność demokracji wśród mas opiera się na kilku mitach, które będąc wystarczająco długo powtarzane stały się credo człowieka XXI wieku. Dwa z nich są najbardziej powszechne i brzmią następująco:
  • Demokracja pozwala ludziom decydować o swoim losie i prawie, które będzie ich obejmowało.
Jest to pogląd co najmniej naiwny, gdyż rola przeciętnego człowieka w procesie rządzenia jest praktycznie zerowa. Obywatel w codziennym życiu wcale nie musi mieć więcej wolności w decydowaniu o sobie niż w warunkach monarchii, czy dyktatury. Wszystko zależy od aktualnych „nastrojów społecznych”, zręcznie sterowanych przez mass-media. W konsekwencji grupa 51% wyborców może dl własnych korzyści wykorzystywać resztę społeczeństwa, co dziś dzieje się, chociażby poprzez większe obłożenie podatkowe bogatszych warstw społecznych.

  • Demokracja chroni nas od absolutyzmu władzy i totalitaryzmu.
Mit ten obala historia, która na przykładzie Republiki Weimarskiej, pokazuje, że ogół społeczeństwa nie zawsze zachowuje standardy moralne, a sprawny mówca i socjolog bywa skuteczniejszy niż najlepszy wódz rebelii. Demokraci mogą wprowadzać też totalitaryzm, tj. skrajną ingerencję państwa w życie obywateli, stopniowo, co dzieje się dziś w państwach Zachodu.

Pojęcie demokracji wiąże się też z egalitaryzmem, tj. równością wszystkich  obywateli. Nie chodzi tu bynajmniej o równość względem prawa i równe traktowanie w sądzie, a raczej zrównywanie i ujednolicanie osób tworzących społeczeństwo. Przede wszystkim widać to podczas wyboru władzy, gdy każdy obywatel ma równoważny głos. Oznacza to ni mniej, ni więcej, jak uznanie równej zdolności do oceny polityków i programów politycznych przez wszystkich: profesorów i niewykształconych, politologów i piłkarzy itd.. Jednocześnie z grupy wyborców wyklucza się (bez żadnej podstawy ideologicznej) dzieci i niepełnosprawnych umysłowo – co wydaje się logiczne. Czy jednak większa jest różnica kompetencji wyborczych pomiędzy szesnastolatkiem a osiemnastolatkiem niż pomiędzy wybitnym naukowcem a analfabetą?
Idea równości prowadzi również do tłamszenia wybitnych jednostek, które w młodości zrównywane są do „uniwersalnego” programu nauczania, a następnie nie znajdują pracy, w której są najlepsi, z powodu parytetów płci, rasy, zdrowia (ingerencja w stopień zatrudniania niepełnosprawnych) itd. 
Wbrew hasłu "suwerenności narodów", mającemu swoje źródła w Rewolucji Francuskiej, demokracja rzadko kiedy służy narodowi. Naród, jako ciągłość pokoleń przeszłych, teraźniejszych i przyszłych może być łatwo zaniedbany podczas demokratycznych rządów współczesnego ludu. Najlepiej obrazuje to zadłużanie się europejskich państw, które dając wygodne życie dzisiejszemu społeczeństwu, sprowadza poważne negatywne skutki na najbliższe pokolenia.

M.C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz