wtorek, 28 czerwca 2011

Dzień Niewoli Podatkowej

21.06.2011 odbył się w Łodzi tzw. Dzień Niewoli Podatkowej organizowany przez Kongres Nowej Prawicy. W budynku Textilimpexu stawił się sam JKM i z tego powodu spodziewano się ponad 1000 widzów. Pojawiło się niestety tylko nieco ponad 100 osób (głównie ludzie młodzi). JKM przedstawił swoje stanowisko wobec obecnego systemu podatkowego, który zdecydowanie skrytykował i stwierdził, że chce znieść PiT i CiT. Pan Janusz odniósł się również negatywnie do członkostwa Polski w UE i NATO. Po konferencji wszyscy uczestnicy udali się na przemarsz ulicą Traugutta i Piotrkowską w stronę Placu Wolności. Organizatorzy zaopatrzyli wszystkich uczestników we flagi Nowej Prawicy lub we flagi Polski. Wznoszono okrzyki: ''Wolność, Własność, Sprawiedliwość'' czy też: ''Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę''. Łodzianie z zainteresowaniem spoglądali na manifestujących i zdarzało się, że niektórzy bili brawo. Marsz zakończył się krótkim przemówieniem członków KNP na Placu Wolności. Namawiano do głosowania na KNP i propagowania partii.

HK

czwartek, 23 czerwca 2011

Narodowcy w siedzibie "Krytyki Politycznej"

W ostatni czwartek (16.06.2011) w łódzkim oddziale Krytyki Politycznej odbyła się projekcja dokumentalnego filmu "Kocham Polskę" oraz następnie dyskusja dotycząca działalności Młodzieży Wszechpolskiej. Uczestnicy spotkanie próbowali odpowiedzieć na pytanie "Kim są ci ludzie? Gdzie jest źródło ich fundamentalizmu? Jakie są ich motywacje? Droga życiowa? Co spowodowało, że zaangażowali się w działalność społeczną i polityczną?" czytamy na stronie KP (http://www.krytykapolityczna.pl/Lodz/Lodz16czerwca-KochamPolske-/menuid-268.html) . Gośćmi specjalnymi byli Seweryn Blumsztajn (dziennikarz "GW") i Maria Zmarz-Koczanowicz (reżyserka). Za prowadzenie odpowiadał dr Mikołaj Mirowski (KP). W debacie brali udział także przedstawiciele łódzkiej Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego.

Łącznie frekwencja wyniosła ok. 20 osób i w takiej też grupie uczestnicy spotkania zobaczyli film ukazujący Młodzież Wszechpolską jako organizację, która skupia się tylko na walce z homoseksualistami i feministami, jej działacze zostali przedstawieni jako ślepo oddani Wojciechowi Wierzejskiemu, którzy w ramach wynagrodzenia za posłuszeństwo trafiają potem do sejmu, gdzie ciepłe posadki szykuje dla nich Roman Giertych. Nie jestem krytykiem filmowym, więc nie chcę i nie będę oceniał filmu jako wielki znawca sztuki filmowej. Natomiast mam prawo wyrazić swoją opinię jako Wszechpolak, po tym co zobaczyłem. Produkcja "Kocham Polskę", reżyserowana przy udziale Marii Zmarz-Koczanowicz stawia wiele ważnych pytań, lecz nie pozostawia nam właściwie żadnych odpowiedzi, które mogły by "rzucić światło dzienne" na działalność młodych narodowców. Kiedy oglądałem film wspólnie z przedstawicielami środowisk lewicowych reagowali oni głównie śmiechem na to co widzieli. Nie świadczy to zbyt dobrze o rzetelności przekazu. Dokument zamiast burzyć stereotypy i dociekać prawdy, tylko je wzmacnia i ugruntowuje.

Kiedy zaczęła się debata, pani reżyser podkreślała, że przedstawiła tylko te metariały filmowe, które wybrała wspólnie z Wszechpolakami. Z tego co słyszałem prawda jest odrobinę inna, ponieważ można było wybrać sceny w których środowisko wszechpolskie nie jest ukazane po raz kolejny stereotypowo i materiałów takich było wiele, lecz jeśli chcę się kogoś koniecznie zaszufladkować to tak się robi... Następnie debata zaczęła nabierać rumieńców, bo do dyskusji przyłączyli się młodzi, łódzcy narodowcy. Na sali widać było lekkie poruszenie, a może i demoniczny strach, ponieważ parę minut wcześniej pan Seweryn Blumsztajn swoją wypowiedzią budował obraz pełen zgrozy, nadchodzącej fali nacjonalizmu w całej Europie i przestrzegał, że "Ci ludzie z tego filmu", którzy wtedy do władzy doszli jako nieopierzone pisklęta, jeszcze do sejmu kiedyś powrócą i może stać się to już niebawem, ponieważ wybiją się na "nadchodzącej fali". Argumentował to faktami z którymi i ja się mogę zgodzić. A mianowicie czynnym udziałem i obecnością polskich narodowców w życiu społecznym i politycznym. Były redaktor "GW" zauważył także coraz większy wpływ polskiej myśli narodowej na społeczeństwo. Straszył też faszysto-kiboli. W tych ludziach widzi przyszłe bojówki polskich nacjonalistów. Kiedy zapytałem ,czy każdy "kibol" jest faszystą (więc Leszek Miller, kibic Widzewa Łódź chyba też?), czy może tylko ten jest zły, który krzyczy "DONALD MATOLE TWÓRZ RZĄD OBALĄ KIBOLE" usłyszałem dość ciekawe i zawiłe wyjaśnienie. Według pana Seweryna Blumsztajna obecnie "władze na stadionach i wśród kiboli" przejmują polscy neofaszyści, czyli tacy ludzie chyba jak ja... Ciekawe skąd pan redaktor posiada tego typu informację? Widać dużo się pozmieniało na tych naszych, polskich stadionach... zamiast iść wzorcem Europy gdzie w środowiskach "kibolskich" rządzą chuligani to u nas się tam powpychali Ci paskudni Wszechpolacy... Oczywiście wtórowała temu pani reżyser, która była w posiadaniu informacji, iż Młodzież Wszechpolska prowadzi podczas meczy piłki nożnej akcje rekrutacyjne i na stadionach to nie koniec! Źli narodowcy, jeżdżą także po małych miejscowościach, gdzie wyszukują ludzi w wieku gimnazjalnym i licealnym, obiecują im posady w sejmie, rozdają czarne koszulki z symbolem organizacji, a następnie jak w prawdziwiej sekcie, tworzą z nich ślepo oddanych szeregowych, którzy tak naprawdę to nie wiedzą "o co w tym wszystkim chodzi". Szkoda, że Pani Maria Zmarz-Koczanowicz zapomniała dodać o tych "łapankach", które to zapewne źli neofaszyści przeprowadzają na ulicach polskich miast.

Pisałem już o faszysto-kibolach, stadionowych i miastowych werbunkach, więc na koniec myślę, że należy wtrącić mały wątek historyczny, który pojawił się podczas debaty. Kiedy już uczestnicy dyskusji zorientowali się, że nie jesteśmy do końca po ich stronie, a ja się przedstawiłem jako członek Młodzieży Wszechpolskiej, momentalnie jak grom z jasnego nieba pan Seweryn Blumsztajn poprosił mnie o wytłumaczenie się z "numerus clausus" i "getta ławkowego". Odpowiadając, starałem się opisać problem na polskich uczelniach jaki panował w czasach międzywojennych i prosiłem o zrozumienie specyfiki tamtego okresu oraz spojrzenie przez pryzmat narodowy na sytuację ekonomiczną czasów dwudziestolecia międzywojennego. Apelowałem także, aby nie wałkować tego tematu przy każdej możliwej dyskusji na temat działalności Młodzieży Wszechpolskiej, bo to co wydarzyło się 100 lat temu niekoniecznie musi nam, obecnym działaczom się podobać, lecz jesteśmy świadomi swojej tradycji i odwołujemy się do całej spuścizny Młodzieży Wszechpolskiej okresu lat 20tych. Chcemy nadal kontynuować jej tradycję i pielęgnować to co piękne, a niwelować to co może było niepotrzebne i zbyt pochopne. Pani reżyser wymagała pisma z rąk organizacji, że oficjalnie potępiamy działania naszych poprzedników w sprawie "getta ławkowego" oraz odcinamy się od tej części historycznej spuścizny. Wydaje mi się to bezsensowne, ponieważ nie można odwoływać się tylko do wybranego momentu działalności MW, tak samo jak nie można przyznawać się tylko do części historii narodu polskiego, dlatego też po debacie panowały głosy, iż "byli ludzie z MW i powiedzieli, że od nie chcą się odcinać>", jest to banalne uproszczenie, tak jak i momentami cały film "Kocham Polskę". Następnie padło pytanie do redaktora Seweryna Blumsztajna, o stosunek Gazety Wyborczej wobec rodziny Adama Michnika (ojciec + brat) i tutaj nagle, standardowo została zastosowana taktyka "grubej kreski" i przestroga o kompletnym braku sensu grzebania w historii. Dziwny jest fakt, że tę taktykę wykorzystuje się tylko i wyłącznie wtedy kiedy to wygodne i potrzebne lewicy. Tacy ludzie jak redaktor Michnik ze swojej historii tłumaczyć się nie muszą, lecz już źli neofaszyści "niech się tłumaczą!".

Tak w skrócie mogę opisać to co wydarzyło się w łódzkiej świetlicy Krytyki Politycznej 16 maja 2011 roku, pomijając parę mniej ważnych wątków, jak rozmowa na temat Marszu Niepodległości 2011 (zamiast blokady anty-faszystowskiej, manifestacja "Kolorowej Polski"). Myślę, że zarówno lewa jak i prawa strona była zadowolona z przebiegu spotkania. Cieszy mnie fakt, że dyskusja była na poziomie, każdy mógł zaprezentować swoje zdanie, a kto ma rację to czas pokażę, lecz myślę, że ja osobiście odpowiedź już znam ... Liczymy na dalsze merytoryczne debaty w których mamy szansę obalać stereotypy o "bandzie łysych z wypranymi mózgami, którzy są tylko w stanie przedstawić swoje rację rzucając jakami" i niech ten fakt możliwości otwartej dyskusji między lewicą, a narodowcami trafi do pani Marii Zmarz-Koczanowicz. Mimo różnicy poglądów, Polska będzie zawsze jedna, a niechęć stawania z nami twarzą w twarz to tchórzostwo.

AM

czwartek, 16 czerwca 2011

"Wandea kraina bohaterów"

Hasło "Wandea" stanowi wstydliwy moment rewolucji, rzekomo "ludowej". Oto z inspiracji tego ludu wybucha przeciwko niej i rewolucyjnej władzy typowe powstanie chłopskie jako świadectwo, że rewolucja nie miała ludowego poparcia. Inicjatorzy zrywu powstańczego to nie szlachta czy arystokracja broniące swoich dóbr, lecz prosty lud, poczuwający się do obrony wiary i Kościoła.

Wandea to także pierwszy w dziejach Europy rejon, gdzie dopuszczono się ludobójstwa - planowej, systematycznej akcji eksterminacyjnej wobec ludności, spośród której wywodzili się powstańcy. Decydentami i wykonawcami byli głosiciele frazesów o wolności, równości i braterstwie.

Jak już wspomniałem, omawiany przez nas temat miał miejsce podczas Rewolucji we Francji. Aby lepiej go zrozumieć, szybko przypomnę podstawowe fakty na jej temat.

Francja przed Rewolucją była państwem absolutnym i feudalnym. Król Ludwik XVI nie posiadł zdolności przywódczych swoich przodków i nie był w stanie przeprowadzić żadnej reformy ratującej tonącą gospodarkę. W 1789 roku wybuchła Rewolucja, która jak większość mających miejsce odbywała się przy wrzasku mordowanych duchownych i posiadaczy ziemskich. Wielki Głód zniwelowano konfiskatą dóbr kościelnych. Pod koniec tego roku sytuacja uspokoiła się. Stopniowo wprowadzano zmiany, wprowadzono trójpodział władzy, zachowując jeszcze monarchię konstytucyjną. Tymczasem zaczęła zawiązywać się koalicja anty-francuska monarchów obawiających się idei Rewolucji. Po odparciu ofensywy pruskiej, która miała realne szanse na zniszczenie rewolucji, Ludwika XVI oskarżono o zdradę stanu i 21 Stycznia 1793 r. zgilotynowano. Rządy Terroru nabierały rozpędu, dzięki powszechnie znanym osobistościom jak: Maximilien Robespierre czy Jean Paul Marat.
Wandejczycy zastosowali najpierw bierny opór. Nie chodzili na msze odprawiane przez tzw. zaprzysiężonych księży (tzn. tych, którzy zaprzysięgli swoją wierność schizmatyckiej konstytucji cywilnej kleru), uczęszczając w ukryciu na msze i korzystając z sakramentów udzielanych przez kapłanów pozostających w jedności z Ojcem Świętym (takie postępowanie było surowo karane przez rewolucyjne prawo, do kary śmierci włącznie). W chwili jednak, gdy rewolucjoniści przelali krew króla Francji, dla Wandejczyków miara się przebrała. Króla poważano w Wandei nie tylko jako głowę państwa. Szanowano go, ponieważ był Pomazańcem Bożym, namaszczonym świętymi olejami dla ukazania, że królewskie panowanie jest misją zleconą od Boga.
Wyżej wspomniane wydarzenie było jednym z głównych bodźców powstania Po za tym istotną rolę odegrał przymusowy pobór do wojska, który miał wynosić kolejne 300 tysięcy ludzi i był niezgodny z Konstytucją zawarto zaledwie 2 lata przed ustawą, w 1791 r., masowe prześladowanie duchowieństwa oraz antykatolicka polityka nowych władz, zastępująca tradycyjną wiarę wyznawaniem „Rozumu” i zmianą kościołów w jego światynie, czy usuwająca katolickie święta, zastępując je nowymi, wymyślanymi na biegu.
Wybuchło ono 12 Marca 1793 r., rozpoczynając się zamieszkami w Saint- Florent. Wandejczycy chcieli doprowadzić do restauracji monarchii, wprowadzając na tron 8-letniego wówczas Ludwika XVII więzionego w Paryżu i oddania dawnego miejsca w państwie Kościołowi. Wandejscy powstańcy zasłynęli z nieugiętej waleczności i bohaterstwa. Do boju szli, odmawiając różaniec i pod sztandarami swoich parafii. Na piersiach nosili szkaplerze z Najświętszym Sercem Jezusa, które stało się ich symbolem. Jako Armia Katolicka i Królewska osiągali początkowo duże sukcesy, gromiąc wojska republikańskie. Do powstańców dołączyła arystokracja i mieszczaństwo, a także szuani - chłopscy partyzanci z Bretanii i departamentu Maayenne. Kontrrewolucjoniści odnosili znaczące sukcesy (co było zrozumiałe zważywszy na jednoczesną walkę rewolucjonistów z wrogami zewnętrznymi). Po połączeniu oddziałów Górnej Wandei armia liczyła 40 tys. pieszych i 1200 konnych.
Oto stała się rzecz dla wszystkich rewolucjonistów niebywale gorsząca. Lud stał się inspiratorem powstania przeciw "ludowej" Rewolucji. Powstanie w Wandei było klasycznym powstaniem chłopskim. Potwierdzają to wszystkie źródła historyczne, również te pochodzące od samych rewolucjonistów (np. akta procesów wytaczanych uczestnikom powstania). Tak było na przykład z Francois de Charette (1763-1796), którego chłopi wyciągnęli spod łóżka, gdzie się ukrył przed powstańcami. De Charette, chociaż początkowo głośno wyrażał swoje wątpliwości (podobnie jak znakomita większość wandejskiej szlachty) co do celowości wszczynania powstania, stał się później jednym z legendarnych przywódców powstańczej Wandei. To on był autorem tych pięknych słów, w których streszcza się heroizm jego i całej Wandei: Walczyć - często, dać się pobić - czasami, dać się zniszczyć - nigdy!
Jednym z incydentów ukazującym prawdziwe oblicze obu stron konfliktu było zachowanie dowódcy wojsk rojalistycznych: Gdy po wygranej bitwie z wojskami republikańskimi rozjuszeni oporem wrogów ludzie z oddziałów Maurice'a d'Elbée chcieli wymordować kilkuset jeńców, dowódca nakazał powstańcom uklęknąć i odmówić "Ojcze nasz". Przy słowach "i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", zawołał do swoich żołnierzy: "Jakże to, ośmielacie się prosić Boga o wybaczenie, kiedy sami nie potraficie wybaczyć?". Jeńcy zostali uratowani i uwolnieni. Wziętego później do niewoli d'Elbée wysłano przed pluton egzekucyjny.
18 Czerwca zdobyto Angers otwierając drogę do Paryża, jednak szuani (od cześći chłopskich oddziałów nazywano tak wszystkich powstańców) częściowo udali się na Nantes, które oblężono, a częściowo rozeszli się na żniwa. zabrakło żelaznej dyscypliny. Po mimo całego heroizmu byli tylko ochotnikami, chłopami związanymi sercem i poczuciem obowiązku z ziemią. 1 sierpnia 1793 r. Komitet Ocalenia Publicznego nakazał bezwzględnie spacyfikować zbuntowany departament, zalecając aby wymordować wszystkich jego mieszkańców. Regularne walki trwały do 23 grudnia 1793 r., kiedy to pod Savenay powstańcza Wielka Armia Katolicka i Królewska została ostatecznie pokonana, zginęło w niej większość dowódców powstania. Po mimo to 21 stycznia 1794 r. rozpoczęła się pacyfikacja Wandei kierowana przez gen. Turreau i komisarza Carriera. Przeciwko ludności cywilnej departamentu skierowano 12 "kolumn piekielnych" które systematycznie paliły wsie i miasta, eksterminując ich ludność. Szły przed siebie i niszczyły wszystko co napotykały na swojej drodze. Bestialstwo republikańskiej zemsty przekroczyło wszelkie znane wcześniej granice. Żołnierze "piekielnych kolumn" cięli Wandejczyków na kawałki, rozpruwali brzuchy ciężarnym kobietom, obnosili nienarodzone dzieci na ostrzach bagnetów. Zabijano niemowlęta, krojąc je na pół. Gwałcono kobiety. Cała Wandea była równana z ziemią - kościoły, lasy, pola, domostwa. Ludność wiosek i miasteczek zapędzano do kościołów, które następnie palono lub bombardowano z armat. Republikańscy dowódcy nosili spodnie uszyte ze skóry Wandejczyków. Rewolucyjni naukowcy zbierali tłuszcz ludzki w celu prób jego wykorzystania. Na masową skalę używano arszenik, trując studnie i żywność. Myślę, że skojarzenia do XX-wiecznego reżimu niedoszłego malarza nasuwają się same, czy ukraińskich szowinistów nasuwają się same.
Oto raport jednego z republikańskich generałów: Obywatele republikanie. Wandea już nie istnieje. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą [...]. Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które nie będą już rodzić bandytów. My nie bierzemy jeńców [...] Litość nie jest rewolucyjną sprawą" - pisał generał Westermann, inny bojownik o wolność, równość i braterstwo: "Cały czas poluję. Każdego dnia moi myśliwi przynoszą mi co najmniej 10 głów bandytów [...], ilość zwierzyny jednak się zmniejsza". W innym miejscu: "Zabijamy ich dwa tysiące dziennie"

Między innymi w Angers zamordowano 2000 ludzi, w Venzis 1500, w Loroux-Botterau 700, w La Gaubretiere 700, w Lucs-sur-Boulogne 564 w tym 110 dzieci. W ciągu półtora roku zamordowano co najmniej 120 000 cywilów, czyli około 15% ludności departamentu. Aby przyspieszyć i "usprawnić" eksterminację, rewolucyjny komisarz na Wandeę jakobin Jean Carrier opracował technologię ludobójstwa zwaną noyad. Stare barki z przedziurawionymi i prowizorycznie zatkanymi kadłubami spuszczano na Loarę z setkami ludzi - kapłanów, starców, kobiet i dzieci. Na środku rzeki wyjmowano zabezpieczenie i barki szybko tonęły wraz z więźniami. Po utopieniu w Loarze 5 tys. skazańców Carrier cieszył się: "Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary!". Carrier wymyślił także tzw. małżeństwa republikańskie w Loarze. Ta barbarzyńska praktyka polegała na związywaniu razem nagich chłopców i dziewcząt i następnie wrzucania ich związanych do Loary, gdzie tonęli. Przypomnijmy, komisarz Carrier głosił hasła o "wolności, równości i braterstwie". Dzisiejsi historycy zgadzają się powszechnie na „tylko” 350 tys. ofiar, to jest 1/3 populacji Wandei.

29 marca 1796 r. zgilotynowano ostatniego pozostającego przy życiu dowódcę powstania – Francois de Charette’a, ongiś wyciąganego spod łóżka przez chłopów. Powstanie ostatecznie dobiegło końca.


19 lutego 1984 roku Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował 99 wandejskich męczenników z Angers. W homilii beatyfikacyjnej Papież odniósł się do wszystkich męczenników rewolucji francuskiej: "Trwali mocno przy Kościele katolickim i rzymskim. Kapłani - oni [...] nie chcieli porzucić swojego duszpasterskiego powołania. Świeccy - oni pozostali wierni swoim kapłanom[...]. Bez wątpienia, w kontekście wielkich napięć ideologicznych, politycznych i militarnych spoczęło na nich podejrzenie niewierności ojczyźnie, oskarżono ich o sprzyjanie siłom 'kontrrewolucyjnym'. Dzieje się tak w przypadku prawie wszystkich prześladowań, tych wczorajszych i tych dzisiejszych [...]. Nie ma żadnej wątpliwości co do ich determinacji, nawet pod groźbą utraty życia, pozostania wiernymi temu, czego wymagała od nich Wiara. Nie ma również wątpliwości co do motywu ich skazania: nienawiści wobec tej Wiary, którą ich sędziowie pogardliwie określali jako "fanatyzm".

Mam nadzieję, że dzięki temu referatowi pozostanie w was pamięć o tych francuskich męczennikach. Powstanie w Wandei jest świetnym argumentem na to, że hasła Rewolucji miały niewiele wspólnego z prawdą, nie tylko na podłożu finansowym, ale także godności człowieka. Niestety, do dzisiaj Francja nie chce uznać zbrodni wandejskiej za ludobójstwo i upiera się, że były to "nadużycia" dokonane w ekstremalnych warunkach okrutnej wojny. Imiona zbrodniarzy po dziś dzień widnieją na Łuku Triumfalnym w Paryżu i w nazwach wielu francuskich ulic. W istocie, był to pierwszy totalitaryzm i pierwsze ludobójstwo w dziejach, nam wyznawcom prawdziwej wolności i miłości do bliźniego nie wolno o tym zapominać.

Mateusz NR

niedziela, 12 czerwca 2011

Mosty Łódź na pomoc A2

Ostatnio głównym tematem przewijającym się w mediach jest budowa autostrady A2. Jeżeli powstanie, będzie jedną z głównych tras, służącą do przejazdu kibiców z jednej miejscowości do drugiej podczas odbywających się wtedy Mistrzostw Europy. Jednak czy powstanie, jest wielką niewiadomą. Chińska firma, do której należała budowa prawdopodobnie nie wywiąże się z wcześniejszego kontraktu. A możliwym jest całkowite wykluczenie chińskiej firmy z budowy drogi.

Jak podaje naszemiasto.pl firmą gotową do pomocy w usprawnieniu budowy drogi A2 są Mosty Łódź. Warto wspomnieć, iż firma Mosty jest również zaangażowana w budowę autostrady A1 od Strykowa w kierunku Torunia. W czwartek odbyło się spotkanie między przedstawicielami Mostów oraz innych firm, którzy zostali zaproszeni do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Spotkanie polegało na zbieraniu deklaracji od przedsiębiorstw, w sprawie możliwości zastąpienia Chińczyków. Z relacji wynika, iż jest jeszcze wiele do uzgodnienia.

KrzychuLDZ
na podstawie naszemiasto.pl

wtorek, 7 czerwca 2011

Łodzianie w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych cz IV

Kolejna i ostatnia biografia, która znajduje się w książce Sebastiana Bojemskiego o NSZ dotycząca Łodzian. Mam nadzieję, że z czasem będzie w Internecie lub w książkach pojawiało się więcej wspomnień o ludziach z Łodzi bądź z województwa łódzkiego walczących w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych.

Wyłcan Roman (1906-1975), ps. „Barski”, podporucznik WP, kapitan NSZ
         
            Urodził się w Łodzi. Do WP wstąpił w 1927r. W 1928r. ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Nominację na stopień podporucznika otrzymał 1 stycznia 1931r. Od 1932r. w 10 pułku artylerii lekkiej.
            W kampanii wrześniowej wziął udział w 10 p.a.l., jako dowódca oddziału zwiadu. Jego grupa została rozbrojona przez wojska sowieckie w Zamościu. Od lutego 1942r. w warszawskim okręgu ZJ, a następnie w NSZ. W NSZ był oficerem zwiadu w Dywizjonie Artylerii Zmotoryzowanej oraz instruktorem w warszawskiej Szkole Podchorążych Artylerii. Zajmował się także powielaniem literatury wojskowej.
            W Powstaniu od 1 sierpnia 1944r. Na Starym Mieście dowódca oddziału szturmowego Dywizjonu Artylerii Zmotoryzowanej „Młot”, a w Śródmieściu dowódca Batalionu Legii Akademickiej (NSZ), po reorganizacji 2 kompanii w zgrupowaniu „Sosna”. W trakcie walk na Starówce w sierpniu został ranny. 15 sierpnia 1944r. awansował na stopień kapitana.
            Po zakończeniu walk w obozach w Lamsdorfie i Murnau. Po wojnie wrócił do kraju. Mieszkał w Poznaniu, a następnie w Warszawie.

            Oby w przyszłości temat NSZ był w szkole bardziej poruszany niż obecnie. Chociaż patrząc na rozwój systemu edukacji u nas i upadającej wartościowej lekcji historii może być to wielkim problemem jak i wyzwaniem.

Biografia pochodzi z książki Sebastiana Bojemskiego „Narodowe Siły Zbrojne w Powstaniu Warszawskim”.
Krzysiek LDZ