środa, 31 marca 2010

Tradycyjne Triduum Sacrum w Łodzi.

„Cóż tak wielkiego żądasz [Boże] od winowajcy i niewdzięcznego grzesznika ? Tylko tego, aby wzbudził w sobie skruchę i ukorzył się z powodu swoich win. W prawdziwej skrusze i pokorze serca rodzi się nadzieja przebaczenia, uspokaja się wzburzone sumienie, odnajduje się utracona łaska, człowiek uchyla się od przyszłego gniewu i we wzajemnym pocałunku łączy się Bóg i dusza pełna żalu”.
Tomasz a Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”

Jesteśmy w trakcie Wielkiego Tygodnia – jego ukoronowaniem jest Triduum Sacrum. Najważniejsze i zarazem najpiękniejsze święta chrześcijańskie. Z wielką radością przyjęliśmy informację od księży z Bractwa Św. Piusa X, że w tym roku niemalże całe Triduum (z wyłączeniem Wielkiego Piątku) w klasycznym rycie rzymskim odbędzie się w łódzkiej kaplicy pw. św. Piusa V. Oto jego program:

1 kwietnia, Wielki Czwartek

Godz.18.00 – uroczysta Msza Św. Wieczerzy Pańskiej

3 kwietnia, Wielka Sobota

Godz.20.00 – Wigilia Paschalna

4 kwietnia, Wielkanoc

Godz.07.00 – Rezurekcja, uroczysta Msza Św.

(cały czas możliwość spowiedzi)

Nie wątpię, że wszyscy z nas są już wyspowiadani, ale niezdecydowanym przypominam IV Przykazanie Kościelne: Przynajmniej raz w roku spowiadać się i w czasie wielkanocnym Komunię Świętą przyjmować”.
Niezorientowanym jeszcze raz przypominam, że kaplica Bractwa Św. Piusa X mieści się w Łodzi przy ul. Obywatelskiej 74. Gorąco zachęcam do uczestnictwa w tych najważniejszych i najpiękniejszych chrześcijańskich obrzędach.

„On bowiem jest prawdziwym Barankiem, który zgładził grzechy świata ; On umierając zniweczył naszą śmierć i zmartwychwstając przywrócił nam życie”.
Prefacja z Mszy Wielkanocnej

Marek

poniedziałek, 29 marca 2010

Waleczne Serce Świętym...?


Całkiem niedawno było u nas o Irlandii – tym razem będzie o Szkocji. Tak się składa, że szczególnie w Wielkim Poście łatwo natrafić w telewizji na filmy bezpośrednio kojarzone z Melem Gibsonem. Oczywiście tematycznie z tym okresem najbardziej współgra „Pasja”, jednak w ostatni weekend miałem możliwość po raz kolejny obejrzeć „Waleczne serce”. I pewnie nie rozwodziłbym się nad tym szczególnie długo, gdyby nie fakt, iż w trakcie moich poszukiwań na temat samego filmu, natrafiłem na ciekawe informacje o jego głównym bohaterze.
"Gdyby Sir William Wallace zrobił to co zrobił, nie dla Szkocji, lecz dla Anglii, Francji bądź Włoch lub dla innego XIII-wiecznego mocarstwa i został zabity w sposób w jaki został, nie mam wątpliwości, że byłby już kanonizowanym świętym". To pozornie szokujące słowa historyka Craufuirda Loudouna, zgodne z opinią szerokiego grona prominentnych szkockich katolików, którzy wywierają coraz większą presję w sprawie kanonizacji Williama Wallace'a – głównego bohatera filmu „Waleczne serce”, z katolickim tradycjonalistą Melem Gibsonem w roli głównej. Napisałem „pozornie szokujące słowa”, ponieważ większości osób sylwetka Wallace’a kojarzy się wyłącznie z postacią wykreowaną w filmie „Braveheart”. Jednak po lekturze solidnego opracowania historycznego autorstwa Craufuirda Loudouna "W poszukiwaniu Williama Wallace'a" (wydanej w 1999 roku w Szkocji), okazuje się że prawda o tym szkockim wojowniku jest nieco inna, niż ta przedstawiona w superprodukcji z 1995 roku.
Paradoksalnie Craufuird Loudoun podjął studia nad Sir Williamem w wyniku poszukiwań materiałów do napisania historii o zamku w Ayrshire. Stało się tak dlatego, że pierwsze materiały, które Loudoun badał dotyczyły małżeństwa rodziców Williama Wallace'a, przez co nastąpiło jego zainteresowanie osobą samego Sir Williama. Warto w tym miejscu podkreślić, że książka została napisana jeszcze przed nakręcenie filmu, więc jakiekolwiek zarzuty o jej powiązaniu z dziełem kinowym są absolutnie bezpodstawne.
Jak można było oczekiwać mamy do czynienia z dwoma nieco różnymi portretami Wallace'a. Niezależnie jednak od istoty filmu, wszyscy chyba się zgodzą, że postać kreowana przez Mela Gibsona jest trudna do zaakceptowania, jako kandydata do wyniesienia na ołtarze... Spróbujmy więc porównać te dwie sylwetki nakreślone przez historyka i supergwiazdę branży filmowej - wówczas być może stwierdzimy, że postulaty szkockich katolików nie są tak bezpodstawne, jak to wygląda na pierwszy rzut oka.
Jedna z najistotniejszych różnic dotyczy śmierci Walecznego Serca. Z lektury szkockiego historyka dowiadujemy się, że nie wyglądała ona tak jak zostało to przedstawione w filmie, a mianowicie Wallace nie umierał krzycząc „Wolność !”, a zamiast tego prosił o to, aby ktoś trzymał psałterz przed jego oczami. W czasie kiedy odbywała się jego kaźnia widziano jak powolnie poruszał on ustami w modlitwie i w ten sposób zakończył swój żywot. Kilka minut wcześniej Wallace zażądał swojego ostatniego prawa, które pomimo odmowy króla Anglii Edwarda spełnił osobiście arcybiskup Canterbury, udzielając mu sakramentu Ostatniego Namaszczenia. Po śmierci Sir Williama wieści o tym cudzie rozprzestrzeniały się po całej Anglii za pomocą jego orędowników. Powszechnie znane były kazania, o tym, iż jego dusza dostała się bezpośrednio do nieba. Jeden z angielskich księży, który był naocznym świadkiem egzekucji powiedział, że w chwili śmierci Wallace'a widział anioły i świętych oczekujących na otrzymanie jego duszy. Co więcej w 1314 roku biskup miasta Dunkeld, Andrew Sinclair, polecił Johnowi Arnoldowi Blairowi, znanemu augustiańskiemu księdzu, spisać wszystko co wiedział o zmarłym przywódcy Szkotów, jako petycję do papieża w celu jego kanonizacji. Augustiański zakonnik doskonale wywiązał się ze swojego zadania, jako że był długoletnim spowiednikiem Sir Williama oraz jego wieloletnim przyjacielem. Dokument niestety zaginął jednak Craufuird Loudoun twierdzi, że jest na jego tropie. Oprócz luksusu posiadania osobistego kapłana, Wallace stale nosił swój psałterz, a przy śmierci była to jedyna rzecz, jaką posiadał.
Tyle o śmierci głównego bohatera naszych rozważań. A jakie było jego życie? Z lektury szkockiego historyka wynika, że nie mniej chwalebne. Wallace został wykształcony przez augustiańskich i benedyktyńskich mnichów, a według ustnego przekazu, jego ostatnią szkołą była szkoła podstawowa Najświętszej Maryi Panny w Dundee, w której nauczali benedyktyni. W tym czasie w Szkocji nie było seminariów, co oznaczało, że kandydaci na księży byli wybierani ze standardowych szkół i wysyłani do takich, gdzie specyficzna kościelna nauka mogła być lepiej rozwijana. Taką szkołą była właśnie ta prowadzona przez benedyktynów w Dundee. To wszystko zestawione wraz z faktem, że Sir William był drugim synem swoich rodziców doprowadziło Loudouna do całkiem sensownej hipotezy, że był on przeznaczony z początku do zakonu benedyktyńskiego. Bez cienia wątpliwości oznaczałoby to, że był obeznany z kulturą i otrzymał solidne wykształcenie. Uczył się historii, greki, łaciny, francuskiego i niemieckiego. Co więcej, mówiło się, że charakteryzowały go nienaganne maniery, a nawet łagodny akcent, co jest rzadkością u Szkotów. Wobec powyższego należy stwierdzić, że jego odpowiedź dana Anglikom przed bitwą pod Stirling mogła być nieco bardziej wysublimowana niż ta przedstawiona w filmie, w której sugeruje Anglikom żeby pocałowali się w pewną część ciała… Szkocki kronikarz John z Fordun pisał również, że Wallace nigdy nie opuścił publicznego nabożeństwa, często uczęszczał na pielgrzymki, odwiedzał chorych, wdowy i sieroty, a także był zagorzałym zwolennikiem sprawiedliwości. Loudoun posuwa się nawet krok dalej i stwierdza, że Waleczne Serce zmarł śmiercią męczennika. To stwierdzenie oparte jest na fakcie, iż umarł on w obronie swojego kraju, którego królowi Johnowi Balliolowi ślubował lenno. Jako, że przysięga jest czymś świętym, Loudoun wierzy głęboko, iż fakt ten był na tyle istotnym aby stwierdzić, że Sir William Wallace umarł za sprawę religii.
Niezależnie od tego czy w naszych oczach zasługuje on na zaszczyt wyniesienia na ołtarze czy też nie, jest oczywiste, że jeden z największych bohaterów i patriotów szkockich był zagorzałym i oddanym katolikiem, który walczył za swój kraj, co było motywowane jego katolicką wiarą. Stoi to w kontraście do protestanckich reformatorów szkockich, którzy walczyli po stronie Anglii w celu wprowadzenia w ich kraju kalwinizmu. Na koniec przytoczmy słowa, które nasz bohater skierował do swoich oddziałów przed bitwą pod Sterling: "O spustoszona, zniszczona Szkocjo! Zbyt łatwowierna pięknym mowom i niedostatecznie świadoma nieszczęść, jakie na Ciebie nadciągają. Jeśli byś miała oceniać, tak jak ja to robię, nie tak łatwo położyłabyś swoją głowę pod obce jarzmo. Kiedy byłem małym chłopcem, ksiądz - mój wujek - dokładnie zaszczepił mi to przysłowie, którego się nauczyłem i zawsze od tamtej pory trzymałem w umyśle: Dico tibi verum ; nunquam servili sub nexo vivito, fili !" (Mówię Ci prawdę - wolność jest większa i wspanialsza niż wszystkie rzeczy. Mój synu, nigdy nie żyj pod żadnymi więzami niewolnictwa!). Charakterystyczne jest to, że wolność swojej ojczyzny - ta największa wartość której Wallace był oddany i za którą oddał życie – została w nim zaszczepiona przez katolickiego księdza! A to, że nie była to tylko pusta retoryka, udowodnił w momencie kiedy odmówił szkockiej korony oferowanej mu przez Edwarda I, stawiając dobrobyt i wolność swego kraju ponad osobiste honory. Wniosek jest oczywisty - Sir William Wallace i Kościół katolicki wydają się być nierozdzielni!

Marek

niedziela, 28 marca 2010

27 .03 - Pierwsza rocznica śmierci Kapitana Tadeusza Rydza.














W niedzielne, chłodne południe spotkaliśmy się przed cmentarzem by uczcić pierwszą rocznicę śmierci prezesa Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych kapitana Tadeusza Rydza. Obecne były delegacje Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Brygady Łódzkiej Obozu Narodowo-Radykalnego i Łódzkiego Ruchu Narodowego "Szczerbiec".  Na grobie ostatniego Prezesa ZŻ NSZ zapłonęły znicze. Żona pierwszego prezesa ZŻ NSZ na Łódź opowiadała nam o zmarłym kapitanie, a także o tragicznych losach innych kombatantów Narodowych Sił Zbrojnych, bohaterów, którzy za wierność ojczyźnie musieli płacić najwyższą cenę z rąk okupanta nazistowskiego, a później komunistycznego. Wspólnie wracaliśmy pamięcią do czasów walk NSZ w czasie II wojny światowej, a także późniejszych czasów komunistycznej dyktatury, która to ich represjonowała.
Efektem spotkania było zaproszenie na wspólny wyjazd na pielgrzymkę do Kałkowa oraz w Beskidy 2 maja.

Kamil

Globalny Rząd (NWO) wchodzi w Europę !


Grecka tragedia - czyli totalna kontrola finansowa obywateli....
Tajny plan Unii - Niestety stało się to, o czym niektórzy jakiś czas temu przebąkiwali a inni po prostu pukali się w czoło bądź wyśmiewali tych którzy o tym głośno mówili. Od 1 Stycznia 2011 Obywatele Grecki zostaną poddani Totalnej Kontroli Finansowej. Od początku 2011 wszystkie płatności w gotowce powyżej 1.500 euro będą przestępstwem a każda transakcja powyżej tej kwoty będzie mogła być dokonana tylko kartą kredytową bądź przelewem z konta bankowego.
I nie są to jakieś teorie spiskowe ale fakty. Decyzje zostały juz podjęte w lutym tego roku przez greckiego ministra finansów George Papaconstantinou.
Grecja została na życzenie Komisji Europejskiej potraktowana jako, "królik doświadczalny" a Bruksela chce na przykładzie Grecji sprawdzić jak zareagują obywatele Grecji na nowe przepisy. I bynajmniej na Grecji się nie skończy gdyż już w kolejce stoją Hiszpania, Portugalia i Holandia.
Przepisy te w drastyczny sposób ograniczą obieg pieniądza w Grecji a wygląda na to ze końcowym efekcie, w bliżej nieokreślonej przyszłości pieniądze jako takie całkowicie znikną z rynku. To znaczy, że płatność gotówką będzie całkowicie zabroniona.
Niestety to nie koniec "atrakcji" jakie Komisja Europejska zafunduje Grecji. Dodatkowo od 01.01.2010 Grecy muszą dla urzędów skarbowych przechowywać wszystkie rachunki ze swoich wydatków i muszą one obejmować co najmniej 30 % rocznych dochodów. Muszą to być rachunki z indywidualnym numerem podatkowym (nadanym przez Urząd Skarbowy), w przeciwnym razie na delikwenta zostanie nałożony karny podatek w wysokości 10 %.
Oprócz tego wszyscy Grecy oraz wszyscy przedsiębiorcy z tego kraju muszą posiadać własne konta a wszelkie transakcje będą zapisane i ewidencjonowane przez odpowiednie urzędy.
Podobnie z rachunkami na "papierze" powyżej 3000 euro. Nie będą one uznawane, jeżeli nie będą certyfikowane i zapisane w formie elektronicznej.
Takie przepisy będą prawdziwa udręką dla przeciętnego Greka a unijni urzędnicy będą mieli totalną kontrolę nad naszymi finansami, bo po wprowadzeniu pieniędzy wirtualnych, będą wiedzieli co, gdzie, kiedy i ile kupiliśmy. Będą to wiedzieli na podstawie analizy transakcji z naszego konta. Praktycznie będą mieli totalny wgląd w nasze prywatne życie.
I to chyba jeszcze nie koniec atrakcji jakie w zanadrzu mają eurokołchoźnicy .... Kiedy nasza kolej?

źródło : http://www.polskanarodowa.boo.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=170&Itemid=26

czwartek, 25 marca 2010

Tonąca Łódź...

"Najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego mogą przygnębiać: Łódź pozostaje dopiero trzecim pod względem liczby mieszkańców miastem w Polsce.
Ciągle wyprzedza nas Kraków. Pod koniec trzeciego kwartału 2009 roku (to ostatnie dane, jakimi dysponuje GUS) krakowian było o 12, 2 tys. więcej niż łodzian. 31 października 2009 roku w Łodzi mieszkało 743.525 osób, a w Krakowie - 755. 711 osób.

Dystans między Łodzią a goniącym nas Krakowem od lat zmniejszał się systematycznie. Do przełomu doszło w trzecim kwartale 2007 roku, kiedy Kraków miał o 1.295 mieszkańców więcej niż Łódź.

Proces zmniejszania się liczby ludności dotyka niemal wszystkie duże miasta w Polsce (podobny trend występuje na całym świecie). - W Krakowie też spada liczba mieszkańców, ale nie w takim tempie jak w Łodzi - mówi Stanisław Kaniewicz z łódzkiego Urzędu Statystycznego. - W mniejszym stopniu niż w Łodzi ubywa też mieszkańców we Wrocławiu i Poznaniu.

Demografowie wskazują na dwóch winowajców spadku liczby mieszkańców Łodzi: ujemny przyrost naturalny (różnica między liczbą zgonów i urodzeń) i przyczyny migracyjne. Ujemy przyrost naturalny zaczął się w Łodzi już w połowie lat 80. Wśród pięciu największych miast Polski, do których oprócz Łodzi zalicza się Warszawę, Poznań, Kraków i Wrocław, tylko w Łodzi przyrost naturalny jest ujemny. W trzecim kwartale minionego roku przyrost naturalny wynosił w Łodzi minus 702, a w Krakowie był dodatni i wynosił 471. Nic dziwnego, że tak się dzieje, skoro w Krakowie rodzi się więcej dzieci i mniejsza jest liczba zgonów niż w Łodzi.

- Skłonność kobiet do posiadania dzieci jest taka sama w całej Polsce, ale większa liczba urodzeń w Krakowie niż w Łodzi wynika stąd, że u nich jest większa liczb kobiet w wieku, w którym one najczęściej rodzą dzieci - mówi Stanisław Kaniewicz. - Obliczyliśmy, że potencjalnych matek jest w Krakowie 10 procent więcej niż w Łodzi. Wynika to chociażby z faktu, że w Krakowie jest więcej studentów niż w Łodzi. A połowa z nich to kobiety, które po studiach nierzadko zostają tam na stałe.

Wśród wielkich miast Łódź wyróżnia się także bardzo dużym odsetkiem ludzi starych, co ma wpływ na liczbę zgonów. Ponadto ludzie żyją tu krócej. Średnia długość życia kobiet i mężczyzn jest o kilka lat mniejsza niż w Krakowie. Według najnowszych danych, mężczyzna w Łodzi żyje 68,6 roku, a w Krakowie 74,1 roku. Natomiast kobiety odpowiednio - 79,5 i 81 lat. Dla porównania w Poznaniu mężczyzna żyje średnio 72,7 lat, a kobieta średnio 80 lat.

Kolejna przyczyna spadku liczby mieszkańców Łodzi tkwi w migracji ludności. Łódź ma od dobrych trzech lat ujemne saldo migracji (różnica między liczbą ludności, która się wyprowadza i wprowadza).

Jak mówi Anna Jaeschke z wydziału analiz Urzędu Statystycznego w Łodzi, z ogólnej liczby migrujących z Łodzi prawie 70 procent przenosi się do gmin województwa łódzkiego. Łodzianie najczęściej przeprowadzają się do Brójca, Andrespola, Nowosolnej, Aleksandrowa Łódzkiego i Kalonki. Prawie 14 procent wyprowadzających się łodzian przenosi się do województwa mazowieckiego. W dalszej kolejności łodzianie przenoszą się do województwa wielkopolskiego.

Od 2003 roku nieprzerwanie rośnie w Łodzi liczba urodzeń. Czy mamy do czynienia z baby boomem, który sprawi, że w Łodzi będzie znowu drugim miastem w Polsce pod względem liczby ludności? Demografowie są sceptyczni.

- To nie jest baby boom - mówi Włodzimierz Obraniak, łódzki demograf. - W 2007 roku w Łodzi urodziło się 6 tysięcy dzieci, a w roku 1983 aż 12 tysięcy, a więc jak teraz można mówić o boomie! Ale trzeba to zjawisko dostrzec i walczyć ze stereotypem, że maleje liczba urodzeń, bo tak nie jest.

Przyrost urodzeń wiąże się z tym, że w wiek rozrodczy wchodzą kobiety, urodzone przez matki, pochodzące z wyżu demograficznego przełomu lat 40. i 50.

Taki wyż demograficzny nigdy się potem nie pojawił. Zwiększona liczba urodzeń w latach 70. i na początku 80. to były echa tego wyżu. O obecnym wzroście urodzeń mówi się, że to echo echa wyżu, gdyż obecnie na świat przychodzą dzieci matek urodzonych na przełomie lat 70. i 80. O prawdziwym wyżu można byłoby mówić wtedy, gdyby kobiety rodziły przeciętnie więcej dzieci niż w poprzednim pokoleniu, ale tak się nie dzieje. Dzietność kobiet utrzymuje się nadal na niskim poziomie (współczynnik dzietności wynosi przeciętnie 1,2 dziecka na kobietę), niezapewniającym prostej zastępowalności pokoleń; to znaczy, że średnio jedna kobieta nie rodzi przynajmniej dwojga dzieci.

Według najnowszej prognozy statystyków, obecny wzrost urodzeń skończy się po 2011 roku, kiedy wyraźnie będzie się zmniejszać liczba potencjalnych matek."


Cóż można powiedzieć czytając artykuły, których treść jest niezmienna od lat. Co może powiedzieć mieszkaniec emocjonalnie związany z Łodzią? Smutek pojawia się na twarzy, gdy widzi się jak wygląda stolica Łódzkiego. Czy jest szansa, że „miasto włókniarzy” otrząśnie się z tego marazmu? Czy jest szansa, żeby ludzie nie musieli stawiać sobie pytań: „Czy jest tu dla mnie miejsce?”, „Czy chcę założyć tu rodzinę?” . Co musi się zmienić, żeby Łódź wypłynęła na głębokie wody, czy jesteśmy już skazani na porażkę? Czy zawsze już będziemy „sypialnią” Warszawy? Otóż nie! Łodzi potrzebna jest władza z prawdziwego zdarzenia. Ludzie, którzy nie są zainteresowani partyjnymi potyczkami. Politycy(?) którzy przede wszystkim nie będą przeszkadzać i zniechęcać. Miasto Łódź jest miastem z potencjałem. Doskonale usytuowane z ludźmi o wysokich kwalifikacjach i aspiracjach, którym trzeba dać szansę dalszego rozwoju…


Maciek "Yogi"

sobota, 20 marca 2010

20 marca Zgierz - Pamiętając o pomordowanych za ojczyznę.

20 marca w Zgierzu na Placu 100 Straconych odbyły się uroczystości upamiętniające 100 Polaków rozstrzelanych przez niemieckiego okupanta w 1942 r. ( w tym Kazimierza Kowalskiego - legendarnego przywódce łódzkich narodowców i Prezesa Stronnictwa Narodowego).
Masowa zgierska egzekucja była największą zbrodnią  w województwie łódzkim popełnioną przez hitlerowców na polskiej ludności.
Same obchody na Placu 100 Straconych były krótkie. Po modlitwie i odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego, głos zabrał prezydent Zgierza. Następnie kwiaty pod pomnikiem złożyli: w pierwszej kolejności - rodziny ofiar, później zaś pozostałe delegacje. Stronę narodową reprezentowały delegacje Łódzkiego Ruchu Narodowego "Szczerbiec" i LPR. Obecni byli, co oczywiste, synowie Kazimierza Kowalskiego oraz kombatanci.

Niestety zawiodła frekwencja. Ludzi, którzy przyszli tam z własnej woli, bez służbowego obowiązku, była dosłownie garstka! Smutne to i tragiczne, jednak władze miasta Zgierz także nie zadbały o wcześniejszą promocję uroczystości.

Na tym jednak obchody się nie zakończyły. Druga część odbyła się w lesie lućmierskim, usłanym mogiłami pomordowanych Polaków.
To właśnie do tego lasu były wywożone ofiary hitlerowskich mordów na terenie Łodzi i pobliskich miast. Tam też znajduje się mogiła Ś.P Kazimierza Kowalskiego - przywódcy przedwojennego łódzkiego ruchu narodowego, prezesa Stronnictwa Narodowego.



















































 Niestety na drugiej części obchodów obecnych było dosłownie 20-30 osób, pomimo tego, że dojazd do lasu był zorganizowany!
 Cóż, pamięć w Narodzie ginie...

czwartek, 18 marca 2010

20 marca - rocznica rozstrzelania 100 Polaków w Zgierzu

20 marca w Zgierzu na Placu 100 Straconych (róg ul. Piłsudskiego i Piątkowskiej) o godz. 12 rozpoczną się obchody upamiętniające 100 rozstrzelanych przez hitlerowców Polaków.

W dniu 20 marca 1942 roku Niemcy spędzili siłą około 6 tysięcy ludzi na dawny plac stodół i na ich oczach rozstrzelano 100 (96 mężczyzn i 4 kobiety) niewinnych Polaków.
Wśród nich był także szczególnie bliski wszystkim łódzkim narodowcom - Kazimierz Kowalski - prezes przedwojennego Stronnictwa Narodowego i wybitny organizator ruchu narodowego na terenie województwa łódzkiego.

Na obchodach obecna będzie delegacja ŁRN Szczerbiec oraz przedstawiciele innych organizacji narodowych i patriotycznych.

środa, 17 marca 2010

17.III - Dzień Św. Patryka czyli za co kochamy Irlandię...


Irlandia jest niezwykle popularna w kraju nad Wisłą. Śpiewa się o niej pieśni („Kocham Cię jak Irlandię”), opowiada baśnie („O drugiej Irlandii” Donalda Tuska”), lubimy też posłuchać irlandzkiego folka i chodzimy do różnych „Dublin Pubów” na niekoniecznie już irlandzkie piwo… Skąd taka popularność Zielonej Wyspy w Polsce ? Powodów może być wiele, a jednym z nich jest na pewno fala emigracji Polaków, która w ostatnich masowo kierowała się na tę piękną wyspę. Myślę jednak, że wspólną więź duchową z Irlandią czuliśmy jako naród już znacznie wcześniej. Historie naszych narodów są bowiem do siebie zbliżone. Po pierwsze zarówno Polacy, jak i Irlandczycy to „katole”, a po drugie tak jedni, jak i drudzy musieli długo walczyć o swoje prawo do istnienia. I właśnie dzisiaj – 17 marca – wspominając św. Patryka, wielkiego patrona Irlandii, chciałbym nieco przybliżyć najważniejsze momenty dziejowe tego - jakże bliskiego nam duchowo - narodu.
Historię Irlandii można podzielić na kilka wyraźnych rozdziałów: Irlandię druidów, Irlandię klasztorów, Irlandię Normanów, Tudorów, Stuartów, Irlandię czasów oświecenia i unii. Ten celtycki lud o przebogatej tradycji i kulturze przechodził równie wielkie i burzliwe etapy w historii. Zapisał się złotymi zgłoskami w Cywilizacji Zachodu, a za swoją wierność katolickiemu dziedzictwu przyszło mu często płacić ogromną cenę. Analogia między naszymi narodami – katolickimi i nade wszystko miłującymi wolność – jest aż nadto wyraźna. Nie jedyne to zresztą podobieństwo – w Irlandii mówi się, że Bóg po to stworzył whisky, aby Irlandczycy nie zawładnęli światem. Myślę, że i nasza ludowa pobożność ma w tej dziedzinie bogate tradycje...
Chrześcijaństwo zaszczepił w Irlandii nie kto inny jak św. Patryk, którego wspomnienie – obowiązkowym kuflem piwa - obchodzą Irlandczycy 17 marca. Położył on fundamenty pod niezwykły rozkwit życia klasztornego, jaki później nastąpił w Irlandii oraz tchnął w nią ducha misyjnego, który zaowocował licznymi świętymi misjonarzami. Znamienne, że także dziś największy procent misji na świecie stanowią obok Polaków właśnie Irlandczycy. Bogaty wkład w cywilizację łacińską utwierdzał kolejne pokolenia Irlandczyków w ich katolickiej tożsamości.
Po najazdach wikingów w VIII w. (w ich efekcie powstał Dublin) rozpoczyna się blisko 300 lat później nowy okres w dziejach Irlandii, który zaważy na całej jej przyszłości - okres dominacji normandzko-anglo-brytyjskiej. Z początku Anglonormanowie, podobnie jak i wcześniej wikingowie, ulegli nieplanowanej celtyzacji. Z czasem jednak różnice stają się coraz większe i osiągają kulminację za panowania dynastii Tudorów. Powstanie silnego angielskiego państwa miało zgubne konsekwencje dla Irlandii. Oprócz likwidacji wielu tradycyjnych instytucji feudalnych na wyspie przez Henryka VIII, dołączył do tego konflikt na tle religijnym. Jeszcze wyraźniej uwidocznił się on za panowania Elżbiety I, kiedy Anglia stała się protestancka, a Irlandia pozostała wierna wyznaniu rzymskokatolickiemu. Irlandczycy szukali pomocy u innych katolickich narodów – Hiszpanów i Włochów – co oczywiście wzmagało bezwzględność Anglików w tłumieniu irlandzkich buntów. Kres irlandzkich powstań przypada na rok 1603 i kończy się konfiskatą posiadłości ziemskich, wypędzeniem Irlandczyków z ich ziem, a sprowadzeniem na ich miejsce angielskich i szkockich osadników – oczywiście protestantów. Taka jest geneza współczesnego Ulsteru. W ten sposób katolicka ludność Irlandii traci status dominujący na wyspie na rzecz protestanckiej mniejszości.
Mimo wszystko Irlandczycy jeszcze raz podejmują zbrojny wysiłek w 1640 roku, który kończy się inwazją Cromwella. O dokonaniach tego chorego z nienawiści protestanta świadczą najlepiej dwa fakty: populacja ówczesnej Irlandii spadła do 500 tys.(!) osób, a po dziś dzień na wyspie funkcjonuje przekleństwo „przeklęty Cromwell”.
Kolejnym pretekstem do zbrojnego zrywu było przybycie do Irlandii katolickiego króla Jakuba II, który utracił tron na rzecz Marii II i Wilhelma III Orańskiego. W czasie buntu doszło do oblężenia protestanckiego miasta Londonderry w 1689 roku, które jednak utrzymało się aż do nadejścia odsieczy, po której Wilhelm Orański ostatecznie pokonał Jakuba w bitwie nad rzeką Boyne w 1690 roku – to z kolei stanowi genezę słynnych corocznych marszów oranżystów Wszystkie te wydarzenia doprowadziły do pogłębienia izolacji między irlandzkimi protestantami i katolikami, co w przyszłości będzie owocowało coraz częstszymi konfliktami także na tle stosunku do Wlk. Brytanii. Wiek XVIII i XIX to lata bezwzględnego terroru angielskiego na wyspie i systematyczne próby wyniszczenia narodu irlandzkiego (m.in. wywoływanie nędzy i głodu przez ekonomiczne ograniczenia wobec Irlandczyków). Kolejne powstanie w 1798 r. przynosi już instytucjonalne rozwiązania ze strony angielskiego parlamentu – od 1801 r. Irlandia wraz ze Szkocja, Anglią i Walią tworzy część Zjednoczonego Królestwa, zarządzanego przez rząd i parlament w Westminster. Na dodatek po latach powstań niepodległościowych Irlandię nawiedza w latach 1845-49 zaraza ziemniaczana, w wyniku której zmarło prawie milion ludzi, a znacznie więcej wyemigrowało do Ameryki. Wobec takiego stanu rzeczy należało szafować krwią irlandzką bardzo ostrożnie...
Okres dążeń wolnościowych na drodze parlamentarnej mimo znaczących osiągnięć, jak np. równouprawnienie katolików, nie przynosi rozwiązania kwestii niepodległości lub chociażby autonomii. W tej sytuacji zaczynają powstawać tajne ugrupowania zbrojne, a walka wkracza w nowy etap – wojny partyzanckiej. Bez wątpienia największe osiągnięcia w tej dziedzinie zdobyła Irlandzka Armia Republikańska (IRA).
Przełomową datą w tym okresie walk narodowowyzwoleńczych Irlandczyków wyznacza Powstanie Wielkanocne w 1916 r. Nie chodzi jednak o jego wynik, gdyż podobnie jak poprzednie powstania również i to zakończyło się ogólną klęską, czego dobitnym symbolem było rozstrzelanie jego 15 głównych przywódców. Nastąpiła jednak przemiana w reakcjach ludności, która do tej pory wiele z postulatów Republikanów uznawała za nazbyt radykalne. Obserwując brutalność poczynań Anglików wobec powstańców, szczególnie wobec cywilnej ludności (m.in. rozstrzelanie całej rodziny mimo wywieszenia białej flagi na domu) zmieniali oni stopniowo swoje nastawienie. Równocześnie do głosu dochodziło nowe pokolenie walczących polityków, spośród których szczególną postacią był Michael Collins. Nieprzypadkowo zastosowałem tu określenie „walczących polityków”. Ówczesne realia miały to do sobie, że wymagały zarazem umiejętności walki wręcz, jak i na drodze dyplomacji. Michael Collins – ze względu na swą znaczną posturę nazywany „Big Fellow” – połączył w sobie te dwie umiejętności w sposób doskonały. Jego nieprzeciętne zdolności ujawniły się właśnie w trakcie Powstania Wielkanocnego i obrony kwatery w gmachu Głównego Urzędu Pocztowego, gdzie walczył u boku Eamona de Valery, późniejszego formalnego przywódcy „rządu” irlandzkiego (nie uznawanego przez Anglików). W tym nielegalnym rządzie Collinsowi przypadło stanowisko ministra finansów. Prawdziwy talent i zmysł organizacyjny ujawnił jednak dopiero jako szef wojskowego wywiadu. Zorganizowane przez niego specjalne jednostki: „Collins’ Squaw” w Dublinie i lotne kolumny poza stolicą, uczyniło z niego legendarnego przywódcę. Szczytem mistrzostwa ze strony Collinsa było rozpracowanie angielskiego wywiadu do tego stopnia, iż ten nie posiadał ani jednego jego zdjęcia. Rozbudowanie siatki informatorów pozwoliło mu natomiast na dostęp do tajnych akt brytyjskich i precyzyjne rozpoznanie przeciwników. Tym samym akcje IRA nie były przypadkowe, czego z kolei nie można powiedzieć o akcjach Anglików, często ślepo skierowanych w ludność cywilną.
Wojna oficjalnie trwała od 1919 roku przybierając na sile. Działalność IRA, podporządkowanej faktycznie tylko Collinsowi, nabierała coraz większego rozmachu. 21 listopada 1920 r. na rozkaz Collinsa zastrzelono 12 agentów brytyjskiego wywiadu – w odpowiedzi oddziały irlandzkie podporządkowane Anglikom otworzyły ogień do ludności zebranej na meczu irlandzkiego futbolu, zabijając 12 i raniąc ponad 60 osób. Jeszcze w tym samym miesiącu lotna kolumna „West Cork” zastrzeliła 16 brytyjskich kadetów, którzy wpadli w pułapkę. W odwecie podpalono centrum Cork City. Gwałtowność IRA wzrosła ponownie na początku 1921 r., kiedy to stoczyła ona bitwę z kilkusetosobowym oddziałem wojska brytyjskiego, a w niedługi czas później spaliła kartoteki wywiadu brytyjskiego. Wobec takiego stanu rzeczy administracja Lloyd Georga musiała zająć odpowiednie stanowisko na gruncie negocjacji. Collins oczekiwał takiego stanu rzeczy z niecierpliwością, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę jak ogromne koszta pochłania totalna wojna partyzancka. Mało tego - brytyjskie zaproszenie do rozmów przyszło w chwili, kiedy opór ze strony IRA dosłownie załamywał się. Brakowało broni i amunicji, a nastroje społeczne zmieniały się ze względu na politykę represyjną okupanta. Mając w pamięci rok 1916 i Powstanie Wielkanocne nie można było tego aspektu pominąć! Rozpoczęły się zatem wstępne rokowania, w których uczestniczył sam de Valera. Jednak już te wstępne negocjacje ujawniły niemożność dojścia do porozumienia z Lloyd Georgem. De Valera nie dopuszczał myśli o jakimkolwiek podziale wyspy (co postulował Lloyd George) i dążył wyłącznie do pełnej niepodległości. Wobec fiaska pertraktacji De Valera zrezygnował ze swojego dalszego w nich uczestnictwa. Zdecydował się natomiast wysłać na nie ... Collinsa. O ile decyzję De Valery o wycofaniu się z dalszych rozmów można zrozumieć chęcią pozostawienia sobie „czystego pola” na przyszłość, o tyle wysłanie tam człowieka najbardziej poszukiwanego przez Brytyjczyków było czymś niezrozumiałym. Na dodatek Collins i jego delegacja zostali pozbawieni możliwości szybkiego skonsultowania z De Valerą ewentualnych spornych kwestii. Krótko mówiąc zostali pozostawieni sami sobie naprzeciwko delegacji brytyjskiej, prowadzonej przez szefa rządu wraz z Chamberlainem i innymi wybitnymi politykami. Presja wywierana na irlandzką delegację, a nade wszystko świadomość nieuchronnej porażki wobec ponownego wybuchu konfliktu przyniosła podpisanie przez Collinsa Traktatu Pokojowego, który on sam traktował jako „wolność, aby osiągnąć wolność”. Liczył przy tym, że Irlandia go zrozumie, mówił: „Kiedy odejdę wszystko stanie się dla innych bardziej proste. Odkryjecie, że będziecie mogli zrobić więcej, niż ja byłem w stanie”. Niestety, stało się inaczej. De Valera uznał status „Wolnego Państwa”, jaki uzyskano w Traktacie Pokojowym, za niewystarczający, w efekcie czego nastąpił podział w rządzie i rozłam w IRA na zwolenników i przeciwników Traktatu. Brutalnym paradoksem pozostał fakt, iż odsunięte zostało zagrożenie zewnętrzne, a w kraju ... wybuchła wojna domowa, w której zginął bohater narodowy Irlandii Michael Collins.
Po latach walk o niepodległość Irlandia wkracza w fazę budowania swojej państwowości. W 1937r. powstaje konstytucja, a w 1949r. zostaje proklamowana Republika Irlandii – jej pierwszym premierem zostaje Eamon De Valera. Jednocześnie Irlandia nie rezygnuje z walki o zjednoczenie wszystkich 32 hrabstw (6 z nich w wyniku Traktatu Pokojowego z 1921r. utworzyło Irlandię Płn.- wierną Koronie Brytyjskiej i zamieszkałą głównie przez protestantów). Punkt ciężkości przeniósł się zatem na Północ – głównie do Belfastu gdzie regularnie dochodziło do walk na tle religijnym. Najgłośniejszy incydent w tym okresie miał jednak miejsce w Derry (zamieszkanym w większości przez katolików) kiedy to 30 stycznia 1972r. wojska brytyjskie otworzyły ogień do manifestantów zabijając kilkanaście osób. Wydarzenie to przeszło do historii pod nazwą „krwawej niedzieli”, a legendarny, irlandzki zespół U2 nagrał piosenkę pod tytułem „Sunday, bloody Sunday”. Konflikt irlandzko-brytyjski trwa po dziś dzień czego świadkami można być rokrocznie przy okazji Marszu Oranżystów. Dobrą okazją do pewnych obserwacji był także zeszłoroczny mecz naszej reprezentacji z Irlandią Płn. w Belfaście, gdzie byliśmy postrzegani jako „katole”, a zatem sojusznicy Irlandii.
Zachęcam wszystkich do pogłębienia swojej wiedzy na temat Zielonej Wyspy. Szczególną pomocą do tego mogą być liczne (bardzo dobre !) filmy o Irlandii spośród których na czoło wysuwa się niezniszczalny „Michael Collins”. Dla nas narodowców jego postać powinna stać się wielką inspiracją do działań ! Podobną tematykę przedstawia „Wiatr buszujący w jęczmieniu” nagrodzony Złota Palmą w Cannes. Równie dobra jest „Krwawa niedziela”, „W imię ojca” oraz „Katolicy” – film, w którym Irlandia przestawiona jest jako bastion tradycyjnego katolicyzmu w walce z modernizmem. Gorąco polecam !
A dla zmęczonych nieco przydługim tekstem proponuję teraz łyk dobrego, irlandzkiego piwa przy dźwiękach największej muzy Irlandii, jaką z pewnością jest niejaka Enya …

Marek

na zdjęciach Michael Collins oraz kończynka czyli symbol Trójcy Św. według Św. Patryka

poniedziałek, 15 marca 2010

Meczet w Łodzi !?

Dotarliśmy do bardzo niepokojących informacji, otóż w naszym mieście, niebawem ma powstać meczet. Sprawa jest o tyle ciekawa, iż obecnie nigdzie nie można znaleźć oficjalnych informacji na ten temat, choć projekt jest w fazie realizacji.
Wiadomo jest jedno, ma powstać. Szperając po archiwach w internecie natrafiliśmy na informacje, że już w 2005 roku został wykupiony grunt pod tą inwestycje


Sami muzułmanie nie chcą go nazywać meczetem ale „domem modlitwy”. Podejrzewamy, że taka nazwa ma nie drażnić miejscowej społeczności.
Ciekawe jest to, iż jedynym obecnie oficjalnym śladem takich zamiarów jest strona internetowa pewnej Pracowni Architektonicznej – http://www.projektmwm.pl/. Jednak nawet na owej stronie nie ma dokładnej informacji na temat tego projektu. Zauważyć można tylko zdjęcia wizualizacji. Nawet tam, są one odpowiednio ukryte(?). Otóż plan meczetu znajduje się w dziale „projekty” w poddziale „Budynki mieszkalne” (sic!) pod dosyć tajemniczym tytułem „Budynek mieszkalny dla MSKK w Łodzi (…)”
Po bliższym zapoznaniu się projektem, można wyraźnie zauważyć, charakterystyczne łuki nad kolumnami wewnątrz „domu”, oraz „oryginalne” zakończenie dominującej nad sąsiednimi budynkami wieży...
Meczet ma się znajdować blisko centrum miasta na ulicy Pomorskiej 146/148. Społeczność muzułmańska w 2005 roku liczyła ok 200 osób. Można domniemywać, iż teraz jest kilkukrotnie większa, sama ilość miejsc gdzie serwuje się kuchnie arabską a właścicielami są muzułmanie, od tego czasu wzrosła w postępie geometrycznym.
Problem jest dosyć poważny, bowiem cywilizacja muzułmańska stoi w jawnej opozycji do naszej kultury, tradycji czy nawet naszych wartości. Co nieuchronnie może prowadzić do konfliktu A nauczka zachodniej Europy każe przypuszczać, że islamizacja po osiągnięciu pewnego pułapu, staje się bardzo niebezpieczna dla lokalnych (rdzennych) społeczności. O powiązaniu „części muzułmanów” z terroryzmem nie wspominając...

Projekt



źródło: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=1075429&page=3 – tam znajduje się więcej zdjęć


czwartek, 11 marca 2010

ŁÓDŹ WITA KRÓLOWĄ POLSKI … W CIENIU BLUŹNIERSTWA!


W cieniu kompromitującego wyroku Sądu przyjdzie nam powitać obraz Królowej Polski, który w najbliższą sobotę ma nawiedzić Archidiecezję Łódzką. Dzisiaj bowiem okazało się, że w Polsce można bezkarnie drwić z najświętszego symbolu chrześcijaństwa pod pretekstem tzw. „uprawiania sztuki”. Zdaniem Sądu Rejonowego w Gdańsku: "wolność wypowiedzi artystycznej nie może dominować nad wolnością sumienia i wyznania". Tylko co genitalia na krzyżu mają wspólnego ze sztuką wie już chyba wyłącznie sędzina ogłaszająca wyrok ws. Doroty Nieznalskiej - skandalistki i kompletnego beztalencia, które utrzymuje się z medialnego rozgłosu, a nie z pracy ani talentu. Wracając jednak do samego wyroku Sądu, to chciałbym zauważyć, że Konstytucja RP w swojej preambule mówi o „chrześcijańskim dziedzictwie Narodu”. Można zatem odnieść wrażenie, że Sąd w Gdańsku zasugerował nam co z Konstytucją RP możemy sobie zrobić …
I tak oto krzyż znów stał się „znakiem sprzeciwu”, co zresztą wpisane jest w jego naturę i co wielokrotnie było przepowiadane. Pamiętajmy jednak, że Pan Bóg nie pozwala z siebie bezkarnie drwić, a jeśli tak długo okazuje swoją cierpliwość, to tylko i wyłącznie celem nawrócenia grzesznika. Nie nadwyrężajmy jednak Bożego miłosierdzia, jeśli nie chcemy aby i nas dotknęła sroga kara Boża. Klęski żywiołowe nie są dziełem natury „samej z siebie” jak chcieliby nawiedzeni ekolodzy. Wnikliwa analiza tych zdarzeń pozwala zaobserwować pewną prawidłowość – są one z reguły poprzedzane szyderczymi atakami na Pana Boga (np. wybuch wulkanu Pelee na Martynice w 1902r. czy tsunami na Oceanie Indyjskim w 2004r.). Niech da nam to do myślenia albowiem po ostatnich atakach na krzyż i instytucję rodziny coraz bardziej upodabniamy się do zgniłego moralnie i intelektualnie zachodu Europy, którego symbolem jest UE i jej sztandarowy produkt – prawa człowieka. „Prawa, których człowiek nie otrzymuje już od Boga, ale sam je sobie przyznaje, co pewnego dnia srogo się na nim zemści – nawet jeśli miałby na to czekać do dnia Sądu Ostatecznego…” (J. Raspaill, Król zza morza).
Zachęcam zatem wszystkich – w duchu wynagrodzenia za liczne ostatnio akty obrazy Pana Boga w naszym kraju – do uczestnictwa w uroczystości powitania obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej w Archidiecezji Łódzkiej. Prośmy tę, która tylekroć dawała wyraz swojej szczególnej opieki nad naszą Ojczyzną, aby natchnęła nasze życie umysłowe, kulturalne i obyczajowe duchem swojego Syna. Uroczystość ta odbędzie się 13 marca o godz.14, pod pomnikiem Prymasa Tysiąclecia przy zbiegu ulic Bandurskiego i Wyszyńskiego. Następnie zaś zachęcam do udziału w rekolekcjach wielkopostnych Bractwa Św. Piusa X, o których już wcześniej pisałem. Wszak spod pomnika Prymasa do kaplicy Bractwa jest tylko 15 minut drogi …

PS. Swoją drogą ciekawe co by to było gdyby Nieznalska wkomponowała genitalia np. w gwiazdę Dawida lub Koran. Podejrzewam, że w pierwszym przypadku prezydent RP musiałby odbyć „pielgrzymkę pokutną” do Tel Awiwu, a w drugim Pani Nieznalska pożegnałaby się ze swoją pustą głową … I choć żadne z tych rozwiązań nie jest godne naśladowania, to na ich tle smutkiem napawa bierność chrześcijan - szczególnie katolików - wobec aktów tego typu jak „Pasja” Nieznalskiej.

Marek

wtorek, 9 marca 2010

Turbodymomen vs feministki czyli... bóbrshow

    Miało być śmiesznie i było. Choć, na początku był problem, ponieważ socjalistki nazywane nie wiedzieć czemu feministkami, zamierzały sobie maszerować po Piotrkowskiej. Podejrzewamy, że było to celowe zagranie, by zniechęcić ewentualnych oponentów, bo np. rok temu tego nie robiły.






     I tak oto ruszył pochód niczym 1 maja z pasażu Schillera , zwłaszcza czerwone flagi młodych socjalistów i Polskiej Partii Socjalistycznej dawały jasno do zrozumienia z kim mamy do czynienia.
Ok 30-40 super samic chciało głosić wszem i wobec swoją żeńską supremacje. Pragnęły być silne i zjednoczone, niczym sojusz robotniczo - chłopski za czasów komuny. Już po pierwszych krokach z ich ust na Łodzian jednak popłynęła fala... żalu.... Żaliły się na chyba wszystko: na lekarzy, szpitale, sądy, edukacje, na... bóle odbytnicze i to kilkukrotnie!!! Irytowało ich, iż lekarze nie informują swoich pacjentek, że palenie.... może zmniejszać skuteczność środków antykoncepcyjnych (!). Jest to o tyle ciekawa sprawa bowiem feministki pragną walczyć z stereotypem kobiety niewykształconej lub po prostu głupiej. Jednak mówiąc takie rzeczy oficjalnie, przez nagłośnienie, niestety jednoznacznie wystawiają opinie swojemu środowisku. Martwiąc się o nie, pragniemy zauważyć, (bo wiemy, że nas czasami czytają), że palenie tytoniu prowadzi także do innych problemów. Takich jak choroby serca, płuc i raka, co jest napisane na każdej paczce papierosów. Mogą również negatywnie wpływać nie tylko na cerę, zęby, czy zapach z ust ale na działanie większości medykamentów, nie tylko pigułek antykoncepcyjnych Nie to żebyśmy się śmiali z małej wiedzy owych ubersamic. Ale rzeczywiście nie zawsze lekarze mówią o takich rzeczach, bo ...to jest dosyć oczywiste...


Zostawmy to jednak, bo to nie jest nasz problem. Feminy ogólnie cały czas coś mamrotały, ich słabe nagłośnienie po raz kolejny powodowało, że tak naprawdę, to nie wiadomo było, o co im chodzi. Raz się cieszyły się z aborcji i chwaliły się tym (sic!), by za chwile jednak mówić, że to jest straszne ale... mniej straszne od rodzenia dzieci. 



   Na koniec damskie szowinistki ukazały swoją mniej oficjalną twarz, otóż cześć ich happeningu była zarezerwowana tylko dla kobiet !! Męska (?) część pochodu nie miała wstępu do „podziemnego kobiecego państwa”. Jest to o tyle znaczące bowiem tyle mówią o walce z dyskryminacją, a same jawnie dyskryminują! My w przeciwieństwie do feministek nigdy nie oceniamy ludzi ze względu na płeć, nie uważamy też by kobiety były niegodne uczestniczyć w jakiejkolwiek części naszego państwa.



   W całą tą eskapadę dobrze wkomponował się Turbodymomen wraz ze swoimi fanami (ok 20 osób). Wzbudzał on ogólna sympatie, nie tylko wśród łodzian ale i policji i dziennikarzy a nawet samych feministek.
Turboś żądał większego parytetu dla kobiet na listach wyborczych -150 % (!), oraz ogłosił licytacje kto da więcej procent parytetu. Liczba pod koniec oscylowała w okolicach dwóch milionów (!!), ku uciesze socjalistek, które jakby nie rozumiały że Turbodymomen żartuje :) Przypomniał także niebezpieczeństwo sfeminizowanego świata z filmu „Seksmisja”, do którego dążą chciwe władzy feministki - „Seksmisje pamiętamy feministkom żyć nie damy”. Rozszyfrował też bezbłędnie, drugi ważny cel kobiet femin czyli posiadania...jaj. Bo cała ich ideologia jest tylko dla jaj.




tak oto naszą akcje przedstawiały lokalne media:

http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/340874,manifa-oraz-kontrmanifa-na-piotrkowskiej,id,t.html

http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,7640334,Sladami_kobiecego_panstwa_podziemnego.html


 
Na koniec Turbodymomen chciał się pochwalić swoim bobrem, ale po zobaczeniu bobrów kobiet femin, zrezygnował z konkursu. Jednocześnie zapewniając, że za rok postara się lepiej i wyhoduje bardziej włochatego bobra ;) a więc do zobaczenia!


niedziela, 7 marca 2010

Rekolekcje w tradycji katolickiej.


Czas Wielkiego Postu, który obecnie przeżywamy, powinien być dla chrześcijanina czasem największych wyrzeczeń oraz wewnętrznej pracy nad sobą. Ma to nas przygotować nie tylko do owocnego przeżycia Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, ale i do walki przez resztę roku. Do walki nie tylko z otaczającym nas światem, który próbuje wyrugować z naszego życia najpiękniejsze wartości, ale i do walki z samym sobą, gdyż często to nasze nieuporządkowane życie wewnętrzne stanowi największą barierę dla Sprawy, o którą walczymy. „A któż dzielniej wojuje niż ten, kto stara się pokonać samego siebie? To winno być naszym zadaniem: pokonać naprawdę samego siebie, stawać się codziennie coraz mężniejszym, coraz lepszym w tej walce” – pisze Tomasz a Kempis w „Naśladowaniu Chrystusa”. I niejako uzupełniając pisze on kilka rozdziałów dalej: „Nie ma groźniejszego i gorszego wroga duszy niż ty sam, kiedy nie jesteś w zgodzie ze swoim duchem”. Celem wyrobienia tej „szkoły ducha” organizowane są w Wielkim Poście rekolekcje. W tym roku mamy to szczególne szczęście, iż rekolekcje wielkopostne będą głosić w Łodzi księża z Bractwa Św. Piusa X ! Czym jest Bractwo nie trzeba chyba nikomu zaangażowanemu w walkę o Tradycję katolicką przypominać. Na mapie tradycjonalizmu katolickiego jest to z pewnością najbardziej rozpoznawalna „firma” ceniona za swoją bezkompromisowość w walce z modernizmem, liberalizmem i innymi wypaczeniami w Kościele. Wspomnę tylko, że podczas ostatnich rekolekcji Bractwa w Łodzi, poświęconych Mszy Świętej w klasycznym rycie rzymskim, zabrakło miejsc w kaplicy ze względu na tak duże zainteresowanie. Nie wątpię, że i tym razem będzie podobnie, zwłaszcza że zachęca do tego już sam temat rekolekcji: „O naśladowaniu św. Józefa”. Temat jak widać bardzo męski i do mężczyzn głównie skierowany aczkolwiek wszystkie Panie które zjawią się na tychże rekolekcjach będą mogły wiedzieć czego powinny oczekiwać od swoich mężczyzn, co szczególnie w obecnych czasach kryzysu rodziny oraz formy wyrazu prawdziwej miłości między dwojgiem ludzi (oczywiście różnej płci !) wydaje się tematem bardzo palącym.
Rekolekcje wygłosi ks. Jan Jenkins, a szczegółowy ich plan wygląda następująco:

12 marca, piątek
Godz.17.00 – Różaniec (możliwość przystąpienia do spowiedzi)
17.30 wykład
18.00 Msza Św.
18.45 wykład
1930 Droga Krzyżowa

13 marca, sobota
16.00 Różaniec (możliwość spowiedzi)
16.30 wykład
17.30 Gorzkie Żale
18.00 Msza Św.
19.00 wykład

14 marca, Niedziela
09.00 Różaniec (możliwość spowiedzi)
09.30 wykład
10.00 Uroczysta Msza Św.
11.15 wykład

Wszystkie Msze Św. odbywają się oczywiście w klasycznym rycie rzymskim. W kaplicy Bractwa będzie również istniała możliwość nabycia pozycji książkowych dot. Bractwa i jego założyciela – abp. Lefebvre, a także kryzysu w Kościele oraz środkom zaradczym jakie postuluje Bractwo. Oprócz tego do nabycia będą modlitewniki polsko-łacińskie oraz stały periodyk Bractwa w Polsce „Zawsze Wierni” poświęcony szeregowi różnych tematów (m.in. chrześcijańscy mężowie stanu, Społeczne Królestwo Chrystusa Króla czy katoliccy pisarze).
Wszystkich jeszcze nie zorientowanych informuję, że kaplica Bractwa Św. Piusa X w Łodzi mieści się przy ul. Obywatelskiej 74. Serdecznie zapraszamy gdyż nie na co dzień mamy możliwość uczestnictwa w takiej uczcie duchowej !

Marek

czwartek, 4 marca 2010

TurboDymoMen Zaprasza...

Niesamowite, wręcz nieprawdopodobne!!! W najbliższy poniedziałek odwiedzi nasze miasto sam wielki Turbodymomen. Powodem jego wizyty jest gigantycznie wyhodowany bóbr, wieść niesie ,że tylko specjalnie hodowane bobry kobiet femin, mogą stanąć mu na drodze do zwycięstwa. Czy Turbodymomen wygra? Czy bóbr pokaże zęby? Przekonacie się już w najbliższy poniedziałek o 16 na Pasażu Schillera. Zapraszamy!

środa, 3 marca 2010

Konferencja „Państwo jako wyzwanie” w Belwederze

Dzisiaj odbyła się w Warszawie w Belwederze konferencja „Państwo jako wyzwanie”. Prezydent Lech Kaczyński w swoim przemówieniu, wykazał zasadność i konieczność istnienia instytucji państwa. Mówiąc o jego zaletach ,wskazał min.na funkcje regulacyjną, ochronną i kontrolną. Zdaniem prezydenta, Polacy potrzebują państwa nowoczesnego. Nie znaczy to bynajmniej, że ma być ono nieudolne. Odniósł się do całkiem nieodległej historii Polski, w której zrodziła się pod presją totalitaryzmu myśl wolnościowa, głosząca, że „im mniej państwa tym lepiej”. Przy czym myśl ta, była, prądem intelektualnym, naturalną koleją rzeczy w sytuacji, gdy – jak powiedział prezydent – opresorem było państwo totalitarne. Dziś państwa totalitarnego nie ma, jednak wciąż istnieje nurt liberalny, mieniący się nowoczesnym, podczas gdy w rzeczywistości, koncepcje sprzed dwudziestu lat, nie mogą być nowoczesne, a wręcz stanowić zagrożenie. Są to zarówno głosy ruchów pozapolitycznych, niejednokrotnie wrogich koncepcji państwowości, jak i znajdujących się na obrzeżach polityki. Niezmiernie istotną dla rozwoju polskiej gospodarki, jest kwestia własności. W okresie reżimu komunistycznego, własność prywatna nie była przewidziana. Dziś w dobie wolnego rynku, który idzie w parze ze społeczeństwem równych szans, prawo własności jest dobrem powszechnym. Nie może jednak być tak – co zaznaczył prezydent – że własność prywatna wyrasta ponad prawem i dobrem publicznym. Państwo zobowiązane jest chronić dobro obywateli, które nie może być zbudowane na krzywdzie innych. Aby jego działania przyniosły pożądany skutek, za wszelką cenę, musi ono dążyć do równowagi, poprzez ustalanie i wdrażanie zdrowych koncepcji rozwoju tak gospodarki, jak i samego społeczeństwa. Dopiero takie podejście jest w stanie sprostać wyzwaniom, jakie niesie ze sobą życie. Na tym też ma się zasadzać nowoczesność państwa.  

M.B